Adwokaci w szarej strefie. Tańczą z kodeksami na granicy prawa

Adwokatów obowiązuje zakaz reklamy i godność zawodu, dlatego w mediach społecznościowych oficjalnie zajmują się "edukacją prawniczą społeczeństwa". Jednak nawet Naczelna Rada Adwokacka nie była nam w stanie odpowiedzieć, gdzie przebiega granica między reklamą a edukacją. Zwłaszcza że niektórym mecenasom zdarza się ją przekraczać.

Adwokaci w szarej strefie. Tańczą z kodeksami na granicy prawa

– Najpierw to ja mam do pana pytanie, panie redaktorze – zaczyna jeden z mecenasów, który zgodził się porozmawiać ze mną o swojej działalności w mediach społecznościowych i obowiązującym adwokatów zakazie reklamy. – Nadal to taka szara strefa i nikt nie chce o tym rozmawiać?

Drugi dorzuca: – Oficjalnie i pod nazwiskiem nie będę mógł za wiele powiedzieć, a nieoficjalnie może być to zbyt kontrowersyjne.

Trzeci: – Dziękuję, wolę robić swoje i się nie wychylać.

O zakaz reklamy i aktywność w mediach społecznościowych zapytaliśmy kilkunastu obecnych na Facebooku, Instagramie, Twitterze czy TikToku adwokatów. Wielu w ogóle nie chciało na ten temat rozmawiać pod nazwiskiem. Inni odmówili, tłumacząc, że nie chcą się narażać środowisku.

Dlaczego? Bo wielu z nich działa w swojego rodzaju szarej strefie, balansując na granicy tego, co przedstawicielom ich zawodu wolno, a czego nie wolno, co wypada, a co nie wypada. Wreszcie: co może wzbudzić krytyczne spojrzenia kolegów i koleżanek, które mogą skończyć się sprawą o naruszenie godności czy etyki zawodowej.

Fot. H_Ko/ Shutterstock.com

Niejasny zakaz reklamy

Adwokatów obowiązuje bezwzględny zakaz reklamowania swoich usług. Ograniczenie wynika z obwieszczenia Prezydium Naczelnej Rady Adwokackiej, które określa Kodeks Etyki Adwokackiej. Z jego zapisów wynika, że szczególnie niedozwolone jest m.in. umieszczanie reklam w prasie i innych środkach masowego przekazu, odpłatne inspirowanie artykułów prasowych lub audycji, które pod pretekstem obiektywnej informacji mają służyć promocji adwokata lub jego kancelarii, a także komentowanie w mediach prowadzonej przez siebie sprawy. Co kluczowe: zabronione jest też reklamowanie swojej osoby, kancelarii czy działalności podczas wystąpień w mediach masowych.

Nie dziwi więc ostrożność adwokatów obecnych w mediach społecznościowych. W ostatnich latach lawinowo przybyło bowiem mecenasów, którzy na Facebooku, Instagramie, Twitterze czy TikToku tłumaczą zawiłości prawniczego świata. Niektórzy wolą się nie wychylać, nie komentować pod nazwiskiem i dalej robić swoje, szczególnie że nierzadko ich konta obserwują dziesiątki tysięcy użytkowników. A niektórzy w pogoni za zasięgami zbliżają się granic nie tylko tego, co wypada, ale i tego, co wolno bez łamania zasad etyki zawodowej. Bywa więc, że wykupują sponsorowane posty, płacą za lajki i komentarze, klientów szukają na Tinderze czy bujają się w rytm muzyki na TikToku, choć to ostatnie częściej wywołuje uśmiech niżeli oburzenie.

