Wizualne tournee Facebooka... za szybko?
Wszyscy kochamy Facebooka. Wszyscy mamy Facebooka (a jeśli nie, to jak polecasz nowe artykuły na SW?). Facebook pomaga nam kontaktować się ze znajomymi (nawet tymi, których najchętniej zakopalibyśmy w przydomowym ogródku). Facebook, wreszcie, wychodzi na przeciw naszym oczekiwaniom. Nawet tym, o których nie mamy pojęcia. Na przykład ostatnio doszedłem do wniosku, że warto byłoby sobie strzelić w sieci jakieś portfolio. Parę dni później dowiedziałem się, że Facebook z radością postanowił przekształcić tak strony profilowe, żeby wyglądały one właśnie jak wspomniane portfolio. Całość ma być zaprezentowana podobno 3 października, jednak jeśli ktoś umie się zakręcić i opanował już nowy timeline, może sobie sprawić tę przyjemność już teraz. Gorzej trochę z ergonomią całości, ale przecież darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby.
Przyznam szczerze, że o ile dodawanie nowych funkcji w Facebooku jeszcze jest dla mnie znośnym pomysłem (typu np. sklep muzyczny), o tyle cykliczne (r)ewolucje portalu w zakresie wyglądu trochę mnie przerażają - zdecydowanie in minus wyróżniał się tu nowy wygląd tablicy, która mnie po prostu przeraziła. Czułem się niejako zmuszony do korzystania z czegoś, co zaczęło mi powoli przypominać kokpit statku kosmicznego (a jak dodać tam jeszcze pracę na dotykowym ekranie, to już będę rozumiał, jaką frajdę mogli mieć piloci Minbari z Babylon 5, gdzie po prostu się machało ręką nad panelem, a statek sobie radośnie wirował i dokonywał akrobacji w nadprzestrzeni). Po lewej - no, diabli wiedzą, co, ale zakładam, że tego już nie zobaczę na tablicy, więc się naklikam. Po prawej - na bieżąco cały czas zmiany. Najdrobniejsze. Pośrodku... logiki się jeszcze do końca nie dopatrzyłem w filtrowaniu wiadomości, które powinny mnie interesować, ale zakładam, że jakaś istnieje. Cóż - nowa tablica doprowadza mnie do szału, ale niech będzie. Niech już Facebook myśli za mnie i oszczędzi mi przewijania postów, które mogą mnie nie interesować (dzięki takiemu podejściu o ślubie koleżanki dowiedziałem się z jej innego posta - imię było to samo, avatar ten sam, tylko nazwisko inne... i szpiegujemy dziewczynę na jej profilu. I okazuje się, że, gratulacje, panna się była hajtnęła).
Pierwszy krok zatem w generalnym remoncie uważam za wpadkę.
Lepiej jest z drugim.
Kolorowo i wesoło do kwadratu. Po lewej - dalej timeline, cobym nie stracił nic istotnego. Trochę bliżej środka - suwak, dzięki któremu można szybko przeskoczyć do wybranego okresu naszej aktywności (sama w sobie rzecz bardzo fajna w teorii). W praktyce pośrodku ekranu wywala mi informacje typu "~zakończył pracę w [...]", moich statusów niet, tylko potężna galeria zdjęć i średnio interesujących detali, które zostały wyeksponowane tak, że wygląda na to, że zmiana języka Facebooka jest dla mnie elementem kluczowym, który zmienił moje życie. Ponadto nawigowanie po tej osi jest ciężkie - wrażliwa ona niczym dziewica w obliczu nadciągającego smoka i jedno machnięcie myszką powoduje rollowanie wszystkiego ile wlezie.
A sama tablica... cóż. Można sobie wstawić fajne tło, mamy podsumowanie pod obrazkiem profilowym... zresztą - widać wszystko jak na dłoni. Te widgety jednak są znów porozstawiane według niezrozumiałej logiki (którą ma niby determinować oś pomiędzy dwiema kolumnami). Jak powiedziałem - kolorowo i wesoło, jednak znów... czegoś brakuje. Może to kwestia przyzwyczajenia, ale do mnie nowy wygląd nie przemawia. Jest koszmarnie poszatkowany i trudno mi się dopatrzyć w tym sensu.
Bardziej irytujący jest fakt, że pomimo pozornej możliwości rekonfiguracji wszystkiego, nie mam wpływu na to, co gdzie będzie się znajdować. A to bardzo by mi pomogło - może po prostu jestem marudny, ale jeśli Facebook zaczyna wyglądać jak monstrum z widgetami, to niech te widgety faktycznie będą nimi, a nie stertą tabelek.
Po prostu - dziękuję, wysiadam. Nie jest to dla mnie ewolucja, która mnie zachwyca. Pytanie, ile osób jeszcze zirytuje, skoro zaprezentowana już ładnych parę miesięcy temu nowa przeglądarka zdjęć też miała od groma przeciwników. Miejmy nadzieję, że ten szczegół będzie opcjonalny. Inaczej będę się czuł, jakby Zuckerberg mnie indoktrynował swoimi rozwiązaniami.
A to już nie jest przyjemne. Najwyższy czas na emigrację?
Raczej nie...