To? kupię na pewno
Magic Mouse może być pierwszą myszką z dotykową powierzchnią na wykonywanie gestów. Może mieć jeden z najładniejszych, o ile nie najładniejszy dizajn wśród komputerowych gryzoni. Może reprezentować sobą to, czym dopiero za kilka lat będą konkurencyjne produkty. Może mieć wszystko to, lecz ma jednak jedną podstawową wadę - stale należy mieć zapas baterii AA, bo nawet alkaliczne ich odmiany pożera w kilkanaście dni. Dlatego ten gadżet kupię na pewno.
Magic Charger to specjalny pakiet z akumulatorkiem do Magic Mouse wraz z zasilaną przez port USB stacją bazową, która stale doładowuje urządzenie. Pełne naładowanie akumulatora starcza na jakieś sześć dni używania magicznej myszy (czyli wcale niewiele mniej niż podstawowe baterie AA), ale cały pomysł polega na tym, że odstawiamy mysz na stację bazową zawsze wtedy, kiedy nie jest w użyciu. To zapewnia stałe naładowanie urządzenia. W ten sposób nie musimy się martwić o zapasowe baterie do wymiany, kiedy Magic Mouse padnie.
Teraz trochę matematyki. Magic Charger kosztować będzie 50 dolarów (będzie można zamawiać od 15 września; debiut planowany jest na połowę października), czyli ok. 150 złotych. Średni koszt dość dobrych paluszków, sztuk 4, to 10 złotych. Wystarczą na niewiele więcej niż miesiąc zasilania Magic Mouse. To oznacza, że w ok. 15 miesięcy zwróci się koszt zakupu Magic Chargera.
Ja inwestuję.