Kup sobie Valhallę, tylko po co?
![Kup sobie Valhallę, tylko po co?](/_next/image?url=https%3A%2F%2Focs-pl.oktawave.com%2Fv1%2FAUTH_2887234e-384a-4873-8bc5-405211db13a2%2Fspidersweb%2F2012%2F05%2Fvalhallasprzedaz-380x122.jpg&w=1200&q=75)
Kiedy przed miesiącem opisywałem swoje wspomnienia na temat obydwu Valhalli, założyciel serwisu we wszystkich mediach społecznościowych grzmiał „co za bzdury!”. Ponieważ tekst był bardzo miły i sentymentalny, uznałem to po prostu za specyficzną formę zwrócenia uwagi na tak ciepły artykuł przez jednego z głównych zainteresowanych. Podziałało, oglądalność była bardzo dobra, a sam tekst zgodnie z moimi podejrzeniami chyba też nie był najgorszy, ponieważ dziś Valhalla linkuje go na swojej stronie głównej jako jedyną słuszną historię serwisu. A czemu to robi? Bo to już koniec Valhalli…
Szybko okazało się, że wspomniane rozdmuchane „bzdury!!!” dotyczyły jednego zdania związanego z firmą Ontel, w którym zresztą zastrzegłem, że dokładnie nie pamiętam i należałoby pytać udziałowców. Szybko udało się to nawet sprostować. Pod komentarzami Adama Jesionkiewicza pojawiła się jednak cała litania uwag i zażaleń, głównie na kanwie „za mało, za krótko” (wszystko z miejsca biorę jako komplement, o Harrym Potterze dzieciaki też tak krzyczały). Pojawili się nawet redaktorzy konkurencyjnych serwisów oburzeni faktem, że zupełnie o nich nie wspomniałem. Moja bezczelność momentami naprawdę nie zna granic, a jeszcze na dodatek jestem beztroski i robię sobie jaja. O tym, że ludzie związani z grami mają spore problemy z dystansem do siebie mówię poniekąd autoironicznie – w środę będę pisał o tym w kontekście histerii jaką wywołał pewien materiał TVP.
Wśród licznych uwag, zażaleń i propozycji, pojawiły się też pretensje o to, że o Valhalli napisałem w kontekście „upadłych legend”, zwłaszcza jeśli wiedziałem, że twórcy pracują nad nową wersją. W tym akurat tkwił rzeczywiście pewien nietakt, przemianowałem nawet cykl na „legendy polskiego internetu”, zwłaszcza, że z nim naprawdę nigdy nic nie wiadomo. Przemek Pająk przed kilkoma dniami poinformował mnie, że chyba niestety z tym wieszczeniem przedwczesnej żałoby miałem jednak rację, ponieważ Adam Jesionkiewicz nie znalazł „interesujących” inwestorów dla kolejnej odsłony serwisu i lada moment domena i marka Valhalla trafi na Allegro.
Na Allegro nie trafiła, domenę i markę można kupić na chwilę obecną bezpośrednio u właściciela, co jest zresztą moim zdaniem trafnym posunięciem, ponieważ Valhalla.pl jest bezcenna. Dokładnie tak – bezcenna, przy czym rozumiem przez to, że Adam prawdopodobnie nie dostanie za nią prędko takich pieniędzy, za jakie odsprzedanie kawałka swojego życia i ciekawej historii polskiego internetu (oj, chyba znowu jestem za miły, znowu będzie krzyk o bzdurach…) byłoby opłacalne.
Zastanawiam się też troszkę, czy znalazłby się w polskim lub zagranicznym internecie szaleniec, który chciałby startować dziś z kolejnym samodzielnym serwisem o grach. To znaczy takim, który nie ma wsparcia żadnego dużego portalu, a jego bezpośrednim rywalem byłyby Gry-OnLine. Dodam tylko, że sytuacja w polskich serwisach o grach przywodzi nieco na myśl Bundesligę. Od czasu do czasu trafi się jakaś Borussia i ma swoje pięć minut w blasku fleszy, ale Bayern Monachium jest tylko jeden…
Wszystko zależy od ceny – kupić domenę valhalla.pl? Ta może być warta nawet jakieś pieniądze, jeśli znajdzie się biuro turystyczne zorientowane na Skandynawię. Kupić markę Valhalla? Moim zdaniem marka Valhalla to skarb, to zabytek i uprawiając taką pozytywistyczną formę poezji: powinien być wyłączony z obrotu prawnocywilnego, ponieważ nie da się łatwo wycenić jej wartości.