Życie po Google’u. Tak sztuczna inteligencja zmienia świat wyszukiwarek

"Wygoogluj to" – to zdanie słyszał chyba każdy. Wymawiane najczęściej z nutką irytacji sugeruje, że nasz rozmówca nie udzieli nam odpowiedzi, bo sami możemy ją sobie znaleźć w sieci. Rzecz w tym, że "googlowanie", jakie znamy, może się niebawem skończyć.

Świat Google

Z pozoru nigdy nie było tak łatwo o wiedzę. Dziś, gdy chcemy zdobyć jakąkolwiek informację, po prostu odpalamy komputer albo smartfon i wchodzimy w wyszukiwarkę. Tylko czy wyszukiwanie zawsze pokazuje nam prawdę? 

Weźmy na przykład hasło "samochód elektryczny". Wpisuję takie hasło w najpopularniejszą wyszukiwarkę na świecie, czyli w Google. Korzystam z przeglądarki z wyczyszczonymi "ciastkami", bez historii, by wynik był możliwie uniwersalny.

Na hasło "samochód elektryczny" 6 marca otrzymuję: na pierwszej pozycji sponsorowaną ofertę leasingu pojazdu elektrycznego; na drugiej i trzeciej portale z ogłoszeniami, odpowiednio Allegro i Otomoto. Na czwartej wyszukiwarka odsyła mnie do dealera popularnej marki. 

Potem jest googlowski boks "więcej pytań", który jest zbiorem najczęściej zadawanych pytań powiązanych z hasłem "samochód elektryczny". Na  pierwsze, "ile kosztuje najtańszy samochód elektryczny", odpowiedzi udziela mi… serwis sprzedający ubezpieczenia. Drugim pytaniem w boksie jest pytanie bardziej subiektywne: "czy warto kupić samochód elektryczny?". Odpowiedź brzmi, że "tak, warto" i udziela jej… także serwis sprzedający ubezpieczenia. 

Wyniki wyszukiwania są coraz gorsze?

Dopiero po przescrollowaniu kilkunastu pozycji pojawia się Wikipedia. 

Wyniki wyszukiwania Google’a zdominowały komercyjne oferty. Widzę to, co chcą, abym widział, ci którzy "złamali algorytm" Google’a i wiedzą, jak pisać po SEO, albo po prostu ci, którzy zapłacili za promocję w wyszukiwarce. 

Wygooglowany świat to świat SEO. Stworzony przez Google'a i nas samych. Z jednej strony nauczyliśmy się pytać wyszukiwarkę nie w sposób naturalny, ale w sposób maszynowy: szukając mechanika w Radomiu, wpisujemy "Radom mechanik", a przecież w rzeczywistym świecie nikt, kto ma więcej niż 5 lat, tak nie mówi. 

Ale z drugiej strony twórcy treści, mówię tutaj o sprzedażowcach, nauczyli się pisać pod ten maszynowy sposób opowiadania o świecie. Nie będę pastwił się nad tekstami o handlowej niedzieli, bo wiele o tym patologicznym zjawisku zostało już powiedziane. 

Czy to wina Google’a? Raczej tych, którzy przez ostatnie 26 lat próbowali algorytm oszukać, zmanipulować PageRanki dla własnych celów. Google nie stworzył kultury SEO, ale ją umożliwił. 

Dziś wydaje się, że nadchodzi kres takiego myślenia, a inicjatorem zmiany jest rozwój sztucznej inteligencji. 

"Wygoogluj to" – to zdanie słyszał chyba każdy. Wymawiane najczęściej z nutką irytacji sugeruje, że nasz rozmówca nie udzieli nam odpowiedzi, bo tę sami możemy znaleźć sobie w sieci.

Jeszcze kilka lat temu świat bez Google’a wydawał się niemożliwy. Firma z Mountain View swoją wyszukiwarkę uruchomiła oficjalnie w 1998 roku. Szybko stała się nierozerwalnie połączona zarówno ze sposobem, w jaki korzystamy z internetu, jak i ostatecznie z samą kulturą cyfrową. Te 26 lat monopolizacji Google'a sprawiło, że wyszukiwarka jest tożsama z internetem. W momencie pojawienia się Google’a na rynku potęgami wyszukiwania były takie narzędzia jak Netscape, AOL, Yahoo! Dziś o tych wyszukiwarkach mało kto pamięta. 

