REKLAMA

Kolejny rok, kolejne Call of Duty, kolejny rekord sprzedaży?

Już od wielu lat tradycją w świecie gier wideo jest wydawanie w okresie przedświątecznym kolejnej części Call of Duty. Tradycją również stały się narzekania graczy na to, że kolejne części serii nie oferują zadowalającej ilości udoskonaleń, a już po premierze informacje twórców o kolejnych rekordach sprzedaży. Czy tym razem historia również się powtórzyła?

Kolejny rok, kolejne Call of Duty, kolejny rekord sprzedaży?
REKLAMA

W przypadku Call of Duty: Black Ops II nie można mówić o zupełnym braku zmian, bo przynajmniej jedną widać gołym okiem i jest to przeniesienie akcji w przyszłość, do roku 2025. Dało to developerom większe niż dotychczas pole do popisu w tworzeniu arsenału broni, czy gadżetów, którymi będzie można posługiwać się podczas rozgrywki. Doszły nowe tryby gry, usprawniony został multiplayer, poprawiona została grafika.

REKLAMA

Ale wciąż jest to tak naj prawdę kosmetyka. Kampania, oprócz nowoczesnego sprzętu, nie powinna różnić się konwencją od tych z poprzednich części. Masa wybuchów, tysiące wrogów, nie mniej skryptów. Silnik graficzny jest ten sam, co w wydanym w 2007 roku Call of Duty 4. Dodatki w multiplayerze na pewno nie przewrócą sposobu gry do góry nogami. Gdy ktoś zdecyduje się kupić Black Ops II na pewno nie zostanie niczym zaskoczony.

A mimo to jak co roku z ust szefów Activision płyną komunikaty, że najnowsza część serii była największą premierą w jej historii. Dokładne dane co do wolumenu sprzedaży Black Ops II nie zostały podane, ale przychody z pierwszych 24 godzin rzędu 500 milionów dolarów, w porównaniu z 400 milionami rok wcześniej pozwalają sądzić, że sprzedało się zdecydowanie więcej kopii.

black_ops

Ilość sprzedanych konsol obecnej generacji rośnie z roku na rok, więc w tym można dopatrywać się bicia kolejnych rekordów. Nie da się jednak samymi konsolowymi „świeżakami” uzasadnić w pełni tej tendencji i wiele osób posiadających poprzednią część gry co roku po prostu kupuje kolejną. Chociaż wcale nie odczuwa w związku z tym szczególnego skoku jakościowego.

Wiadomo, że negatywne głosy słychać najgłośniej i „hejterzy” Call of Duty popiszą sobie w Internecie, a reszta po prostu pójdzie do sklepu po grę. Jednak takie postępowanie ogółu graczy zabija trochę  innowacyjność w tworzeniu gier wysokobudżetowych i jest dosyć osobliwym zjawiskiem. Z jednej strony gdyby spytać przeciętnego gracza, czy woli grę taką samą jak przed rokiem, tylko z innymi misjami, czy coś zupełnie nowego, niestandardowego i unikalnego, zapewne wybrałby drugą odpowiedź. A jednak gdy przychodzi czas „działania”, w przypadku nowatorskich gier (chociażby Bulletstorm) mówi się o sprzedażowej porażce, a przy n-tych sequelach oferujących z grubsza to samo o kolejnych rekordach sprzedaży.

W przypadku Call of Duty mozna to tłumaczyć tylko siłą przyzwyczajenia nabywców. W grach sportowych czynnikiem, który ma motywować do zakupu nowych części są albo usprawnienia w gameplayu, albo przynajmniej aktualizacje składów i większa baza osób grających w sieci. W przypadku gier z ciągnącą się fabułą, jak na przykład Assassin’s Creed chęć odkrywania historii może być głównym motywatorem. Call of Duty jednak ma tak potężną bazę graczy, że w trybie sieciowym jeszcze przez lata serwery do starszych części będzie można liczyć w setkach, a fabuła nie jest na tyle rozbudowana, żeby decydowała o zakupie kolejnej części.

REKLAMA

Nie mam nic przeciwko sequelom, ale dawno przestałem być fanem Call of Duty. Czwórka naprawdę była czymś wielkim, co zapadało w pamięć na długi czas. Ale to było pięć lat temu i pięć gier w serii temu.

Jednak nowa generacja konsol jest już zdecydowanie bliżej, niż dalej i jest to najlepszy czas dla twórców na tworzenie nowych marek i czynienie znaczących zmian w tych istniejących. Pewnie trochę w przymusu, ale może dostaniemy w końcu Call of Duty, które będzie czymś zaskakiwało.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA