REKLAMA

Podziękuj Firefoxowi. Gdyby nie on, internet wyglądałby zupełnie inaczej

Firefox, jeśli zaufać trendom, zmierza nieubłaganie do bycia niszowym produktem. Im mniejszy budżet, tym mniejsze szanse, by odcisnąć swój ślad na rynku. Byłoby bardzo źle, gdyby Mozilla przestała mieć udział w kształtowaniu kierunku, w jakim zmierzają witryny i aplikacje internetowe.

24.03.2023 19.45
firefox dlaczego warto historia
REKLAMA

Rynkiem przeglądarek internetowych niemal niepodzielnie rządzi Google Chrome. Hen hen, daleko w tyle, na drugim miejscu, znajduje się Apple Safari. Nieźle rokuje Microsoft Edge. Resztę należy uznać za margines o znikomym znaczeniu. W tym, o zgrozo, Firefoxa.

REKLAMA

Firefox jest w tym gronie ostro rywalizujących ze sobą produktów tworem prawdziwie wyjątkowym. To przeglądarka, która autentycznie powstaje z chęci uczynienia świata informatyki lepszym. Dla wszystkich, a nie dla jednego konkretnego podmiotu. I choć Mozilli zdarzały się z rzadka nieidealne decyzje biznesowe, tak w bilansie końcowym twórcy Firefoxa (i Thunderbirda) to aniołowie stróże sieci Web. I to nie tylko w jakimś symbolicznym sensie.

W stwierdzeniu, że Mozilla uratowała Internet nie będzie zbyt wielkiej przesady. Firefox jest bowiem produktem, którego geneza nie leży w chęci zarobienia góry pieniędzy. Celem tej przeglądarki były dwie rzeczy:

  • Odebrać nieetycznemu i zachłannemu Microsoftowi niemal niepodzielną władzę nad siecią Web.
  • Nie dopuścić, by inna korporacja zajęła miejsce Microsoftu.

Kto mógłby być aż takim zakapiorem, tak ideologicznie zmotywowanym podmiotem, by traktować wojnę z Microsoftem o wolność Internetu niemalże osobiście? Okazuje się, że był ktoś taki. Ktoś, kto wcześniej współodpowiadał za przeglądarkę internetową Netscape Navigator. Przeglądarkę, którą w nieetyczny i niezgodny z prawem wykopał z rynku Microsoft.

Geneza Firefoxa leży w najmroczniejszych (do tej pory) czasach Internetu.

To były czasy, kiedy niemal każdy kontakt z Internetem odbywał się poprzez komputer PC, desktopa bądź laptopa. A na niemal każdym PC zainstalowany był system Windows. Microsoft był siłą absolutnie dominującą w informatyce, a to zapewniało mu możliwość pozbywania się konkurencji przy użyciu siły.

Gdy Internet stawał się coraz ważniejszy, Microsoft stworzył Internet Explorera. Jej niska jakość to coś, o czym można wspomnieć na marginesie. Ważniejsze jest zauważenie trzech innych zjawisk:

  • Internet Explorer był dostarczany z Windowsem i w nim eksponowany, każdy użytkownik PC od razu widział ikonę do Internetu.
  • Microsoft intencjonalnie nie obsługiwał w pełni webowych standardów, lansując swoje rozwiązania. W efekcie twórcy stron i aplikacji stojąc przed wyborem pisania ich wedle standardów lub pod używanego przez większość Internet Explorera, z pragmatyzmu biznesowego wybierali drugą opcję. Czego efektem ubocznym bywało wadliwe działanie tych witryn i aplikacji w innych przeglądarkach internetowych.
  • Microsoft szantażował swoich partnerów sprzętowych, zabraniając im dodawania do sprzedawanych komputerów innych przeglądarek niż wbudowany w system Internet Explorer.

Bezczelność Microsoftu doprowadziła do głośnego procesu antymonopolowego i niemal do upadku firmy. Zanim jednak to nastąpiło, z rynku zaczęła znikać konkurencja, która nie była w stanie rywalizować na tak nieuczciwych warunkach. W tym Netscape, ówczesna legenda.

Światu groził totalny monopol jednej przeglądarki, niezgodnej ze standardami, niezbyt bezpiecznej i stworzonej, by dawać korzyści nie jej użytkownikom, a jej twórcom. I nawet wykraczając poza bezpieczeństwo i standardy: Internet Explorer wprowadził przeglądanie w kartach pod koniec 2006 r. A więc ponad pół dekady później od wynalezienia tego interfejsu przez Operę w 2000 r.

Jame Zawinski z Netscape’a wyraźnie nie mógł przeżyć, że gorsze wygrywa. I to w tak nieuczciwy sposób.

W styczniu 1998 r. Netscape pozostawia po sobie prezent dla świata. Bardzo ważny.

Firma niemal ostatnim swoim tchem ogłosiła, że Netscape Navigator stanie się darmowy, a kod źródłowy przeglądarki zostanie udostępniony. Następnego dnia Jamie Zawinski zarejestrował domenę mozilla.org. Mozilla była nazwą tymczasową Navigatora, gdy jeszcze przeglądarka była w produkcji. Pierwotnie Mozilla miała być technologicznym startupem mającym tworzyć nowe technologie dla Netscape’a i będącego jego właścicielem koncernu AOL. Właściciele nie mieli jednak już pomysłu na rywalizację z Microsoftem. Co w pewnym sensie odpowiadało Zawinskiemu.

Mozilla miała stać się tworem pożytku publicznego. Fundacją, która zbiera pieniądze wyłącznie na swoje utrzymanie i inwestowanie w nowe technologie - po to, by je rozdać wszystkim za darmo. By stworzyć przeciwwagę dla takich korporacji, jak Microsoft. By dostęp do wiedzy i technologii był demokratycznie dostępny dla każdego. By Mozilla nigdy o tym nie zapomniała, spisano 10 wartości, jakimi ma się bezwzględnie kierować. A także misję, na którą składa się pięć etapów. Te wartości to:

  1. Internet jest ważną częścią nowoczesnego życia, jest kluczowy w oświacie, łączności, współpracy, prowadzeniu działalności gospodarczej, branży rozrywkowej i dla ogólnie pojętego społeczeństwa.
  2. Internet jest globalnym zasobem, który musi pozostać otwarty i łatwo dostępny.
  3. Internet musi wzbogacać życia jego ludzkich użytkowników.
  4. Prywatność i bezpieczeństwo muszą być traktowane jako część Internetu, a nie opcjonalny dodatek.
  5. Internauci muszą mieć zapewniony wpływ na kształtowanie Internetu i swoich doświadczeń z obcowania z nim.
  6. Pożyteczność Internetu jako publicznego zasobu zależy od interoperacyjności, innowacji i rozproszonej współpracy.
  7. Darmowe i otwartoźródłowe oprogramowanie promuje rozwój Internetu jako ogólnodostępnego zasobu.
  8. Przejrzyste i wykorzystujące siłę społeczności procesy promują współuczestnictwo, odpowiedzialność i zaufanie.
  9. Działalność komercyjna w Internecie zapewnia wiele korzyści - kluczowe jest zachowanie równowagi między zyskiem prywatnym a dobrem publicznym.
  10. Zwiększanie korzyści płynących z Internetu to ważny cel, warty czasu, uwagi i zaangażowania.

A wspomniane obietnice to:

  • Zbudować i wdrożyć otwartoźródłowe technologie i społeczności, by wspierać wartości wyrażone w powyższym manifeście.
  • Zbudować i wdrożyć wspaniałe produkty konsumenckie, które wspierają wartości wyrażone w powyższym manifeście.
  • Wykorzystać zasoby Mozilli, by utrzymać otwarty charakter Internetu.
  • Promować modele tworzące ekonomiczną korzyść zapewniającą ogólny pożytek.
  • Promować wartości wyrażone w powyższym manifeście w prowadzonych publicznie dyskusjach i w branży internetowej.

I choć w konsumpcyjnym świecie XXI wieku trudno w to uwierzyć, tak Mozilla już trzecią dekadę pozostaje wierna swoim wartościom. Co więcej, jej niezłomność w realizowaniu swojej misji doprowadziła ostatecznie do końca demolowania Internetu przez Microsoft. Firefox odniósł (choć po pewnym czasie) spektakularny i zasłużony sukces. Otworzył też drogę innym twórcom, w tym Operze i, znacznie później, Chrome’owi. Zmusił też Microsoft do stworzenia, dla odmiany, porządnej przeglądarki (na co czekaliśmy wiele lat).

