Polak pokonał pustynię Gobi. Na rowerze, zimą. Towarzyszyły mu dwa drony
Polski podróżnik Mateusz Waligóra ponownie udowodnił, że granice ludzkiej wytrzymałości są tam, gdzie sami je wyznaczymy. Tym razem jego wyzwaniem była zimowa przeprawa rowerem przez mongolską część pustyni Gobi.

W 26 dni pokonał 1285 kilometrów, mierząc się z ekstremalnym mrozem, burzami piaskowymi i niespodziewanymi awariami sprzętu. To kolejne wielkie dokonanie w karierze podróżnika, który już w 2018 r. przeszedł Gobi pieszo jako pierwszy człowiek w historii.
Pustynia Gobi to jedno z najbardziej niegościnnych miejsc na Ziemi. Latem temperatura może sięgać 40 stopni Celsjusza, ale zimą spada nawet do -40 stopni. Waligóra musiał zmagać się z mrozem, który potrafił w kilka sekund zamienić wodę w lód. Aby uniknąć odwodnienia, zabrał ze sobą kilkanaście termosów, ponieważ tradycyjne bidony czy butelki nie miały szans w starciu z syberyjskim zimnem.

Podróżnik setki kilometrów przejechał w masce ochronnej z powodu unoszącego się w powietrzu pyłu.
Lodowe piekło Gobi
Nieprzewidywalność pustyni dała o sobie znać wielokrotnie. Na jednym odcinku trasy dominowała siarczysta zima, by kilka dni później nagłe roztopy zamieniły teren w grząskie błoto. W takich warunkach jazda rowerem stawała się niemal niemożliwa, a każdy kilometr kosztował podróżnika ogromny wysiłek.

Trasa między miastami Altai i Sajnszand była nie tylko testem wytrzymałości fizycznej, ale również techniki. Rower Waligóry, zaprojektowany specjalnie do trudnych warunków, wielokrotnie odmawiał posłuszeństwa.
Najbardziej dramatyczny moment nadszedł, gdy z powodu awarii supportu w rowerze podróżnik nie mógł kontynuować jazdy. Przez 120 km był zdany na pomoc miejscowych, którzy przewieźli go do najbliższego miasta. Tam, dzięki częściom przesłanym ze stolicy Mongolii, udało się naprawić sprzęt.

Jednak prawdziwy test charakteru nadszedł na ostatnim etapie. Gdy do mety zostało już tylko 25 km, rama roweru pękła. Każdy inny poddałby się w tym momencie, ale nie Waligóra. Zamiast rezygnować, zdecydował się pchać rower przez kilkanaście godzin, by ostatecznie dotrzeć do celu na własnych nogach.
Gdy technika zawodzi, liczy się człowiek
Podróż przez Gobi to nie tylko ekstremalny wysiłek, ale także spotkania z ludźmi, którzy uczynili tę wyprawę wyjątkową. Mongolscy pasterze, mimo że sami żyją w surowych warunkach, nie szczędzili Waligórze pomocy i gościnności. „Nigdy nie zostawili mnie w potrzebie i zawsze szukali sposobu, żeby mi pomóc” – podkreśla podróżnik.

To właśnie takie chwile sprawiają, że jego wyprawy to nie tylko bicie rekordów, ale również spotkanie z czymś większym – ludzką życzliwością, prostotą i bezinteresowną pomocą.
Jestem wyczerpany i szczęśliwy. To jest ten moment, w którym czuję, że pomimo trudów warto było przekroczyć Rubikon po raz drugi, aby przeżyć tę krótką chwilę szczęścia – mówił Waligóra po zakończeniu wyprawy.
Mateusz Waligóra jeszcze nas zaskoczy
Ekstremalnej wyprawie towarzyszyła zaawansowana technologia, dwa drony dostarczone przez MediaMarkt Polska, która umożliwiła nawigowanie oraz dokumentację tej niezwykłej podróży.

Mateusz Waligóra po raz kolejny udowodnił, że granice istnieją tylko w naszych głowach. Jego wyprawa to opowieść o niezwykłej wytrzymałości, determinacji i niezłomności ducha.
Choć Waligóra podkreśla, że jest wyczerpany, to już teraz wiadomo, że na tym nie poprzestanie. Jego pasja do eksploracji, testowania własnych granic i odkrywania świata w sposób, jakiego inni by się nie podjęli, jest siłą napędową jego życia.