– Adwokaci czasami działają w szarej strefie, bo przepisy dotyczące etyki zawodowej nie są do końca ostre, a jakby tego było mało, w różnych okręgach panują różne zwyczaje. To, co wolno robić w Warszawie, niekoniecznie wolno w Katowicach czy Szczecinie. Różne interpretacje dotyczą nawet zasadniczych kwestii jak wykorzystywanie sponsorowanych postów na Facebooka – mówi Rafał Chmielewski, specjalista od marketingu prawniczego. Chmielewski prowadzi firmę konsultingową wspierającą kancelarie prawne w – jak o sobie pisze – zdobywaniu świata za pomocą blogów prawniczych. – Wszystko zależy od tego, jakie podejście panuje w lokalnej Izbie i na ile postępowy jest dziekan oraz rzecznicy dyscyplinarni. W jednych miejscach można więcej, a w innych sytuacja jest dramatyczna. Znam okręg, gdzie władze izby nie wyobrażają sobie, żeby adwokat korzystał z mediów społecznościowych – dodaje.

Chmielewski przytacza przykład jednego z jego klientów, który jest specjalistą w wąskiej dziedzinie prawa. Zaczął prowadzić bloga i po jednej z publikacji lokalny dziennikarz przeprowadził z nim wywiad. Materiał ukazał się w druku, obok rozmowy widniało zdjęcie mecenasa w jego gabinecie. Komuś się to nie spodobało.

– Wytoczono mu postępowanie dyscyplinarne, a rzecznik dyscyplinarny uznał, że nie wolno się w ten sposób promować i nałożył na niego karę finansową w wysokości kilkukrotności przeciętnego wynagrodzenia. Dopiero po odwołaniu zmniejszono ją o ponad połowę. Po całej sprawie ten adwokat zamknął bloga, wycofał się ze wszelkiej internetowej aktywności. Nie chciał więcej ryzykować i narażać się na problemy – dodaje.

Wyjątek? Niekoniecznie. Chmielewski wspomina też swoją klientkę, która nagrała filmik i opublikowała go na YouTube. Opowiadała w nim, jak można zaoszczędzić na pomocy adwokackiej, tłumacząc, że lepiej przyjść do kancelarii wcześniej niż później, kiedy problem narośnie.

– Brzmi jak profilaktyka tłumacząca, że lepiej wydać wcześniej 200 złotych niż później 5 tysięcy. Jednak za ten filmik wytoczono jej postępowanie dyscyplinarne. Wielu adwokatów woli się nie wychylać, a ci, którzy działają w mediach społecznościowych, są ostrożni i nie chcą ryzykować – dodaje.

Nie dziwi więc, że wszyscy nasi rozmówcy już na początku każdej rozmowy podkreślają, że to, co robią w internecie, to w żadnym wypadku nie jest reklama i wyszczególniają różnice między nią a promocją, informowaniem czy edukowaniem społeczeństwa. To ostatnie jest szczególnie popularnym uzasadnieniem tworzenia materiałów np. na Facebooka, Instagrama czy TikToka. Edukowanie społeczeństwa jest bowiem dozwolone.

– Kto ma tłumaczyć ludziom, jak wygląda prawo, jakie obywatel ma prawa i obowiązki, jak nie adwokaci właśnie? – pyta retorycznie Chmielewski. Zgadza się jednak, że to też sposób, aby legalnie działać w internetowej sferze. – Adwokaci tłumaczą prawnicze zagadnienia, które dla wielu ludzi są bardzo skomplikowane. I chwała im za to, bo mają ogromny wkład w szerzenie kultury prawnej. Szkoła zupełnie nie spełnia tego zadania. Ale faktycznie jednocześnie pozwala im to wypromować swoją markę osobistą jako specjalistów w danej dziedzinie – dodaje.

– To budowanie marki osobistej, wizerunku dobrego fachowca dzieje się niejako przy okazji. To, co robię, nie jest reklamą, a dzieleniem się wiedzą, edukowaniem odbiorców, podnoszeniem świadomości prawniczej społeczeństwa. Tłumaczę, co zrobić, kiedy mamy dany problem. To nie reklama ani promocja, a raczej darmowa konsultacja prawna – podkreśla adwokat Daniel Anweiler, który specjalizuje się w wykonawczym prawie karnym. Na TikToku śledzi go ponad 75 tysięcy osób.

Tłumaczy, że reklamą byłoby opublikowanie filmu na zasadzie: "masz taki i taki problem? Przyjdź do mnie!". – Ja tego nie robię. Nie wykupuję też reklam. Nie narzucam się odbiorcom. To algorytm decyduje, komu i ilu osobom wyświetlą się moje treści. Ja nie mam na to wpływu, ale jeśli treści podobają się odbiorcom, to komentują, udostępniają i tak trafiam do kolejnych osób – dodaje.

Podobnie myśli mecenas Anna Dopart, która zajmuje się prawem rodzinnym, a na TikToku obserwuje ją ponad 80 tysięcy użytkowników. Swoją przygodę z mediami społecznościowymi rozpoczęła półtora roku temu, bo, jak przyznaje, łatwiej przychodzi jej występowanie przed kamerą i mówienie niż pisanie bloga, którego ma zresztą coraz więcej prawników. Wideo uważa też za bardziej przystępną i przyszłościową formę.

– Moją główną motywacją jest działalność edukacyjna. Uwielbiam dzielić się wiedzą, a od odbiorców dostaję mnóstwo sygnałów, że moje materiały pomogły im uniknąć przykrych konsekwencji, np. przy dziedziczeniu czy odzyskiwaniu udzielonych pożyczek. Korzyścią jest oczywiście również budowanie marki osobistej – mówi Anna Dopart.

Również adwokat Piotr Dobrowolski z Wrocławia, który specjalizuje się w prawie cywilnym i ubezpieczeń społecznych, podkreśla, że to, co robi w mediach społecznościowych, w żadnym wypadku nie jest reklamą, a jego profile na Instagramie i Facebooku nie zawierają treści tego typu.

– To treści edukacyjne i popularyzatorskie – precyzuje Piotr Dobrowolski. I dodaje, że za cel postawił sobie prezentować prawniczą wiedzę w lżejszej formie. Zresztą nawet w swoim profilu na Instagramie (5 tys. obserwujących) pisze o sobie, że jest tu "trochę śmiesznie, trochę prawniczo". – Od początku chciałem, aby były to treści zrozumiałe dla użytkowników, ale niekiedy też nieco humorystyczne. Przykład? Merytoryczny materiał o granicach władzy rodzicielskiej, ale podany poprzez pryzmat sporu Kim Kardashian vs Kanye West – opowiada.

Takie działania pozwalają Dobrowolskiemu docierać do coraz szerszych kręgów odbiorców, ale też budować wizerunek dobrego specjalisty. Adwokat przyznaje, że niektórzy z odbiorców lub ich znajomi czy bliscy stają się później jego klientami.

– To nie są rzesze ludzi, ale zdarzają się takie osoby, które odzywają się do mnie, po tym, jak zobaczyły moje analizy na Instagramie. To, że zgłaszają się do mnie z prośbą o pomoc prawną, jest najlepszym dowodem na to, że przekazywane przeze mnie treści są wysokiej jakości. Najwyraźniej uznają, że jestem osobą, która będzie mogła im lub ich bliskim pomóc. W przypadku kancelarii adwokackich marketing szeptany zawsze był kluczem do tego, aby mieć klientów i być przez nich polecanym. Tu jest podobnie. Ktoś ogląda mój film i poleca mnie znajomemu czy rodzinie – mówi Dobrowolski. Ale podkreśla, że zdobywanie klientów w ten sposób nigdy nie było jego główną motywacją. – Moje konta to miejsce popularyzowania wiedzy prawniczej. Jeśli owocuje to klientami, to świetnie, ale jeśli ich nie będzie, to nie przestanę tego robić – dodaje.