Google przetrwał załamanie rynku dot-comów z przełomu wieków i rozwijał się od tego czasu dzięki wsparciu prywatnych inwestorów. W roku 2004 spółka weszła na amerykańską giełdę i od tej chwili jej ekspansja przyspieszyła, doszło do zakupu serwisów YouTube, Writely i przejęcia kilku innych mniejszych przedsiębiorstw.

Google sprawnie walczył z konkurencją. Albo konkurencję wykupywał, albo doprowadzał do jej upadku. 

Dość powiedzieć, że w 2011 roku Google przejmował jedną firmę tygodniowo, wydając łącznie 1,4 miliarda dolarów. Rekord z roku wcześniejszego został pobity w zaledwie 9 miesięcy; w 2010 roku wykupiono udziały w 38 spółkach i start-upach.

Za część swoich praktyk gigant z Mountain View zapłacił kary, część przejęć, szczególnie z początku XXI wieku, jest już historią. 

Google dbał, aby nie mieć konkurencji, ale oczywiste jest, że po ćwierćwieczu mozolnego wchodzenia na szczyt gigant wciąż musi bronić pozycji lidera.

Zagrożenia, a może ściślej rzecz ujmując, czerwone flagi pojawiają się coraz częściej. 

Po latach dominacji Google'a sztuczna inteligencja urządza świat na nowo

Pytam, nie szukam

W ostatnich kilkunastu miesiącach sztuczna inteligencja szturmem wdarła się do polskiej sieci i miała zrewolucjonizować sposób, w jaki ludzie wyszukują informacje. 

Jeśli wyszukiwarka Google była rdzeniem kręgowym kultury internetowej pierwszej dekady XXI wieku, to dzisiaj, w trzeciej dekadzie, może być nim AI. 

Coraz częściej zamiast wyszukiwać treści po słowach generycznych, użytkownicy po prostu zadają wyszukiwarkom bezpośrednie pytania. Z kolei dzięki zaawansowanym algorytmom otrzymują trafniejsze i bardziej dostosowane do ich preferencji wyniki. To zmienia sposób, w jaki informacje są konsumowane. W miarę jak technologia będzie się rozwijać, będziemy świadkami dalszych zmian w sposobach wyszukiwania i konsumowania informacji zauważa Tobiasz Gromysz, SEO manager w dentsu Polska.

Od jakiegoś czasu zamiast szukać informacji w Google, o niektóre rzeczy wolę zapytać ChatGPT. Dlaczego? Bo otrzymuję odpowiedzi bardziej spersonalizowane, lepiej rozumiejące kontekst moich zapytań opowiada Lech Wikaryjczyk, head of marketing w serwisie No Fluff Jobs.

Wikaryjczyk zwraca uwagę na fakt, że wyszukiwanie przez ChatGPT wciąż jest niszą.

Po zintegrowaniu ChataGPT z Bingiem liczba użytkowników tej ostatniej wyszukiwarki nie wzrosła znacząco mimo początkowego entuzjazmu podkreśla. 

ChatGPT od OpenAI to wciąż opcja dla profesjonalistów, nie dla mas. Niemniej zmiana zaczyna się od liderów, a ci coraz częściej mówią o możliwościach, jakie daje wyszukiwanie wspomagane przez sztuczną inteligencję.

Dziś Microsoft Bing, konkurencja wyszukiwarki Google’a wspierana przez ChatGPT, jest niszą, ale to Microsoft rozdaje karty, bo to firma z Seattle wciągnęła Google'a do zmian w duchu AI. 

Stąd pomysł na innowacyjną propozycję w postaci nowej wyszukiwarki Google o nazwie SGE (Search Generative Experience). Ten system reaguje na pytania użytkowników w sposób bardziej złożony, a wyniki wyszukiwania, które prezentuje, są znacznie bardziej kontekstowe niż dotychczas. 

Google próbuje tym samym zaspokoić widoczną wśród generacji Z potrzebę dostępu do informacji w różnych formatach (tekst, wideo, grafika), zamiast ograniczać się do tekstowych linków, jak to ma miejsce obecnie. Wykorzystując zaawansowaną sztuczną inteligencję, SGE analizuje zapytania użytkowników i prezentuje przeglądy, które agregują najbardziej istotne informacje. Dodatkowo umożliwia bezpośrednie zadawanie kolejnych pytań z poziomu wyników wyszukiwania, co pozwala na bardziej szczegółowe zgłębianie tematu. W ten sposób Google stara się usprawnić proces wyszukiwania dla użytkowników i zatrzymać migrację młodych ludzi do innych platform wyszukiwawczych – analizuje Katarzyna Iwanich, prezeska zarządu Insightland.

Iwanich podkreśla, że widzi tę zmianę w codziennej pracy. 

Pracując nad widocznością w Google brandów naszych klientów, dostrzegamy sygnały o migracji użytkowników w obrębie wyszukiwarek, a co za tym idzie, SEO przestaje być utożsamiane z Google. Dziś, opracowując strategię dla klientów, bierzemy więc pod uwagę także media społecznościowe, z TikTokem na czele – dodaje. 

A integracja wyszukiwarki z mediami społecznościowymi to coś, w co chce iść Microsoft Bing. Wyszukiwarka Bing stawia bowiem na integrację interfejsów i doświadczeń użytkowników, ale też na oszczędność czasu. W niektórych przypadkach Bing w nowym modelu oszczędza użytkownikowi dziesiątki minut pracy dziennie: wyrzuca od razu zdjęcia, filmy, konteksty, a także proponuje konwersację z chatem.

Microsoft przy tym twierdzi, że nie należy mylić Binga z mającym skłonności do halucynacji (czyli pisania bzdur) ChatemGPT. Użytkownik w każdej chwili może zweryfikować odpowiedź (Bing podaje źródła zsyntezowanych informacji) i podobno sama technologia została poddana drobiazgowym usprawnieniom, choć Microsoft nie gwarantuje poprawnej odpowiedzi - stąd ekspozycja przypisów. Podobnie jak klasyczna wyszukiwarka może zwrócić w wynikach strony, których treść wprowadza w błąd.

Google dalej twierdzi, że wyszukiwarka to jedno, a chatbot w ich przypadku Gemini to drugie, choć gigant z Mountain View nie powiedział ostatniego słowa, ale o tym za moment. 

Dawid na sterydach

Czerwone flagi pokazują także malutcy rywale. Przykładem jest chociażby start-up Perplexity. Ten Dawid rzuca wyzwanie Goliatowi, ale trzeba powiedzieć, że to Dawid na sterydach, bowiem za narzędziem stoją pieniądze innych gigantów z legendarnym twórcą Amazona Jeffem Bezosem na czele. 

Avarind Srinivas, dyrektor generalny Perplexity i były pracownik OpenAI, firmy która stworzyła bijący rekordy popularności ChatGPT, stawia sprawę jasno. Jego zdaniem już wkrótce wyszukiwarka Google będzie postrzegana jako coś przestarzałego. 

W komunikacie do inwestorów możemy przeczytać, że "Perplexity to jeden z niewielu konsumenckich produktów AI, który osiągnął tak ważny kamień milowy, jakim jest 10 milionów użytkowników. Naszym zdaniem sztuczna inteligencja zmieni sposób, w jaki uzyskujemy dostęp do informacji".

Założony w sierpniu 2022 roku start-up Perplexity chce rzucić wyzwanie Google’owi, oferując wyszukiwarkę opartą na sztucznej inteligencji. Narzędzie według twórców po części jest chatbotem, a po części wyszukiwarką oferującą informacje w czasie rzeczywistym i przypisy pokazujące źródła odpowiedzi.

