Nowe funkcje Google pokazują, jak bardzo rozleniwiliśmy się w sieci
Poprzez podsumowania AI i audio Google karmi nasze umysły. Jesteśmy spragnieni informacji podanych na tacy. W tej opowieści to nie Google jest tym złym.

W miniony weekend Google ogłosił całkiem przydatną - z perspektywy użytkownika - funkcję: podsumowania audio wyników wyszukiwania w wyszukiwarce Google. Podsumowania audio są przedłużeniem istniejących już przeglądów AI - zamiast czytania umożliwiają odsłuch najważniejszych informacji z najbardziej trafnych wyników.
Na pierwszy rzut oka można wpaść w zachwyt, bo w końcu szukając informacji, jak prawidłowo dbać o nowo zakupioną roślinę domową lub próbując zrozumieć jakieś wydarzenie historyczne, nie trzeba "Bóg wie ile klikać i czytać". Wystarczy posłuchać tego, co mają do powiedzenia wirtualni spikerzy. I liczyć, że nie będzie to wywód o kleju na pizzy.
Pomijając ułomności generatywnej sztucznej inteligencji, nowa funkcja wyszukiwarki Google to kolejny krok w celu trywializacji korzystania z Internetu. A to nie jest dobre zjawisko.
Wygoda zabija ciekawość
Uważam, że rodząc się w końcówce lat 90., wygrałam bilet na loterii. Co prawda nie pod każdym względen, jednak bezapelacyjnie urodziłam się w najlepszym możliwym momencie rozwoju technologicznego i cyfryzacji społeczeństwa. Na tyle późno, by wychowywać się równolegle do popularyzacji komputerów osobistych i upowszechniania się dostępu do Internetu, ale na tyle wcześnie, by uczyć się obsługi komputera na stosunkowo topornych interfejsach, ale i żyć z możliwością pytania wujka Google.
"Wujek Google" to powiedzenie, które powstało w polskim internecie w nawiązaniu do "wujka dobrej rady". W przeciwieństwie do pierwowzoru, nie odnosi się do niechcianej porady, a do wszystko wiedzącego systemu, do którego można się zwrócić z każdym pytaniem i w większości przypadków otrzymać link do strony z satysfakcjonującą odpowiedzią.
Dla osób mojego pokolenia (albo przynajmniej tak samo entuzjastycznych wobec nowych technologii) wujek Google to pierwszy kierunek wyszukiwania informacji. Myślisz, "jak otworzyć zardzewiały słoik" - wpisujesz pytanie w Google. Myślisz, "jak dobrać kwiaty do bukietu" - pytasz Google'a. Myślisz, "co zrobić jak na klawiaturze mam y zamiast z" - pytasz Google'a.
Nie było mediów społecznościowych, na których w kręgu entuzjastów kiszonych warzyw dałoby się uzyskać poradę. Nie było pionowych wideo pokazujących 101 trików na ulepszenie salonu i kuchni. Nie było łatwego dostępu do porad komputerowych od kolegi na Messengerze.
Był tylko topornie działający internet na pececie, na którym wszystko poza wciśnięciem przycisku "Włącz" na obudowie, kliknięciem ikony przeglądarki i wpisaniem w wyszukiwarkę pytania, było stosunkowo skomplikowane. Oczywiście w porównaniu do tego, jak proste w obsłudze są dzisiejsze komputery, smartfony i internet. Skierowanie się do "wujka" leży wręcz w mojej i podobnych mi wiekiem osób naturze, niczym zapalenie światła po zejściu do piwnicy. Niezależnie czy mówimy o wyjaśnieniu elementu rzeczywistości, uzyskaniu porady, czy znalezieniu danych, jeszcze kilka(naście) lat temu to właśnie od wyszukiwarki rozpoczynało się rozwiązywanie mniej lub bardziej poważnych problemów.
"Wujek Google" - w opisanym wyżej znaczeniu zaczyna wymierać.
Wujka Google zabiła erozja umiejętności wyszukiwania informacji
Głównym powodem tej erozji są media społecznościowe, na których obecne są porady osób „z większym doświadczeniem” oraz autorytetów symbolicznych - osób z oznaczeniem "Ekspert w grupie". Problemem nie jest to, że społecznościówki i osoby na nich działające istnieją, ale fakt, że używamy ich zamiast wyszukiwarki Google, traktując jako łatwiejszy w obsłudze i inteligentniejszy zamiennik "Wujka".
Szczególnie atrakcyjna jest łatwość dostępu. W wolnym czasie trudnię się byciem czymś w rodzaju "Pomocnika" na serwerze Discord poświęconym pewnej grze mobilnej - gracze potrzebujący pomocy lub rady zadają pytania, ja odpowiadam podpowiadając jak coś działa, jaka jest strategia na pokonanie przeciwnika lub jaka decyzja byłaby najbardziej opłacalna.
Spory zasób wiedzy na temat tej gry jest dostępny z poziomu wyszukiwarki Google. Mimo to wielokrotnie osoby potrzebujące pomocy zadają pytania, które można wyszukać z poziomu wyszukiwarki Google - w tym te ogólne, niezwiązane ze strategiami w grze, pokroju różnic stref czasowych czy tego jak wyczyścić pamięć podręczną aplikacji.
Gdy mnie lub innym pomocnikom kończy się cierpliwość i pytamy: "dlaczego po prostu nie wyszukasz w Google?", otrzymujemy jedną z kilku odpowiedzi:
"Bo jak ty wyszukasz to jest szybciej";
"Bo mi wygodniej";
"Bo tak jest łatwiej";
"Bo wy lepiej odpowiadacie niż Google";
Nigdy w tej pięcioletniej karierze "pomocnika" nie uświadczyłam odpowiedzi "Próbowałem wyszukać w Google, ale nie znalazłem odpowiedzi".
Ten problem jest widoczny właściwie na każdym - szeroko pojętym - forum, na jakim bywam i wykracza daleko poza samą wyszukiwarkę Google. Grupki na Facebooku dotyczące roślin to sztandarowy przykład tego, że wiele osób nawet nie próbuje wyszukać frazy "[nazwa rośliny] + [objaw]" i od razu kieruje się do opcji tworzenia nowego posta. A potem i tak otrzymuje w pierwszej odpowiedzi zrzut ekranu z przeglądu AI w Google. Niemal pod każdym pytaniem o identyfikację rośliny jest komentarz "proszę użyć obiektywu Google".
Bardziej waleczni na komentarz z poradą "użyj lupki" odpowiadają "to nie jest forum Elektroda" - (kultowe już forum, którego moderatorzy bardzo hojnie, od wielu lat, raczą użytkowników wiadomościami "Było miliard razy, wystarczy poszukać. Zamykam temat"). Kiedy zwróciłam uwagę, że sugestia nie była "leniwą odpowiedzią moderatora Elektrody" a wskazówką, że wiele cennych informacji można znaleźć w postach opublikowanych wiele miesięcy, a nawet kilka lat temu, odpowiedziano mi "to nie zwalnia z odpowiadania jak człowiek".
Przez długi czas myślałam, że zubożenie umiejętności wyszukiwania to domena osób starszych, nie tyle pozbawionych umięjętności, co nieufnych technologii i temu co jest pisane w Internecie. Klapki na oczach zdjął mi jednak brat mojego narzeczonego - 10 lat młodszy ode mnie, który prawdopodobnie już nie pamięta świata bez smartfonów. To on w zeszłym roku zadzwonił do mojej teściowej, by zapytać, jak nazywa się pewien element buta. Ona też nie wiedziała, dlatego wyszukała mu odpowiedź w Google, a następnie przeczytała. Zadzwonił do niej, bo ani jego znajomi, ani wyszukiwanie na TikToku nie były w stanie mu odpowiedzieć na pytanie.
Według danych udostępnionych od Google, brat mojego narzeczonego wpisuje się w 40 proc. pokolenia gen Z, które woli udać się na media społecznościowe i tam pozyskiwać informacje oraz odpowiedzi. Zdaniem ankietowanych, graficzny i bardziej angażujący model społecznościówek skłania ich do pójścia w stronę mediów społecznościowych i symbolicznych autorytetów, które wyjaśnią nurtujący ich problem lub podpowiedzą jaki krem do twarzy kupić. Jednak nadal nie daje mi to odpowiedzi na pytanie: dlaczego nie korzystamy z wyszukiwarek wbudowanych w różnego rodzaju serwisy? Dlaczego nie wyrobiliśmy sobie nawyku "wyszukaj, zanim zapytasz", pomimo że pamiętamy, z czego słynie forum Elektroda?
Uproszczenie interfejsów i ograniczenie do minimum wysiłku wyszukiwania informacji zabija w nas umiejętność szukania
Comiesięczna opłata bieżących rachunków? O kwocie, jaką musisz przelać do danego dnia miesiąca przypomni ci powiadomienie w telefonie. Pogoda? Przegląd spodziewanych zjawisk masz na ekranie blokady. Pomysł na obiad gdy już skończy się zupa? Ten podsuwa ci Instagram podczas sesji doomscrollingu. Co właśnie wydarzyło się na świecie? Tu prawdopodobnie pionowe wideo wyjaśni, co się dzieje i dlaczego to jest ważne. Ciekawy artykuł do przeczytania? Tego nawet nie trzeba wyszukiwać, bo na podstawie aktywności w internecie zasugeruje je Google Discover. Gdzie kupić tę klamrę do włosów? Poczekam aż dostanę powiadomienie o odpowiedzi na mój komentarz na profilu tej dziewczyny od fryzur.
Przykłady można mnożyć, ale wszystkie mają wspólny mianownik: informacje zostały użytkownikowi podsunięte pod nos. Dlatego mniej lub bardziej świadomie nie chce on wychodzić poza strefę komfortu i traktuje informację niepodsuniętą mu pod nos jako nieistotną. To widoczne jest bardzo dobrze w ewolucji wyszukiwarki Google: najpierw dano nam wyróżnienia najistotniejszych fragmentów. Te jednak nadal często wymagały lektury całego artykułu, dlatego zachwyciliśmy się chatbotami, które dają proste, lecz rozwinięte odpowiedzi. By wszystkie zapytania internetu nie przeszły do chatbotów, Google wprowadził podsumowania AI, które robią de facto to samo co chatboty, tylko z linkami uwiarygadniającymi prezentowane informacje. A gdy czytanie to za dużo dla mózgu stale ulegającego kognitywnej dekompozycji, dostajemy podsumowania audio w wyszukiwarce Google.
Być może wcale nie chodzi o to, że nie potrafimy już szukać informacji - może po prostu przestaliśmy chcieć. W świecie, w którym każde pytanie zostaje przechwycone, przetworzone i przetłumaczone na kilkusekundowy klip, dłuższe poszukiwania wydają się być niczym więcej jak stratą czasu i energii. Wujek Google, dawniej przewodnik po cyfrowym chaosie, dziś stoi bezradny wobec przekonania, że wysiłek poznawczy to fanaberia epoki sprzed powiadomień i algorytmicznych rekomendacji.
Ale jeśli wszystko zostaje nam podane na tacy, to co właściwie jeszcze umiemy zrobić sami? Czy w tym nowym porządku informacyjnym zostało jeszcze miejsce na ciekawość, która wymaga ciszy, skupienia i własnych słów wpisywanych w pasek wyszukiwania?
Więcej na temat wyszukiwania w internecie: