REKLAMA

Ile kosztuje jazda rowerem elektrycznym? Uwaga, odpowiedź będzie w kanapkach

Ile kosztuje ładowanie roweru elektrycznego? Z jakimi kwotami trzeba się liczyć w ciągu roku? I ile to będzie... kanapek? Już odpowiadam.

Ile kosztuje jazda rowerem elektrycznym? Uwaga, odpowiedź będzie w kanapkach
REKLAMA

Odpowiadam też od razu na pytanie, o co chodzi z tymi piekielnymi kanapkami z tytułu i wstępu. Chodzi o krótką wewnątrzredakcyjną debatę na temat tego, czy jazda na rowerze z elektrycznym jest droższa niż jazda na zwykłym rowerze, na którym przecież jeździ się za darmo. Skomplikowane, ale rozwinę ten temat później.

REKLAMA

Zacznijmy na razie od najprostszych obliczeń.

Ile kosztuje ładowanie roweru elektrycznego?

Jako przykład do wyliczeń niech posłuży testowany przeze mnie ostatnio Eleglide Citycrosser, z deklarowanym zasięgiem na poziomie 75 km. Przyjmijmy jednak bardziej realistyczne, może nawet pesymistyczne założenia, że przy normalnym użytkowaniu przez niezbyt ciężkiego kierowcę, w terenie raczej płaskim, przy zimowych temperaturach zasięg będzie wynosił około 50 km (zaniżam, ale celowo), natomiast w lecie - około 60 km.

Ten rower elektryczny wyposażony jest w akumulator o pojemności 360 Wh i na naładowanie potrzebuje około 6,5 godziny (według deklaracji producenta, realnie jest dość podobnie).

Dorzućmy do tego jeszcze bardzo pesymistyczne 10 proc. strat podczas ładowania i w sumie wychodzi, że żeby zapewnić sobie maksymalny zasięg, musimy zużyć ok. 400 Wh za każdym razem.

Ile to będzie w złotówkach? Niewiele. Według kalkulatora Taurona, przy taryfie G11 koszt takiego ładowania to w sumie... 31 groszy. W przyszłym roku może być trochę gorzej, jeśli nie zmieścimy się w limicie (2000 kwh), bo wtedy zapłacimy 0,46 zł za każde pełne ładowanie, ale dalej jest to koszt zdecydowanie pomijalny.

Ile kosztuje przejechanie 100 km rowerem elektrycznym?

Zakładając wersję pesymistyczną z poprzednich akapitów, wychodzi na to, że 31 groszy zapłacimy za przejechanie 50 km, więc przejechanie setki będzie nas kosztować 61 gr.

Nawet jeśli rocznie zrobimy takim rowerem 10 000 km, to w ciągu 12 miesięcy łączny koszt elektrycznego wspomagania - biorąc pod uwagę sam koszt prądu - zamknie się w kwocie... 61 zł. I to wszystko przy przyjmowaniu danych do wyliczeń raczej na niekorzyść roweru, a nie na jego korzyść.

To ile to będzie kanapek? I co wychodzi taniej - zwykły rower, czy rower elektryczny?

Oczywiście tylko w kwestii samej spożytkowanej na jazdę energii. Jak to policzyć? Już tłumaczę moje pokrętne szacunki.

Koszt jazdy rowerem elektrycznym mniej więcej znamy - jeśli chodzi o cenę prądu. To równe 61 gr na 100 km, czyli 6,1 gr na 10 km. Jako że jednak trzeba mimo wszystko kręcić pedałami, żeby się poruszać, musimy też zużyć naszą energię, która też za darmo nie jest. W przypadku roweru bez wspomagania pomocy silnika elektrycznego nie mamy i musimy sobie radzić w 100 proc. sami.

Znalazłem więc w mojej historii dwie aktywności po tej samej trasie, w podobnych warunkach, gdzie w jednej wykorzystany był rower ze wspomaganiem elektrycznym, a w drugiej - rower klasyczny. Wygląda to mniej więcej tak:

  • przejazd analogowy - 10 km, średnia prędkość 16,1 km/h, średnie tętno 93 BPM, liczba spalonych kalorii - ok. 200 kcal.
  • przejazd ze wspomaganiem - 10 km, średnia prędkość 20,8 km/h, średnie tętno 76 BPM, liczba spalonych kalorii - ok. 71 kcal.

Czyli na tym samym dystansie, przy zdecydowanie wyższej średniej prędkości (postoje na światłach nie zostały uwzględnione), spaliłem prawie trzykrotnie mniej kalorii.

Można w tym miejscu oczywiście przyjąć, że punkt dla zwykłego roweru, bo spalamy więcej kalorii. Teoretycznie tak, ale pod względem transportowym wszystko wypada gorzej - jedziemy wolniej, męczymy się bardziej, musimy potem uzupełnić ewentualne straty w kaloriach, bo na wiecznym deficycie żyć się nie da.

Jeśli więc założymy, że chcemy energię spożytkowaną na jazdę na rowerze uzupełnić, to w przypadku roweru klasycznego będziemy musieli zjeść mniej więcej 2 kromki chleba orkiszowego ze słonecznikiem (to akurat miałem pod ręką i pasowało), a w przypadku roweru ze wspomaganiem elektrycznym - mniej więcej 2/3 takiej kromki.

Wspomniany chleb kosztuje w internecie 8,29 zł za 520 g, więc do roweru elektrycznego doliczamy 28 g, czyli 45 gr, natomiast do roweru klasycznego - 120 g, czyli 1,27 zł.

Czyli łącznie 10 km rowerem elektrycznym będzie nas kosztować ok. 51 groszy, natomiast rowerem klasycznym - 1,27 zł.

REKLAMA

Oraz tak, te wyliczenia są absurdalne, ale teraz macie imprezową ciekawostkę do opowiadania. Nie odpowiadam tylko za sytuację, kiedy więcej was na żadną imprezę nie zaproszą.

Z drugiej strony - jeśli naszym celem nie jest chudnięcie, a sprawniejsze poruszanie się po mieście, można w ten sposób dość sprawnie policzyć, kiedy rower elektryczny nam się zwróci. Albo ewentualnie możemy zacząć kupować tańszy chleb, żeby odwrócić proporcje w tym równaniu.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA