Mój wymarzony aparat
Popuśćmy wodzę fantazji. Załóżmy, że możemy mieć aparat idealny. Możemy go stworzyć z dowolnych podzespołów o najlepszych specyfikacjach. Co byście wybrali? Poniżej jest moja lista.
Typ aparatu
Mój idealny aparat powinien mieć przede wszystkim wymienną optykę. Powinien też być mały i stosunkowo lekki. Aparat musi być wyposażony w wizjer do kadrowania. Nie powinien mieć natomiast lustra, które jako element mechaniczny może się łatwo zepsuć i ma tę wadę, że jest głośne. Zatem mój wymarzony typ aparatu to bezlusterkowiec pokroju Leiki M lub Fuji X-Pro1.
Brak lustra powoduje usunięcie toru optycznego z wnętrza aparatu, co wpłynie pozytywnie na rozmiary. Kadrowanie przez wizjer mogłoby się odbywać na zasadzie dalmierza, przy czym ideałem byłoby, gdyby można było przełączać wizjer optyczny na cyfrowy. Podobne rozwiązanie jest stosowane w Fuji X100s. Jedno okienko wizjera może wyświetlać zarówno obraz optyczny, jak i cyfrowy, a przełączanie między nimi odbywa się za pomocą wygodnej dźwigienki. Cyfrowy wizjer musi być najwyższej klasy, niedopuszczalne są lagi i smużenie. Tutaj ideałem byłby podrasowany elektroniczny wizjer z lustrzanki Sony A99 i bezlusterkowca Sony NEX 6.
W założeniu mój idealny aparat musi oferować osiągi na poziomie topowych lustrzanek, przy zachowaniu rozmiarów niewielkich bezlusterkowców. Na tym polu ideałem co do wielkości byłoby Fuji X100.
Wygląd i obsługa
Dla fotografa wygląda aparatu jest sprawą drugorzędną, ale jeżeli mam wybrać sprzęt marzeń, dobrze by było gdyby także cieszył oko. Postawiłbym na elegancki, klasyczny wygląd, przypominający analogowe dalmierze. Ideałem byłaby obudowa Leiki M lub Fuji X100 – obie wyglądają fenomenalnie. Szkielet korpusu powinien być wykonany w całości ze stopów lekkich metali, dokładnie jak w Nikonie D4. Zapewniłoby to odporność na uderzenia i upadki. Obudowa powinna być także uszczelniana, żeby można było bez przeszkód fotografować nawet na dużym deszczu.
Forma musi wynikać z treści, dlatego analogowy wygląd aparatu pociągałby za sobą odpowiednią obsługę, czyli lekko zmodyfikowane, klasyczne rozwiązanie z analogowych dalmierzy. Ideałem – ponownie – jest rozwiązanie znane z najnowszych konstrukcji Fuji. Górna ścianka aparatu musi zawierać jedynie włącznik, pokrętło czasów (na którym można także włączyć tryb preselekcji przysłony A), oraz pokrętło kompensacji ekspozycji. Przysłona byłaby zmieniana za pomocą pierścienia na obiektywie, tak jak miało to miejsce w analogowych lustrzankach i dalmierzach. Zmiany przysłony musiałyby być realizowane mechanicznie, czyli kręcenie pierścieniem przysłon powinno bezpośrednio powodować rzeczywiste skoki przysłony. Opcja z elektrycznym silniczkiem pośredniczącym w zmianach przysłony całkowicie odpada. Pozostaje kwestia zmiany ISO. Najwygodniej byłoby zmieniać je za pomocą pokrętła na tylnej ściance, umieszczonego pod kciukiem.
Na dobrą ergonomię składa się także tylny panel aparatu. Musiałby być wyposażony w ekranik o dużej przekątnej i dużej rozdzielczości. Ekran musiałby być także dotykowy oraz odchylany. Pod tym względem ideałem jest dla mnie ekranik Samsunga NX300, który widziałbym w moim wymarzonym aparacie. Prawą i lewą stronę tylnej ścianki rozplanowałbym tak, jak jest to zrobione w lustrzankach Nikona. Wybierak po prawej stronie służyłby do wybierania aktywnego punktu AF, a w trybie podglądu środkowy przycisk powiększałby zdjęcie do 100%, centrując je na wybranym punkcie ostrości. Pozwoliłoby to na szybkie sprawdzenie ostrości zdjęcia.
Serce aparatu - matryca
Rzecz najważniejsza, czyli matryca. Postawiłbym na duży, pełnoklatkowy sensor, który zapewni najlepszą jakość. Musiałaby być to konstrukcja znana z najlepszych lustrzanek. Od roku ok. 2008 jakość cyfrowych pełnych klatek jest na tyle wysoka, że trudno znaleźć sytuacje, w których nie dałoby się nimi zrobić pięknego zdjęcia. Obecnie to bardziej fotograf ogranicza pełnoklatkową matrycę, nie odwrotnie.
Rozdzielczość matrycy powinna zawierać się między 20 a 24 megapikselami. Pozwoli to na swobodne kadrowanie zdjęć w postprocesie. Taka rozdzielczość pozwoli także zachować sensowną wagę plików, dzięki czemu karty pamięci nie będą zapychać się w szalonym tempie. Rozdzielczość na takim poziomie ma także zaletę w postaci szybszej obróbki zdjęć. Nie będzie tu potrzebna ultranowoczesna konfiguracja komputera, tak jak ma to miejsce np. w Nikonie D800 i jego matrycy 36 megapikseli.
Osiągi matrycy powinny być dokładnie takie, na jakie pozwala pełna klatka. Rozpiętość tonalna i oddanie kolorów powinno być na poziomie Nikona D800. Jest to poziom, który nie ogranicza fotografa absolutnie w niczym. Szeroki zakres tonalny powinien pozwolić odratować całkowicie niedoświetlone zdjęcie, przy czym po wyciągnięciu cieni zdjęcie powinno charakteryzować się małymi szumami oraz dobrymi kolorami – dokładnie, jak w najnowszych pełnych klatkach Nikona. Aparat powinien też pozwalać na odzyskiwanie świateł. Pod tym względem powinien zachowywać się tak, jak stare, nieodżałowane Fuji S5 Pro.
Czułości ISO aparatu to dla mnie także bardzo ważny parametr. Bardziej od maksymalnej dostępnej czułości interesuje mnie zachowanie na poszczególnych ISO. Pod tym względem ideałem jest Nikon D3s i D4, ze wskazaniem na tego drugiego. D3s oferuje użyteczne ISO na poziomie 12.800, ale minimalna wartość czułości to ISO 200. D4 wyposażony jest w nominalne ISO 100, przez co zakres przesunięty jest o oczko w dół. Inżynierowie Nikona poradzili sobie jednak z tym zagadnieniem i mimo przesunięcia skali, ISO 12.800 pozostało w pełni użyteczne, co należy uznać za duży postęp, mimo braku poprawy na górze zakresu. Jeżeli więc mowa o ISO, mój wymarzony aparat musi zachowywać się tak, jak Nikon D4.
Migawka i autofocus
Czasy migawki powinny wynosić od 30 sekund do 1/8000 sekundy. Pozwoli to dowolnie rozmyć lub zamrozić każdy ruch. Mój idealny aparat powinien też wyróżniać się dużą szybkostrzelnością i odpowiednio pojemnym buforem, który nie będzie powodował zadyszki aparatu przy długiej serii. Poziom 8 – 10 klatek na sekundę byłby optymalny, przy czym dobrze by było, gdyby seria mogła być dowolnie długa, nawet przy fotografowaniu w RAWach.
Idealny autofocus to taki, który działa szybko i nie myli się nawet w najtrudniejszym oświetleniu. Moduł AF mógłby zostać przeniesiony z flagowca Nikona, D4. Brak lustra i toru optycznego wymagałby zastosowania specjalnych komórek detekcji fazy na matrycy. W moim idealnym aparacie jedynie detekcja fazy wchodzi w grę, jako rozwiązanie o wiele sprawniejsze od detekcji kontrastu. Pól autofocusa nie musi być wiele – wystarczyłoby np. 11. Głównym kryterium jest jednak ich rozłożenie. Musiałyby być równomiernie rozłożone po całej powierzchni kadru, a nie skumulowane w centrum, jak ma to miejsce np. w Nikonie D600.
Dodatki
Idealny aparat musi mieć złącze gorącej stopki. Musi mieć także wbudowaną, małą lampę. Ideałem byłaby flash wyskakujący z górnej ścianki, który można by było odchylać ku górze. Pozwoli to na proste odbijanie błysku od sufitu, co znacznie podniesie jakość światła na zdjęciach. Podobne rozwiązanie jest w aparacie Sony NEX 7.
Aparat musiałby mieć też łączność WiFi, dzięki której można będzie wygodnie wysyłać zdjęcia na komputer bez kabli. Bateria aparatu powinna pozwalać na wykonanie 1000 zdjęć na jednym ładowaniu. Zdjęcia powinny być zapisywane na kartach pamięci SD, co wcale nie jest takie oczywiste w przypadku topowego sprzętu fotograficznego. Standard SD to małe rozmiary, duża dostępność i łatwy odczyt w większości urządzeń, niewymagający dodatkowego adaptera.
Dlaczego taki aparat nigdy nie powstanie?
Teoretycznie wszystkie elementy układanki są dostępne. Idealny aparat musiałby być połączeniem topowych modeli kilku firm. Obudowa Leiki M lub Fuji X100, matryca i moduł AF Nikona D4, ekran Samsunga NX300, wbudowana lampa Nexa 7 od Sony. To wszystko już na rynku funkcjonuje, tylko nikt nie połączył tego w całość. Najbliżej jest Leika M i Sony RX-1. Tyle tylko, że tej pierwszej brakuje autofocusa i kilku niezbędnych dodatków, a ten drugi nie ma wymiennych obiektywów ani wizjera.
Idealny aparat istnieć może jedynie na papierze. Zakup takiego sprzętu byłby końcem pogoni za sprzętowym króliczkiem. Taki aparat pozwalałby na wykonanie zdjęć w każdych warunkach i byłby ostatnim zakupem fotografa, jeśli mowa o korpusie. Twarde realia rynku nie pozwolą żadnej firmie na wypuszczenie takiego sprzętu, bo byłby to strzał w stopę. W krótkiej perspektywie firma zarobiłaby ogromne pieniądze, bo wielu przesiadłoby się na taki sprzęt. Pytanie tylko co byłoby później.
Na szczęście pomarzyć można zawsze. A jaki jest Wasz idealny aparat?