Grałem w Resident Evil 4 Remake. Byłem otoczony, zaszczuty i zachwycony klimatem
Miałem okazję zagrać przedpremierowo w Resident Evil 4 - remake jednego z najważniejszych horrorów w historii gier. Rozegrałem mój ulubiony fragment z oryginału: sekwencję na głównym placu wioski, w której gracz rozpaczliwie próbuje przeżyć pod naporem oszalałych fanatyków. Było świetnie.
Capcom odwiedził Warszawę, organizując przedpremierowy pokaz gier Street Fighter VI oraz Resident Evil 4. Jako miłośnik survival horroru, nie mogłem przegapić takiej okazji. RE4 to jedna z moich ulubionych gier. Kupiłem ją łącznie siedem (!) razy, na różne platformy. Od Wii, przez PS4, kończąc na Switchu. Pewnie kupię po raz kolejny.
Mimo tego remake Resident Evil 4 pokazywany na pierwszych zapowiedziach nie przekonał mnie do siebie. Może wynikało to z mojej obsesji wobec materiału źródłowego. Może tliło się we mnie lekkie rozczarowanie po remake'u trzeciej odsłony. Byłem jednak sceptyczny i dopiero możliwość ogrania wersji przedpremierowej zmieniła moje podejście.
W Resident Evil 4 Remake ograłem ulubioną sekwencję z gry. Kilka razy, na kilka różnych sposobów
Mowa o wizycie na głównym placu małej wioski, gdzie fanatyczni, zainfekowani wyznawcy kultu przytłaczają liczbowo głównego bohatera. Oryginalne Resident Evil 4 zachwycało możliwościami, jakie oferował ten obszar. Gracz mógł zamykać się w chatach, wyskakiwać przez okna i uciekać kilkoma uliczkami. Swoboda oddana wtedy w ręce graczy była nieporównywalna z żadną inną odsłoną RE.
Teraz, w 2023 roku, Capcom odtwarza to miejsce i tę samą walkę o przetrwanie. Dodaje jednak sporo mechanik, a także fundamentalnie zmienia te, z których znany jest oryginał. Dzięki temu doświadczenie było mocno odświeżające, chociaż styl i klimat Resident Evil 4 został perfekcyjnie zachowany.
Podejście nr 1: "Na skradanego"
Nowym ruchem w wachlarzu głównego bohatera jest skradanie. Leon może zachodzić wrogów od tyłu, pozbawiając ich życia jednym szybkim ciosem - o ile posiada nóż. Ten, w przeciwieństwie do oryginału, zużywa się z czasem i pęka, co podkreśla survivalowy aspekt produkcji.
Moja próba cichego przejścia przez wioskę zakończyła się spektakularnym niepowodzeniem. Pozbyłem się po cichu jednej fanatyczki, ale na przejściu do dalszego obszaru czekał inny wróg, którego w żaden sposób nie dało się odciągnąć. Gdy go atakowałem, cała wioska zostawała postawiona na nogi. O ile więc skradanie ma swoje zastosowanie, raczej na pewno nie przejdziemy remake'u bez walki.
Podejście nr 2: "Na Rambo"
Skoro Capcom chce walki, dostanie walkę. Dzięki pierwszej próbie poznałem położenie dwóch granatów odłamkowych. Zebrałem je, a następnie jeden rzuciłem na środek placu, eliminując kilku przeciwników jednocześnie. Reszta fanatyków ruszyła w moim kierunku, a ja postanowiłem w pełni wykorzystać pistolet oraz strzelbę.
Podczas walki z zainfekowanymi od razu czuć inną, bardziej kontaktową i bezpośrednią naturę starć. Wrogowie szarżują na gracza z widłami. Główny bohater zyskał możliwość parowania. Przewróconych fanatyków nareszcie można dobijać efektownymi finisherami. Więcej jest szarpania i wyrywania się. Walka stała się bardziej filmowa oraz mięsista.
Okazała się także bezwzględna. Doskonałym tego przykładem jest obecność fanatyka z piłą mechaniczną na głównym placu wioski. Mimo kilku pocisków ze strzelby oraz dwóch granatów odłamkowych, unikalny zainfekowany wciąż stał na nogach. Co więcej, jeśli trafiał gracza piłą, ten od razu ginie, niezależnie od paska zdrowia. Uczy pokory!
PS Można poruszać się i strzelać jednocześnie. Herezja!
Podejście numer 3: "Na Resident Evil"
Fani tej serii doskonale wiedzą, że często najskuteczniejszą formą walki jest… brak walki. Zamiast marnować amunicję na zombie, szybciej jest po prostu przebiec obok nich, traktując je jak przeszkody terenowe. Postanowiłem sprawdzić, jak ta filozofia sprawdzi się w najnowszym remake'u.
Lawirowanie między fanatykami nie było tak proste jak początkowo sądziłem, głównie ze względu na podwyższoną inteligencję przeciwników. Ci nie ustawiają się już w łańcuszku do gracza. Lubią flankować i zachodzić od tyłu. Przez to kilka razy odcięli mi drogę ucieczki, którą musiałem sobie wyrąbać. To ciekawa zmiana względem oryginału.
Za to ryglowanie się w chatach, odrzucanie drabin i ucieczki przez okna cieszą dokładnie tak samo jak dawniej. Przeciwnicy pozostają bezsilni wobec dynamicznego gracza, który wykorzystuje teren na swoją korzyść. W ten sposób przetrwałem ofensywę zainfekowanych, którzy po pewnym czasie przestają interesować się graczem, wołani dźwiękami kościelnych dzwonów swoich panów. Uff, udało się.
Resident Evil 4 Remake to ryzykowny balans między starym oraz nowym
Testowy fragment to oczywiście zbyt mało, by wyrobić sobie zdanie na temat gry. Jednak już teraz widać, że Capcom odważnie podchodzi do kultowego klasyka, zmieniając wiele istotnych elementów rozgrywki. Czasem takie podejście spisuje się rewelacyjnie - jak w RE2 Remake - ale czasem nie zdaje egzaminu - jak w Resident Evil 3 Remake. Nie uważam remake'u trzeciej odsłony za grę słabą, ale zdecydowanie zbyt mocno odbiegała od tego, czego oczekiwali fani. Ciekawe, jak będzie w tym przypadku.
Resident Evil 4 Remake kupił mnie za to świetnym klimatem i atrakcyjną, szczegółową oprawą. Silnik RE Engine po raz kolejny spisuje się niesamowicie. Kapitalne modele postaci połączone ze szczegółowymi wnętrzami tworzą otoczkę, która nie tylko budzi przyjemne skojarzenia z oryginałem. Ona go ulepsza.
Dlatego, chociaż odczuwalnie inny od oryginału, Resident Evil 4 Remake spisuje się o wiele lepiej podczas rozgrywki niż na zwiastunach. Z tego powodu Capcom mógłby pomyśleć nad demem, które każdemu fanowi serii pozwalałoby doświadczyć horroru na własnej skórze. Po kilku próbach przeżycia w wiosce pełnej zainfekowanych apetyt na remake drastycznie wzrasta.