Dane upublicznione przez Perplexity dają do myślenia. Choć sama aplikacja nadal na siebie nie zarabia, to już dziś ma 10 milionów użytkowników miesięcznie i to bez przeprowadzanych na szeroką skalę akcji marketingowych. Dodatkowo ponad milion osób zainstalowało aplikację mobilną na platformach iOS i Android, a w zeszłym roku Perplexity obsłużyło ponad pół miliarda zapytań. Oczywiście to żadne liczby w porównaniu z Google'em, który miesięcznie ma miliardy wizyt, ale o filozofię, a nie liczby chodzi. O wyszukiwanie oparte na sztucznej inteligencji. 

Jak dziś wygląda Perplexity? W przeciwieństwie do tradycyjnych wyszukiwarek, które w dużym stopniu opierają się na wyszukiwaniu słów kluczowych i wzorców zachowań użytkowników, Perplexity AI wykorzystuje najnowocześniejsze techniki przetwarzania języka naturalnego (NLP). Tak, aby lepiej zrozumieć kontekst pytań. W ofercie firmy znajduje się wersja Pro za 20 dolarów miesięcznie, która pozwala użytkownikom wybierać spośród różnych dużych modeli językowych, w tym GPT-4 OpenAI, Claude 2.1 firmy Anthropic, Gemini od Google'a lub własnego LLM Perplexity. 

Co to jednak oznacza dla osoby, która w internecie szuka informacji? Podczas gdy Google doskonale dopasowuje słowa kluczowe, sztuczna inteligencja Perplexity zdaniem autorów narzędzia idzie o krok dalej i próbuje wychwytywać kontekst wyszukiwania. Rozumie niuanse języka i może zapewnić bardziej precyzyjne wyniki, dzięki czemu lepiej nadaje się do złożonych lub specjalistycznych zapytań.

Perplexity ma przenosić to na inny poziom. Uczy się na podstawie poprzednich wyszukiwań i preferencji, dostarczając wyniki dostosowane specjalnie do pytającego. Oznacza to mniej czasu na przeglądanie nieistotnych linków. Dodatkowo Perplexity AI inteligentnie zarządza wynikami wyszukiwania, prezentując najbardziej odpowiednie i godne zaufania źródła.

Brzmi obiecująco, ale przecież kapitalizacja rynkowa spółki macierzystej Google'a, czyli Alphabet, wynosi ponad 1,7 biliona dolarów. Google, dzięki swojej ogromnej bazie użytkowników i zasobom,  w nadchodzących latach czy nawet i miesiącach, może potencjalnie opracować konkurencyjną platformę sztucznej inteligencji. Ta ciągła i złożona konkurencyjność ze strony Google'a może stanowić wyzwanie dla Perplexity w zakresie zdobywania uznania i udziału w rynku również w przyszłości. 

Kolejny dzielny Dawid może znów okazać się płotką, którą Goliat połknie w mgnieniu oka.

TikTok, Instagram i koniec pisma

Procesy, oskarżenia, prawne batalie nie osłabiły potęgi Google’a, ale dziś firma stoi przed nie lada wyzwaniem.

Pisałem już, że dla wielu osób Google i internet to jedno? Nie dla młodego pokolenia. Dla nich internet istnieje tylko po to, by używać mediów społecznościowych. To oczywiście plastyczne uproszczenie, ale tak pokazują wyniki badań.

– Media społecznościowe stały się swoistymi państwami informacyjnymi. Przechodzimy od epoki, w której jedno narzędzie było w stanie zaspokoić wszystkie nasze potrzeby informacyjne, do ery, w której demokratyzacja informacji tworzy bogaty, lecz skomplikowany krajobraz cyfrowy – mówi Paweł Haltof Dyrektor ds. Innowacji i Członek Zarządu w Efigence.

Raport firmy Her Campus Media zajmującej się marketingiem wśród uczniów oraz młodych ludzi pokazuje, że 51 proc. ankietowanych z tzw. pokolenia Gen Z (urodzonych między 1997 a 2013 rokiem) do wyszukiwania interesujących ich treści częściej korzysta z TikToka niż z Google'a.