Poczta pantoflowa XXI wieku

Odbiorcy treści publikowanych w mediach społecznościowych niekiedy stają się też klientami Daniela Anweilera. Adwokat mówi, że nie są to częste sytuacje. – Przychodzą i mówią: widziałem pana na TikToku. Widzę, że pan się zna na tym temacie, więc może mi pan pomoże. Media społecznościowe i szerzej działalność publiczna w internecie działa jak poczta pantoflowa XXI wieku. Wielu adwokatów decyduje się na taką działalność, bo chcą być tam, gdzie ich odbiorcy – mówi mec. Anweiler.

Dobrowolski przyznaje też, że działalność w mediach społecznościowych pozwala młodym, wchodzącym do zawodu adwokatom zaistnieć i wybić się na trudnym rynku usług adwokackich dużego miasta. – Tu siłą rzeczy jest duża konkurencja. Większa niż np. w mniejszym mieście. Jak przejdziemy się po centrum, to w niemal w każdej kamienicy jest adwokat albo radca prawny. Jak w takim otoczeniu się wybić? Facebook i Instagram, ale też strona internetowa pozwalają docierać do nowych osób. To inne audytorium, wśród którego mogą być przyszli klienci – dodaje.

– To droga na skróty – ocenia Joanna Parafianowicz, adwokatka i mediatorka, która sama od lat obecna jest w mediach społecznościowych. Na Instagramie obserwuje ją ponad 22 tys. osób, na TikToku 30 tys. A na Facebooku prowadzi liczącą 60 tys. użytkowników społeczność Pokój Adwokacki. Te miejsca mogłyby być źródłem wielu klientów, ale, jak podkreśla, od początku internetowej działalności ma prostą zasadę: nie przyjmuje klientów, którzy trafili do niej poprzez media społecznościowe.

Nie ma dnia, aby np. na Instagramie nie miała takich propozycji lub próśb o konsultację, ale w 99 proc. odmawia, bo działalność online nigdy nie miała być dla niej narzędziem do zdobywania klientów. Pozostały 1 proc. to bardzo wyjątkowe sytuacje, szczególnie skomplikowane lub precedensowe sprawy. Dodaje też, że jest aktywna w social mediach, ale zawodową markę osobistą zbudowała znacznie wcześniej, prowadząc kancelarię adwokacką i Fundację Mam Prawo, w której pro bono udziela porad prawnych osobom doświadczającym przemocy.

– To zdecydowanie lepsza droga do zbudowania portfolio nie tyle klientów, co spraw. Adwokatom wchodzącym do zawodu sugerowałabym wykazanie się merytoryczną wiedzą niżeli posiłkowanie mniej lub bardziej legalnymi i etycznymi metodami. Naprawdę nikt nie musi działać w szarej strefie, da się wykonywać zawód bez tego. Zaistnienie na rynku usług prawniczych nie jest, wbrew dość powszechnemu przekonaniu, aż tak bardzo trudne. Ono po prostu wymaga ciężkiej pracy. Nie mam tu jednak na myśli pracy po 16 godzin dziennie, pisania pozwu za pozwem w takich samych typach spraw, tylko np. pracę pro bono, która z jednej strony pozwoli nam się rozwijać i zdobywać wiedzę, a z drugiej zdobyć wiele kontaktów, zaistnieć w środowisku i dać się poznać jako dobrych specjalistów – dodaje.

Jednak wcale nierzadkie jest, że niektórzy obecni w internetowej sferze adwokaci balansują na granicy etyki czy godności zawodu. Joanna Parafianowicz przyznaje, że przekraczanie pewnych norm obserwuje niemal każdego dnia.

– Uruchamiam Instagrama i widzę sponsorowane posty moich koleżanek i kolegów ze świata adwokatury. Przecież to nic innego jak płatna reklama wycelowana do odbiorcy, który wprawdzie adwokata nie szuka, ale mimochodem go znajduje. Widziałam ewidentną współpracę w zakresie promocji produktów, bez oznaczenia. Niektórzy kupują obserwujących, lajki albo komentarze. Widać to nie tylko po sprawdzeniu parametrów danego profilu na przeznaczonych do tego stronach, ale nawet gołym okiem. Takich przykładów jest wiele – twierdzi Parafianowicz.

Dodaje, że wywołuje to u niej dyskomfort, a nawet wstyd za przedstawicieli zawodu, bądź co bądź, zaufania publicznego. – Jak można nam ufać, skoro tak jaskrawo nie szanujemy zasad obowiązujących w wykonywanym przez siebie zawodzie? Odrębną sprawą jest to, że niestety wielu, szczególnie młodych, adwokatów po prostu nie wie, co im wolno, a czego nie wolno. To rzecz jasna obciąża system szkolenia, ale przecież nie można wszystkiego na to zwalać, skoro mówimy o szkoleniu dorosłych ludzi. Takie praktyki odbierają wiarygodność nie tylko im, ale i całemu środowisku – dodaje.

Naganiacze na Tinderze

Balansowanie na granicy, a nawet jej przekroczenie, ma też wiele innych wymiarów. Dla Daniela Anweilera niedopuszczalne jest wykorzystywanie sponsorowanych postów na Facebooku czy Instagramie, a także wykupowanie usług Google AdWords, które pozwalają lepiej wypozycjonować stronę internetową kancelarii w wyszukiwarce. – To może być odebrane jako reklama – mówi Daniel Anweiler i dorzuca kolejny przykład przekroczenia granic, których sam nigdy nie przekroczy.

– Współpraca barterowa czy komercyjna z innymi firmami. Otrzymywałem takie propozycje poprzez agencje marketingowe, które chciały, abym w swoich filmach pokazywał lub pił wodę mineralną konkretnego producenta. Choć byłaby to mało inwazyjna reklama, to jednak reklama, więc odmówiłem – mówi Daniel Anweiler.

Dla Piotra Dobrowolskiego przekroczenie granic promocji to stosowanie typowej dla reklamy perswazji. Wyjaśnia, że adwokaci mogą "konkurować" ze sobą wyłącznie na kompetencje i nie mogą przedstawiać niemożliwych do zrealizowania ofert czy posługiwać się właśnie zawierającymi perswazję zwrotami typu "jestem najlepszym obrońcą", "wybierz moje usługi, a zostaniesz uniewinniony".

– To byłaby typowa reklama, a kiedy ta forma byłaby dozwolona, to przewagę mieliby adwokaci z głębszym portfelem, bo mogliby zalać rynek swoimi ogłoszeniami – mówi Dobrowolski.

Dobrowolski jest też przeciwny temu, aby na stronach internetowych kancelarii adwokackich znajdowały się liczniki wygranych spraw. – Bo jak to sprawdzić i zweryfikować, czy ktoś faktycznie wygrał 286 spraw? Poza tym: co jest wygraną? Wyroki często nie są czarno-białe. Nierzadko orzeczenie sądu nie odpowiada w całości temu, o co wnioskowaliśmy. Na przykład w sprawach majątkowych może przyznać nam większość, ale nie wszystko. Czy to wygrana? Takimi informacjami łatwo manipulować, a wiele kancelarii ma takie liczniki na swoich stronach www – dodaje.

– Gdzie widzę przekroczenie granic godności zawodowej? Na Tinderze! – mówi z uśmiechem Joanna Parafianowicz, która, jak przyznaje, sama używa tej aplikacji, ale nie do zdobywania klientów. Uważa, że to nierzadka praktyka wśród przedstawicieli palestry. – Adwokat jak każdy może mieć konto na Tinderze. Może jak każdy, w istotnym dla siebie celu, chcieć tam kogoś poznać, ale może się przecież okazać, że choć randka się nie uda, to ludzie się polubią i jedna drugiej powierzy jakąś sprawę do prowadzenia. Kluczowe jest jednak, jak do tego dojdzie i czy nie chodziło właśnie o pozyskanie klienta. Można przecież umówić się na kawę z kimś, kto, jak się w jej toku okaże, potrzebuje porady prawnej. Jednak intencja spotkania nie powinna wiązać się z poszukiwaniem klienta. Z tym, że traktujemy nasz profil jak słup ogłoszeniowy – mówi Parafianowicz.

