Mówią, że zostali oszukani. Właściciele fotowoltaiki są wkurzeni i szykują protest
Chcieli zarabiać i odkładać na zimę, a produkcja prądu wcale im się nie opłaca. Czują się nabici w butelkę i żałują inwestycji w fotowoltaikę. Wiedzą, że coś muszą zrobić, ale jeszcze do końca nie wiedzą co.
Słoneczny dzień to fatalna wiadomość dla… właścicieli fotowoltaiki. Powinno być odwrotnie, ale ci rozliczani według net-billingu wcale się nie cieszą. Owszem, produkują tani prąd, tyle że jeśli z niego nie korzystają, sprzedają za grosze. A gdy później potrzebują energii to muszą ją odkupić po znacznie wyższej cenie.
W Polsce energia dostarczana jest najpierw przez najtańsze elektrownie. W Polsce są to OZE. W słoneczne dni fotowoltaika pracuje pełną parą, więc cena prądu jest niska. Wraz z większym zapotrzebowaniem i spadkiem udziału OZE do akcji wkracza węgiel, a potem gaz. Cena prądu rośnie.
Jeżeli ktoś ma magazyn energii albo na bieżąco zużywa prąd produkowany ze słońca to nie musi się niczym martwić. Gorzej mają ci, którzy zainwestowali w fotowoltaikę, a w chwili, gdy produkcja jest najefektywniejsza, opierają się jedynie na sprzedaży do sieci. Ten sam problem mają m.in. Niemcy – paneli jest tak dużo, że w słoneczne dni prądu jest za dużo, więc jego cena jest rekordowo niska.
Bardzo obrazowo ujął to jeden z użytkowników grupy zrzeszającej osoby sprzeciwiające się takiej sytuacji. Wystarczy wyobrazić sobie, że próbujecie z sąsiadem zawrzeć porozumienie. Wy będziecie mu dostarczać wodę podczas deszczu, a z kolei on wam odda podczas suszy. Raczej by się pewnie na to nie zgodził. Tymczasem wielu użytkowników fotowoltaiki weszło w taki nierówny układ i próbuje zarobić na sprzedaży piasku na pustyni, by użyć jeszcze jednego barwnego porównania.
Więcej o fotowoltaice w Polsce przeczytasz na Spider's Web:
- Pierwsza taka gmina w Polsce. Świeci zielonym przykładem
- Na polskim jeziorze zbudują pływającą farmę fotowoltaiczną. Zbiornika użyją też przy atomie
- To nie jest zwykła prognoza pogody. Mówią, kiedy fotowoltaika najbardziej się opłaci
- Sołtys chce postawić na działce panele fotowoltaiczne. I zepsuć ten widok
„Jeżeli nie zgadzasz się na zbyt niskie stawki odkupu energii. Ta grupa jest dla Ciebie!” – napisał administrator grupy „Protest prosumentów – strajk posiadaczy fotowoltaiki”. Wpis opublikowany został 17 kwietnia, jednak prawdziwy boom grupa przeżyła w ostatni weekend. O sprawie napisał portal money.pl, ale linki krążyły po różnych grupach związanych z energetyką czy ekologią.
Grupa w pierwszym kroku ma na celu zjednoczyć jak największą liczbę prosumentów. W drugim kroku stworzymy mapę strajku a w trzecim najważniejszym kroku będziemy protestować i odłączać nasze instalacje od sieci. Pewnie nasuwa Ci się pytanie „co to da?”, samemu nic nie zrobisz ale gdy na raz wyłączymy sto-tysiąc instalacji - ci którzy nas okradają odczują to! Nie daj się więcej doić! Dołącz do nas!
- apeluje administrator (zachowano oryginalną pisownię).
Chętnych przybywa – grupa już liczy przeszło tysiąc osób, choć jeszcze kilka dni temu było ich połowę mniej. Czego żądają? Na razie ich postulaty są bardzo ogólne i mało konkretne. Nie ma recepty na poprawę sytuacji, a jedynie żądanie, aby coś się zmieniło. Ich bronią ma być protest w postaci wyłączenia fotowoltaiki w umówionym momencie. Jeśli produkowanego przez nich prądu nagle zabraknie, „ktoś” zauważy, że z tą grupą trzeba się liczyć - wierzą dołączający.
Maciej Borowiak, prezes Stowarzyszenia Branży Fotowoltaicznej Polska PV, w rozmowie z money.pl przyznaje, że właściciele przydomowych instalacji mają prawo czuć się sfrustrowani. Politycy obiecywali zająć się problemem, a teraz o sprawie jakby zapomnieli.
Ważną obietnicą obecnie rządzącej kolacji w trakcie kampanii wyborczej była zapowiedź przywrócenia korzystnych zasad rozliczania energii produkowanej przez prosumentów. Hasło "niższe rachunki za prąd dla inwestujących w fotowoltaikę" było zarazem jednym z haseł wyborczych.
- przypomina Borowiak.
Właściciele fotowoltaiki są wkurzeni
- Jak patrzę na moją instalację (10kWp, bez pompy ciepła!), to przy takich stawkach cenowych (25 groszy za 1kWh wysłaną do sieci) nie będę w stanie zarobić na to co pobieram od firmy energetycznej w godzinach i miesiącach kiedy instalacja nie produkuje. To jest czyste złodziejstwo – pisze jeden z oburzonych członków grupy.
Drugi dodaje, że otrzymał prognozy od dostawcy prądu, które są wyższe niż bez działania paneli.
„Pompy nam pozakładali i rachunki horrendalne” – irytuje się inny. Rozpoczyna się gorąca dyskusja. Ktoś pyta, czy to rząd założył pompę. W odpowiedzi czyta, że tak, bo „rząd każe wymieniać piece na ekologiczne ogrzewanie i tworzy nierówne warunki dla nas”.
Niektórzy obecni w grupie zwracają uwagę na istotny problem. Sugerują, że wielu właścicieli fotowoltaiki skusiło się na hasło „dotacje” i zdecydowali się na montaż, bo wszyscy wokół tak postępowali. Swoją rolę mieli odegrać też sprzedawcy oferujący gruszki na wierzbie. Założono instalacje niepasujące do potrzeb, nieprzeanalizowane, które nie miały sensu ekonomiczno-technicznego. Jeden z użytkowników pisze wprost: sprzedawcy fotowoltaiki nie mają żadnych skrupułów.
Przeszedłem się niedawno po polskiej wsi i zdębiałem
Nie chodzi o to, aby obwiniać ofiary – tych, którzy uwierzyli w niskie rachunki od ręki i zwrot inwestycji po pięciu latach. Nie ma też sensu krytykować fotowoltaiki, bo przecież mamy świetny dowód na to, że produkuje więcej prądu niż moglibyśmy się spodziewać. Problemem jest to, że chyba nie byliśmy na to gotowi.
Coraz trudniej znaleźć dom na wsi, na którym nie ma paneli na podwórku albo przynajmniej symbolicznie na dachu. To pokrzepiający widok, ale też zastanawiający: czy właściciele faktycznie są w stanie konsumować produkowaną energię? To już nie czasy lokalnych gospodarstw. Pod niemal każdym domem stoją nawet 3-4 samochody. Wieś pracuje w mieście, więc logicznym jest, że kiedy jest największa szansa na tani prąd, domowników najprawdopodobniej nie ma. Można się tylko łudzić, że domy przeszły na pralki czy zmywarki sterowane zdalnie.
Jasnym jest jednak również to, że przydomowa fotowoltaika nie produkuje aż tyle prądu, co megafarmy znajdujące się na polach czy łąkach. Ich też przybywa w zawrotnym tempie i to zapewne one odpowiadają za rekordową produkcję, a co za tym idzie: niższą cenę prądu. Wielki biznes, z którymi maluczcy przegrywają. I zostaje im pieklenie się na facebookowych grupach.
Sytuacja jest bardzo trudna
- Do momentu, w którym urentownią się magazyny energii i wejdą na większą skalę do systemu, wyzwania dla fotowoltaiki będą się pogłębiały zarówno po stronie sieci, jak i po stronie ekonomicznej w zakresie ceny, którą można z takich aktywów uzyskać – mówił Michał Orłowski, wiceprezes zarządu ds. zarządzania majątkiem i rozwoju firmy Tauron Polska Energia, cytowany przez portal wnp.pl.
O konieczności postawienia na magazyny energii mówi coraz więcej ekspertów z branży. Użytkownicy szykujący się na protest o kolejnych „szansach” ani tym bardziej inwestycjach nie chcą słyszeć.
Piotr Pająk na łamach gramwzielone.pl obawia się, że jeśli rynek „prosumencki będzie nadal utrzymywany w niepewności i nie dostanie wsparcia Ministerstwa Klimatu i Środowiska w postaci sensowych zmian w net-billingu” to „regres energetyki prosumenckiej w Polsce w kolejnych kwartałach może się pogłębiać”.
Widzimy to już teraz – złość właścicieli rośnie. Proporcjonalnie do spadku cen energii w słoneczne dni.