Ale przecież TikTok to żadna nowość. Jest na rynku już 8 lat. 

Według danych serwisu Wirtualne Media w styczniu tego roku z TikToka w Polsce korzystało 13,5 mln użytkowników, spędzając na nim najwięcej czasu ze wszystkich platform społecznościowych - średnio prawie 18 godzin. Z kolei na samym Facebooku spędzamy prawie 16 godzin miesięcznie. Na kolejnym miejscu jest Instagram, któremu poświęcamy średnio ponad 5 godzin w ciągu miesiąca. To tam się żyje w cyfrowym świecie.

– Naturalnym zachowaniem jest wyszukiwanie informacji w aplikacji, w której spędza się najwięcej czasu. Krótkie filmy wideo w social mediach stają się naszą dopaminową wyszukiwarką z filtrem naszych preferencji. TikTok tworzy dla każdego człowieka na świecie jego własną wyszukiwarkę, żadna inna nie jest taka sama – zauważa Karolina Krzeska, CEO agencji komunikacji Rocket Science.

Jest to tylko jedno z mediów kształtujących dziś percepcję młodego społeczeństwa. 

– Mamy do czynienia z pokoleniem, które już od dawna nie szuka informacji w książkach, bibliotekach i nie wychowuje się na piśmie. Mało tego, ono wcale nie szuka informacji, bo ma narzędzia, takie jak np. TikTok, które dają bezpośrednio dostęp do obrazów, emocji i przeżyć innych ludzi. Technologie bezpośredniego transferu przeżyć powodują, że nie potrzebujemy już szukać wiedzy spisanej. To motyw przewodni książki "Po piśmie" Jacka Dukaja. Autor wieszczy w niej koniec słowa pisanego – podkreśla rozmowie z SW+ Paweł Peryga - head of DevOps w Unity Group.

Kontrofensywa lidera

Zmiana nadchodzi, ale na razie Google trzyma się mocno. Na rynku wyszukiwarek w Polsce ma 95,79 proc. udziału w rynku. Dla porównania w Europie ten wskaźnik wynosi 90 proc, a w skali globu 92 proc.

Firma badawczo-analityczna Gartner przewiduje, że ruch w wyszukiwarkach internetowych spadnie o 25 proc. do 2026 roku. Czyli już za 2 lata królestwo Google’a może wyglądać zupełnie inaczej. Google jest na to gotowy, więc mówiąc o zmianach w królestwie wyszukiwania informacji w sieci, nie mam na myśli wielkiego upadku imperium, ale reformę.

Po latach dominacji Google’a każdy chce dołożyć swoje trzy grosze. Nie tylko Bill Gates z Samem Altmanem (Bing), ale też Bezos (z Perplexity). Na młodzieńczą inflację (zmiany nawyków) liczy ByteDance (właściciel TikToka) i Meta (właściciel Instagrama). 

Wiadomo, że i dotychczasowy lider nie próżnuje i atakuje. Środki i możliwości technologicznie do tego zdecydowanie posiada.

W połowie ubiegłego roku Google pokazał, że zamierza do swojej wyszukiwarki zaprzęgnąć sztuczną inteligencję. Wyglądało to na jasno postawiony cel: chcemy użytkownikom podsuwać lepsze, wiarygodne, rzetelniejsze wyniki. AI miało zmieniać Google Search tak, żeby żaden Bing z ChatGPT nie mógł podskoczyć. 

"To bomba jądrowa, która spadnie na sieć, biorąc pod uwagę, że Google ma 89 proc. udziałów w rynku wyszukiwarek w USA i 94 proc. na świecie" – oceniał wówczas zachwycony Matt Novak z „Forbesa” i chwalił Google za zmysł biznesowy. 

W marcu br. lider rynku ogłosił nowy pakiet aktualizacji. Ma być dużo mniej spamu, więcej pomocnych treści i wyszukiwarka ma być bardziej wyczulona na te materiały stworzone przez AI, które zawierają nieprawdziwe dane. Tak jakby Google chciał powiedzieć: może ChatGPT i Bing odpowiadają w bogatszy sposób i nie pod SEO, ale my nie mamy halucynacji. 

Nowym pomysłem giganta jest Perspective, czyli specjalne narzędzie, które dokonuje automatycznej oceny treści pojawiających się w sieci, wyłapując te szkodliwe. Zadaniem Perspective jest m.in. identyfikacja "toksycznych" komentarzy na konkretnych stronach.

Kolejne nowe narzędzie to opcja "About this result", czyli możliwość znalezienia informacji o tym, dlaczego Google wyświetla akurat ten wynik. To narzędzie, które pokazuje: widzisz to, ponieważ lubisz to i to; to jest ważna, ponieważ jest tak i tak.

– Trudno było znaleźć kogoś, kto tych działań by nie pochwalał – mówi Marcin Stypuła, właściciel agencji SEO Semcore. 

– W zalewie fake news, promowania niesprawdzonych teorii, wręcz kłamstw, krok w stronę tego, aby wyniki wyszukiwania były rzetelniejsze, zebrał tylko brawa. A faktowi, że robi to firma o dominującej pozycji na rynku, tylko można przyklasnąć – i dodaje, że ze strony właścicieli wyszukiwarek właśnie popłynął sygnał, jakie treści są premiowane.

– W kontekście wielu zapewnień, że wyniki wyszukiwania mają być rzetelne, pełne, obiektywne, nie wygląda to najlepiej – zauważa Marcin Stypuła.

Czy spersonalizowane wyszukiwanie to przyszłość?

Koniec Google’a? Jeszcze nie teraz

Wszystkie scenariusze są więc na stole. Przez lata dyskutowaliśmy, jak zmieni się nasza egzystencja w cyfrowym świecie: czy po przejściu z ekranów komputerów do smartfonów przejdziemy na gogle, VR, AR, a może na podskórne chipy i nasze korzystanie z sieci będzie "bez sprzętu". Mniej dyskutowano o tym, jak w sieci będziemy rozmawiać. 

A to zmieniło się w przeciągu kilkunastu miesięcy. Nie ma rewolucji, ale jest ewolucja.

Google ma teraz kilka poważnych kłopotów na głowie. Od zapychania wyników wyszukiwania treściami generowanymi przez AI, po kulejące algorytmy mające wyłapywać takie materiały. Firma musi działać na kilku frontach, aby rozwiązać te problemy. Nie wydaje się jednak, aby zagroziły one rynkowej pozycji Google'a. 

–  Nie będzie masowego odwrotu użytkowników od tej wiodącej wyszukiwarki. Jednak część z nich może korzystać z innych rozwiązań. Kiedy człowiek wynikami jednego jest po prostu rozczarowany, sięga po inne, w tym przypadku, konkurencyjne. Jeżeli Google straci kilka procent udziału w rynku, zwykłemu internaucie to nic nie powie,  ale każdy procent to, w przypadku takiej firmy, ogromne pieniądze. Może taki szok Google'owi byłby potrzebny. Może właściciele innych wyszukiwarek także powinni czegoś takiego doświadczyć. Lub przynajmniej obserwować, pamiętając, żeby nie popełniać tych błędów wyjaśnia Marcin Stypuła.   

Wpływ sztucznej inteligencji na wyszukiwanie informacji jest niezaprzeczalny. Pojawienie się ChataGPT, nowa wizja Microsoftu, nadzieje związane z formatami wideo wszystko to sprawia, że gigant obudził się z letargu. Ale czy świat po Google'u jest możliwy?

Zapytałem o to ChatGPT. Oto odpowiedź: "Tak, świat bez usług Google jest możliwy, choć korporacja Google odegrała ogromną rolę w kształtowaniu współczesnej cyfrowej przestrzeni. Istnieją inne firmy oraz technologie, które mogą zastąpić usługi oferowane przez Google w różnych obszarach, takich jak wyszukiwarki internetowe, systemy operacyjne dla urządzeń mobilnych, usługi chmurowe, narzędzia biurowe i wiele innych".

Wspomniałem już, że ChatGPT może halucynować?