Tesla Model S to iPhone świata motoryzacji
W segmencie smartfonów i komputerów przenośnych trwa wyścig zbrojeń. Nie wzbudza on już tak dużych emocji jak dawniej, stąd też oczekuje się „nowości” m.in. na rynku inteligentnych zegarków. Pójdźmy jednak duży krok dalej – co by było, gdyby zrewolucjonizować inną branżę, która ma ogromny wpływ na miliony ludzi? Ta rewolucja już się dzieje - poznajcie Teslę, nowe Apple sektora motoryzacyjnego.
O samochodzie napędzanym wyłącznie przez energię elektryczną konstruktorzy – i kierowcy - marzą już od dawna. Wprawdzie dotąd nie doczekaliśmy się przełomu w tej dziedzinie, ale Tesla Motors jest tą firmą, której do tego celu najbliżej. Flagowy pojazd koncernu to Model S, który w prestiżowym teście amerykańskiego Związku Konsumentów zyskał bardzo wysoką ocenę, 99/100, łamiąc wiele stereotypów o pojazdach elektrycznych. Samochód w wersji podstawowej przyspiesza do 100 km/h w 6 sekund, a jego prędkość maksymalna sięga 200 km/h. Na jednym ładowaniu bez problemu dojedziemy z Warszawy do Trójmiasta, a baterię podpinamy do zwykłego domowego gniazdka albo na specjalnych stacjach Tesli. A to dopiero pierwszy komercyjny model firmy.
Innowacja od pierwszego wejrzenia
Innowacyjność samochodu produkowanego przez Tesla Motors nie kończy się tylko na samym fakcie, że jest on elektryczny. Weźmy kluczyk do tego wozu: ma on postać… miniaturki modelu S wielkości resoraka. Aby otworzyć przedni bagażnik wciskamy jego odpowiednik na zminiaturyzowanej wersji, analogicznie z tylnym, a aby otworzyć samochód dwukrotnie klikamy na dach. Genialnie proste i intuicyjne – niczym „slide to unlock”.
Otwarcie samochodu wiąże się z wysunięciem klamek, które dla zachowania linii wozu i niższego oporu powietrza są automatycznie chowane. Samochód ładujemy poprzez gniazdko przypominające serce Ironmana, które jest ukryte w boku tylnej lampy, a wnikliwy obserwator zwróci także uwagę na brak rury wydechowej i podwójny bagażnik. Magia zaczyna się, gdy wsiądziemy za kierownicę – duży podwójny ekran pozwoli nam nie tylko przeglądać internet, który mamy zapewniony na pierwszy rok gratis, ale także otworzyć szyberdach, sprawdzić wydajność elektrycznego silnika i ekonomiczność jazdy oraz wiele innych funkcji i personalizacji.
Model S jest jak pierwszy iPhone - to dopiero początek
Sam model S jest już imponującym produktem, jednak Elon Musk, szef Tesli, nie poprzestaje na laurach i dąży do implementacji nowych, śmiałych innowacji. Elektryczne samochody nadal wzbudzają obawy wielu kierowców, głównie co do ich zasięgu oraz czasu ładowania. Nikt nie chce przymusowo tracić na „tankowanie” kilku godzin. Już teraz w modelu S czas ładowania jest niski, ale Musk idzie o krok dalej. W przyszłości zamiast czekać na stacji, aż bateria się naładuje, po prostu będziemy ją wymieniać na pełną, czyli skorzystamy dokładnie z tego samego mechanizmu jakim ludzie posługiwali się podróżując w średniowieczu, wymieniając w zajazdach konie na świeże i wypoczęte.
Elon Musk wybiega jeszcze bardziej w przód – w przyszłym miesiącu planuje podzielić się szczegółami swojego projektu o roboczej nazwie Hyperloop. Ma on polegać na rewolucji w podróżowaniu, która będzie się odbywać za pomocą specjalnych, wypełnionych próżnią tub, a cały system będzie napędzany energią słoneczną. Brzmi bardzo futurystycznie, ale mając na uwadze fakt, że Japończycy już testują pociągi, które nie muszą się zatrzymywać, aby zabrać i wysadzić pasażerów, warto śledzić ten projekt z pełną powagą.
Uważaj Fordzie, bo skończysz jak Nokia
Gdy Apple wchodziło na rynek komputerowy zarząd Microsoftu prawdopodobnie uśmiechał się lekceważąco. Ten sam uśmiech gościł zapewne w siedzibie Nokii, która świętowała lata dominacji rynkowej. Szefostwo najstarszej firmy motoryzacyjnej w USA, liczącego sobie 110 lat Ford Motor Co. powinno szybko wyciągnąć wnioski z błędów popełnianych przez topowe światowe koncerny. Tesla to najmłodsza amerykańska firma z tego sektora. Zaledwie po 3 latach od debiutu giełdowego weszła w skład ważnego indeksu Nasdaq-100. Dla porównania, General Motors, właściciel takich marek jak choćby Cadillac, Chevrolet, Opel i Hummer, a zarazem producent silników okrętowych, instalacji przemysłowych i technologii komunikacyjnych powrócił do indeksu S&P500 zaledwie kilka tygodni temu, po tym jak firma podniosła się z kolan, na które 4 lata temu rzuciła ją wizja bankructwa.
Giełdowa kapitalizacja Tesli przekracza obecnie 15 miliardów dolarów, czyli więcej niż potrzeba aby kupić koncern Fiata albo Mazdy. Co ważne, pierwszy kwartał tego roku Tesla Motors zakończyła zyskiem w wysokości 11,2 mln i przychodami przekraczającymi 560 mln dolarów. Ten pierwszy w historii firmy dodatni kwartał wywołał euforię inwestorów, akcje poszybowały o 25% w zaledwie jedną sesję.
Dlaczego więc inwestorzy są skorzy płacić znacznie więcej za firmę, która zarabia „od wczoraj”, zamiast za stabilne spółki z wieloletnią historią? Odpowiedź jest prosta: na giełdzie kupujemy przyszłość, a dla tej firmy wygląda ona bardzo obiecująco. W tym roku Tesla planuje sprzedać 21 tys. sztuk modelu S, co jest ambitnym celem, a w 2014 r. ruszy produkcja 7-osobowego, rodzinnego crossovera.
Bardzo znamienna była decyzja zarządu Tesli, aby dziewięć lat wcześniej niż to konieczne spłacić pożyczkę jaką otrzymali od amerykańskiego rządu w kwocie ponad 450 milionów dolarów. To szczególnie ważne wydarzenie, gdyż wielu sceptyków (w tym były pretendent do fotela prezydenta USA, Mitt Romney) zarzucało firmie, że funkcjonuje tylko dzięki państwowym dopłatom z pieniędzy podatników. Z tego samego programu amerykańskiego Departamentu Energii milionowe pożyczki otrzymał także Ford oraz Nissan, którym jednak daleko do ich spłaty.
W maju tego roku Rolls-Royce ogłosił, że otworzy pierwszy salon w Polsce. Informacja ta została przyjęta z dużym entuzjazmem przez fanów motoryzacji, a ponadto była interpretowana jako wzrost znaczenia i atrakcyjności polskiego rynku motoryzacyjnego. Osobiście bardziej bym się cieszył, gdyby to Tesla wjeżdżała na polskie drogi. Old Money stają się coraz bardziej nudne i przewidywalne, a zamiast superluksusowych samochodów potrzebne są nam powszechnie dostępne innowacje, które nie tylko napompują ego, ale przede wszystkim ułatwią życie.
Przemysław Gerschmann - Redaktor naczelny Equity Magazine, analityk inwestycyjny w globalnym banku. Absolwent studiów podyplomowych z zakresu wyceny spółek w Szkole Głównej Handlowej oraz magisterskich z finansów i rachunkowości. Pasjonat rynków finansowych i procesów ekonomicznych.