Dodaje, że na Tinderze nie brakuje kont, na których jedyny opis użytkownika to na przykład: prawnik, karnista i kontakt do kancelarii. – Jeśli ktoś zostawia takie informacje, to dla mnie jest jasne, że nie szuka tam miłości życia czy przyjaźni, tylko klientów. Czasami to wygląda jakby ktoś pomylił Tindera z Linkedinem – ocenia prawniczka.

Przekroczenie granic nie musi jednak wiązać się z reklamą. Może wynikać po prostu z niewłaściwego np. niekulturalnego zachowania, które nie przystoi nie tylko adwokatom, ale każdemu użytkownikowi publicznej przestrzeni, a taką jest przecież internet.

W ostatnich dniach głośno było o choćby weekendowych tweetach radcy prawnego Arkadiusza Kopera, który – delikatnie mówiąc – w niewybrednych słowach odpowiadał innym użytkownikom serwisu, często ich obrażając. Kilka z jego wpisów można zobaczyć poniżej. Wprawdzie Koper przekonywał później, że jego konto jest "regularnie hakowane", ale mało kogo to przekonało, szczególnie, że ogłosił, że nie zgłosi włamania na konto na policję. Niektórzy użytkownicy Twittera obiecywali złożenie na niego skargi. Na reakcję nie trzeba było długo czekać, bo w poniedziałek jego konto zostało usunięte.

Jak przyznaje Joanna Parafianowicz, wielu adwokatów nie rozumie, że komentarz w internecie nie różni się niczym od powiedzenia danych słów komuś w twarz w realu. Podkreśla, że za hejterskie zachowania należy rozliczać w tych samych kategoriach przekraczania granic godności zawodu.

– Niestety adwokatura oswoiła się z hejtem i wypowiedziami, które można byłoby nawet nazwać chamskimi. Wielokrotnie otrzymywałam wulgarne i obraźliwe komentarze czy wiadomości komentujące mój wygląd. Dlatego od pewnego czasu publikuję takie wiadomości i wpisy, bo ich autorzy sami wystawiają sobie najlepsze świadectwo. Podkopują zaufanie do siebie jako adwokata, ale też całego środowiska, dlatego zgłaszam takie sytuacje do rzecznika dyscyplinarnego. Jak dotąd każdorazowo kończyło się to stwierdzeniem, że doszło do deliktu dyscyplinarnego, czyli naruszenia zasad etyki i godności zawodu – mówi Parafianowicz.

Tańczący z kodeksem

O ile nie ma wątpliwości, że hejterskie zachowania nie przystają adwokatom, to wielu z nich przyznaje, że w kwestii promowania i działalności w mediach społecznościowych wiele zasad jest bardzo nieostrych. Niektórzy przytaczają zapisy z kodeksu etyki, który mówi, że nie mogą oni pozyskiwać klientów w sposób sprzeczny z godnością zawodu. To jednak – jak zauważa jeden z moich rozmówców, który w tym przypadku prosi o anonimowość – bardzo szeroka kategoria.

– Tak szeroka kategoria "godności zawodu" nie jest przypadkowa. To "furtka" dająca możliwość karania adwokatów, którzy działają w mediach społecznościowych. To swojego rodzaju bat, bo do wora pod tytułem "godność zawodu" można wrzucić niemal wszystko. Być może niedługo będziemy widzieć, że takie kary są wymierzane coraz częściej, bo tort rynku adwokatury jest coraz mniejszy – mówi.

Daniel Anweiler dodaje, że działalność w mediach społecznościowych nie jest naruszeniem godności. Wyjaśnia, że fakt, iż adwokat mający wiedzę staje przed obiektywem telefonu i tłumaczy zawiłości prawa, należy raczej chwalić, bo nie trzyma tej wiedzy pod kluczem. – Dzięki takim osobom wiedza jest szeroko dostępna. Poza tym czym różni się obiektyw aparatu w telefonie od obiektywu kamery telewizyjnej? Niczym – przekonuje adwokat.