Mozilla Firefox 1.0

Firefox nie odniósłby sukcesu iluzorycznymi wartościami. Na szczęście nie zapomniano o innowacyjności. Przeglądarka oferowała nie tylko bezpieczeństwo i prywatność, ale i funkcje, których próżno było szukać w Internet Explorerze. Co ważne, była przy tym całkowicie darmowa (nadal w tych czasach zdarzały się płatne przeglądarki lub zarabiające na emisji banerów reklamowych - przez długi czas taki model biznesowy stosowała chociażby Opera, w której opłata wyłączała reklamy). Firefox oferował wręcz wbudowany mechanizm blokowania reklam, a także przeglądanie w kartach.

Nieskazitelny wizerunek, wysoka funkcjonalność, niska cena i wygodny interfejs - mieszanka wyraźnie podziałała. Firefox od wersji 1.0 doczekał się mocnej (i raczej nieopłaconej, entuzjazm był raczej szczery) promocji w mediach. I rosnącej popularności, w rok po premierze przeglądarkę pobrano 100 mln razy.

Firefox nie był jedynym czynnikiem, za sprawą monopol Internet Explorera ostatecznie upadł, ale był jednym z ważniejszych. To dzięki niemu dziś istnieje tak duży wybór przeglądarek na wszystkich systemach operacyjnych. A za sprawą wyznaczonych standardów znacząco zredukował prawdopodobieństwo, że sieć Web zostanie zawłaszczona przez inną korporację. Nie zrobił tego w efekcie nawet Google, który od lat dominuje w konsumenckich usługach online i na rynku przeglądarek.

No właśnie, a propos rynku przeglądarek. Znaczenie Firefoxa maleje, a to bardzo niedobrze.

Według danych Statcountera na grudzień 2022 r., Firefox ma 3,04 proc. rynku. Z czego na Windows 4,58 proc., na macOS 6,16 proc., na Androidzie 0,51 proc., zaś na iOS wynik został zaokrąglony do 0 proc. Zresztą kogo ja tu będę czarował, sam również nie używam Firefoxa. Wedle mojej wiedzy w całym zespole Grupy Spider’s Web z przeglądarki Mozilli korzysta jedna osoba.

Szczęście w nieszczęściu, siłą dominującą są przeglądarki oparte o otwartoźródłowe technologie Chromium i WebKit. Są z nimi jednak pewne polityczne problemy. WebKit to projekt nadzorowany przez nastawioną na zysk korporację Apple. Projekt Chromium współtworzą nastawione na zysk wielkie korporacje, w tym Microsoft i Google. Z czego ten ostatni jest wyłącznym moderatorem projektu. Nietrudno być podejrzliwym i snuć spiskowe teorie.

Źle się dzieje, że Firefox wymiera. Bo to oznacza, że i Mozilla będzie coraz słabsza. Głównym źródłem zarobku fundacji jest umowa partnerska z Google’em: właściciel wyszukiwarki płaci Mozilli za każdym razem, jak Firefox przekieruje swojego użytkownika na tę wyszukiwarkę (użytkownik może w każdej chwili zmienić domyślną wyszukiwarkę lub wyłączyć integrację z wyszukiwarkami). Im mniej Firefoxowiczów, tym niższe wpływy dla Mozilli.

Pewnym spadkobiercą Firefoxa jest Brave. Ten jest jeszcze mniej istotny na dziś od Firefoxa, ale jego rozwój kierowany jest podobnymi wartościami. Twórcom Brave’a zdarzyły się przy tym wpadki, ale zostały szybko skorygowane i zadośćuczynione. Brave to przeglądarka nastawiona wyłącznie na dobro użytkownika, nie na dobro jej twórców czy partnerów. I bardzo ją polecam.

REKLAMA

Brave nie jest jednak w pełni niezależny, tak jak Mozilla i jej Firefox. Działa na bazie technologii Chromium, którą współtworzą Microsoft, Google, Opera i Vivaldi, z Google’em jako głównym nadzorcą. Pociechą w tym wszystkim jest jednak fakt, że Firefox jest i z pewnością długo pozostanie rentownym projektem. I bardzo dobrze, niech żyje i ma się jak najlepiej - to nasz jedyny sprawdzony wentyl bezpieczeństwa.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA