Niby powerbank, niby router, ale w sumie nie wiem dla kogo - Adata AE400
Do teraz nie wiem czym właściwie jest Adata AE400. To małe urządzonko służyło mi jako najpierw jako powerbank, a potem przydało się, gdy mój dostawca internetu postanowił ograniczyć liczbę podłączonych do routera urządzeń do pięciu, a ja uparłam się na tymczasowe podłączenie siedmiu. AE400 potrafi jeszcze służyć jako czytnik kart SD i bezprzewodowy dysk z pamięcią na karcie SD. Czy jeśli coś jest do wszystkiego to jest do niczego?
Kocham powerbanki. W dobie smartfonów i to takich z niewymiennymi bateriami, powerbanki to jedyne urządzenia, które potrafią zapewnić jako taki spokój i pewność, że nie zostanie się nagle kompletnie odciętym od świata, gdy padnie smartfon.
Dlatego przyjęłam do testów AE400. Nie bez znaczenia było też to, że chciałam zobaczyć, czy urządzenie na żywo wygląda tak okropnie, jak na zdjęciach. Przekonałam się - na żywo wzór przypominający nieco fakturę ścian ula wygląda o wiele lepiej, a przede wszystkim sam powerbank jest mniejszy, niż myślałam. Urządzenie mieści się w dłoni i jest dosyć lekkie, tak, że zmieści się w kieszeni kurtki, torebce czy nawet w spodniach.
Z przodu umieszczono przyciski odpowiadające za włączanie/wyłączanie i zmianę funkcji, a z boków wejścia - micro USB, które służy do ładowania, USB, a z drugiej strony wejście na kartę. Całość jest dla mnie nieco zbyt błyszcząca i przez to podatna na zarysowania, ale wykonanie jest bardzo przyzwoite.
Urządzenie pracuje w trzech trybach określanych przez trzy diody na obudowie. Domyślnie po włączeniu jest to przesył danych WiFi, ale zmienić można go na tryb powerbanku lub powerbanku z udostępnianiem połączenia.
Według specyfikacji bateria AE400 ma pojemność 5000 mAh. Realnie udało mi się ustalić po wielokrotnych testach, że AE400 ładuje baterię wyłączonego Nexusa 4 średnio do 140%. Bateria Nexusa 4 ma według specyfikacji pojemność 2100 mAh. Natomiast wyłączonego Nexusa 7 z baterią 4325 mAh powerbank ładuje średnio do 80%. Wszystko to zależne jest więc od rodzaju i specyfikacji baterii.
Przyznaję, że to jedno z największych rozczarowań odnośnie AE400. Moja prywatna przenośna bateria kosztująca mnie niecały rok temu sześćdziesiąt kilka złotych, producenta nieznanego, pochodzenia nawet nieznanego, o której wiadomo tylko, że “5600 mAh” spisuje się znacznie lepiej. I to pomimo niewielkiej różnicy pojemności - po prostu w realnym użyciu, takim na przykład w podróży, potrafi podtrzymać i doładować te same urządzenia odczuwalnie dłużej.
Denerwująca jest też dioda pokazująca stan naładowania baterii. Pomiędzy 100 a 50% jest zielona, potem robi się pomarańczowa, a po przekroczeniu progu 25% robi się czerwona, następnie się wyłącza przy całkowitym rozładowaniu. Czyli człowiek nie wie, czy ma 90% baterii, czy na przykład tylko 52% i nie ma tego jak sprawdzić.
Nie samym ładowaniem człowiek żyje
AE400 można podłączyć do komputera przez microUSB i w ten sposób ładować, a jednocześnie korzystać jak z czytnika kart. Jednak bezprzewodowe możliwości robią większe wrażenie. Urządzenie pozwala na udostępnienie zawartości pamięci karty lub dysku USB przez sieć WiFi.
Jednak by korzystać w ten sposób z AE400, trzeba połączyć się z siecią tworzoną przez niego, co oznacza, że trzeba rozłączyć się z siecią, która dostarcza połączenia z internetem. AE400 ma na to sposób - umożliwia stworzenie hotspotu, czyli przesyłania sygnału przez siebie do maksymalnie 10 urządzeń.
Jednak stworzony w ten sposób hostpot straszliwie i odczuwalnie ucina transfery. Internet staje się wolniejszy nawet do 30-40 procent, więc na dobrą sprawę używanie go jako na stałe włączonego internetu z dostępem do karty SD mija się z celem. To tymczasowe rozwiązanie - gdy chce się przesłać większe pliki do kilku osób naraz, gdy hotelowe lub domowe połączenie ogranicza liczbę urządzeń i tak dalej. Rozwiązanie awaryjne. AE400 nie obsługuje też zabezpieczeń sieci WEP.
Miłe jest za to to, iż Adata udostępniła aplikację mobilną na Androida i iOS, za pomocą której można nie tylko skonfigurować ustawienia, ale też uzyskać dostęp do plików w podłączonych pamięciach. Producent chwali się, że transfery pozwolą na odtwarzanie filmów 1080p trzem użytkownikom jednocześnie lub 720p pięciu jednocześnie. Niestety tego nie miałam jak sprawdzić - zabrakło mi urządzeń.
Aplikacja poprawnie wczytuje pliki, ale na Androidzie po wciśnięciu przycisku "wstecz" nie przenosi do poprzedniego ekranu, a chce zamykać aplikacje. Szalenie irytujące. Poza tym estetycznie tkwi gdzieś w epoce Gingerbreada.
Nie da się również jednocześnie podłączyć pendrive'a i karty SD. Priorytet ma karta, a by przełączyć się na pamięć pendrive'a trzeba wyłączyć i włączyć urządzenie, co na szczęście trwa kilka sekund do ponownego osiągnięcia pełnej funkcjonalności.
Tylko, że z testowanych przeze mnie 3 pendrive'ów, AE400 obsłużyło tylko dwa. Trzeciego nie widzi, chociaż na komputerze wszystko jest w porządku. Nie i już.
Niby nie jest źle, ale dobrze też nie jest
Urządzenie kosztujące w wielu sklepach internetowych 200 złotych nie jest złe. Na pewno znajdzie zastosowanie u specyficznej, konkretnej grupy użytkowników, jednak by powiedzieć, że przyda się wielu osobom byłoby przesadą. Zbyt dużo w nim kompromisów i drobnych, małych wad.
Powerbank o tej wydajności kosztuje zwykle połowę ceny AE400. Nie posłuży jak hotspot ani bezprzewdowy czytnik pamięci, ale czy naprawdę tego nam potrzeba? Jeśli tak, to można skusić się na to urządzenie. Jednak w większości przypadków odpowiedź zabrzmi "nie".