– Widziałem na TikToku adwokatów odtwarzających scenki czy tańczących z kodeksami. Mnie to nie kręci, nie uważam tego za coś złego, ale jestem przekonany, że znalazłyby się osoby, dla których to byłoby przekroczenie godności zawodu. Moje podawanie treści w sposób żartobliwy ktoś też mógłby uznać za przekroczenie granic – mówi Piotr Dobrowolski.

Specjalista od marketingu prawniczego Rafał Chmielewski przestrzega jednak prawników przed ryzykiem wpadnięcia w śmieszność w pogoni za "zasięgami". – To tańczenie z kodeksami nie buduje dobrego wizerunku, a wręcz przeciwnie. Owszem, to może nabić zasięgi, ale w dłuższej perspektywie może przynieść więcej szkód niż pożytku. Jednak trudno powiedzieć, czy formalnie akurat to jest zakazane, bo zasady dotyczące etyki zawodu są nieostre. Każdy może takie praktyki zinterpretować inaczej. Wielu adwokatów ma z tym problem i "nikt nie wie na pewno, co wolno, a czego nie" – mówi Chmielewski.

Dlatego jego zdaniem należy dostosować przepisy dotyczące zakazu reklamy do współczesności. – Sprawdzić, co już się przyjęło i nadać formalne ramy temu, co już i tak funkcjonuje, aby określić, jakich granic nie wolno przekraczać. Niestety tworzący te normy starsi adwokaci zapewne nawet nie wiedzą, że istnieje coś takiego jak TikTok – dodaje.

fot. Shutterstock.com

– Zakaz reklamy nie powinien zostać całkowicie zniesiony, ale powinien zostać nieco złagodzony i dostosowany do obecnych realiów. Tak, aby nadążał za współczesnym światem – uważa Anna Dopart i dodaje, że działalność prawników w internecie nie powinna też już budzić zdziwienia czy oburzenia. – Skoro do internetu przeniosły się nawet rozprawy sądowe, to ta zmiana jest nieunikniona. Cały świat zmierza w tym kierunku. Tego nie da się zatrzymać, więc trzeba to zaakceptować i nadać temu pewne sensowne ramy, szczególnie że młode pokolenia są wychowane w sferze internetowej i tam szukają informacji, więc ten trend będzie się tylko nasilał. Trzeba to dostrzec i nie próbować zawracać kijem Wisły – dodaje.

– Zakaz reklamy powinien zostać, bo chroni zawód adwokata jako zawód zaufania publicznego, wchodzących do zawodu adwokatów, ale i klientów. Jednak przepisy, które mamy aktualnie, nie odpowiadają realiom. Nie wiem, w jaki sposób ten problem rozwiązać, ale wydaje się, że warto rozważyć pewne uelastycznienie, aby nadal zachować konkurencję na wiedzę i umiejętności – zgadza się Piotr Dobrowolski.

Rada śpi, ale pracuje

Spytaliśmy Naczelną Radę Adwokacką o zasady promocji i reklamy w zawodzie adwokata. Chcieliśmy rozwiać wątpliwości dotyczące etyczności niektórych praktyk i działalności publicznej adwokatów w social mediach. Niestety pomimo upływu ponad dwóch tygodni oraz przypominania się nie udało nam się uzyskać odpowiedzi.

Mimo tego milczenia udało nam się dowiedzieć jednak, że NRA stworzyła zespół, który od pewnego czasu pracuje nad regulacją zasad działalności publicznej adwokatów, w tym w mediach społecznościowych. Nie wiadomo, kiedy poznamy efekty jego pracy, ale niemal pewne jest, że w środowisku adwokackim będzie o nich głośno.

Zdjęcie tytułowe: G-Stock Studio / Shutterstock.com
DATA PUBLIKACJI: 04.11.2022 r.