Chcę się nauczyć grać na gitarze, pomoże mi w tym gra wideo. Żółtodziób i Rocksmith+, lekcja pierwsza
Jak wiele dzieciaków, zawsze marzyłem by grać na gitarze. Najpierw chciałem być gwiazdą rocka. Potem ambicje sięgały stopniowemu urealnieniu. Teraz, z trzydziestką na karku, chciałbym się nauczyć grać COKOLWIEK. Pomoże mi w tym jedna z największych pasji, czyli gry wideo. Najwyższy czas na realizację marzenia.
Zero. Nada. Null. Powiedzieć, że nie mam żadnego obycia z gitarą, to jak nic nie powiedzieć. Stwierdzam to z przykrością, ale jestem muzycznym beztalenciem. Łamałem sobie palce przy otworach fletu na lekcjach muzyki w szkole podstawowej. Urodzinowy keyboard zepsułem w tydzień. Rytm, śpiew, taniec, instrumenty - to obszary, w których poniosłem spektakularną porażkę, mimo starań rodziców oraz nauczycieli.
Zawsze jednak marzyłem.
Na jedno ze świąt Bożego Narodzenia, gdzieś w latach 90, otrzymałem od rodziców walkmana. Wciąż byłem za mody, by mieć swoje ulubione zespoły, gatunki i brzmienia. Pamiętam jednak jak Bon Jovi zawrócił mi w głowie i jak sam chciałem grać na gitarze. Lata mijały, rówieśnicy uczyli się podrywać dziewczyny na uproszczone Nothing Else Matters, ale mimo kilku pobieżnych starań, nigdy nie opanowałem grania na gitarze w chociaż podstawowym stopniu. Grube paluchy, niewłaściwie nastrojone struny, brak solidnego nauczyciela, kartkówka na horyzoncie – zawsze znajdowało się usprawiedliwienie.
Z ponad 30 latami na karku, postanowiłem spełnić marzenie z dzieciństwa. No, a przynajmniej zawalczyć o jego spełnienie.
Gry wideo od lat flirtują z muzyką, tańcem oraz instrumentami. Od domowego karaoke po uproszczone repliki gitar i perkusji, stanowiły ciekawy pomost między dwoma światami. Jednak nawet zamieniając klawiaturę w prowizoryczną gitarę i wystukując Message in the Bottle na najtrudniejszym poziomie zawsze czułem, że to tylko proteza. Namiastka prawdziwego szarpania za struny. Okazuje się jednak, że istnieją gry, które nie tylko wykorzystują prawdziwe instrumenty, ale wręcz cieszą się rozpoznawalnością oraz uznaniem prawdziwych muzyków. Taka jest seria Rocksmith.
Rocksmith+ niedawno pojawił się na rynku. W modelu abonamentowym, od 59 złotych za miesiąc dostępu. Nie jestem fanem gier w modelu subskrypcji, ale te 59 złotych to kilka razy mniej niż musiałbym wydać za pełną produkcję instruktażową. Z kolei 30 dni nauki to aż nadto, by określić, czy mam jakiekolwiek szanse na spełnienie dziecięcego marzenia. Kupiłem więc miesiąc dostępu na Ubisoft Connect, pobrałem produkcję na PC i sięgnąłem po gitarę.
Mój tymczasowy instrument to pożyczona gitara elektryczna Epiphone Les Paul Junior. Podobno oferuje niezły stosunek ceny do jakości, do tego jest rzekomo banalnie prosta w obsłudze. Nie znam się, ale tak sugerują Internety. Prostota to natomiast coś, co szczególnie do mnie przemawia. Zwłaszcza na pierwszym etapie nauki. Pełen naiwnej nadziei, siadam więc przed komputerem i jestem gotowy na rozpoczęcie zupełnie nowej, muzycznej drogi.
Zupełnie szczerze, nie sądziłem, że łączenie gitary z komputerem oraz grą będzie tak banalnie proste.
Jak wspomniałem wcześniej, moja wiedza na temat instrumentów jest zerowa. Specjalistyczna muzyczna terminologia oraz dedykowane akcesoria gitarowe stanowiły dla mnie próg wejścia na tyle zniechęcający, że odpuszczałem. Tymczasem w przypadku Rocksmith+ podłączam po prostu gitarę do kabla TrueTone, a ten do gniazda USB w komputerze. Wszystko krok po kroku, zgodnie ze zdjęciami na ekranie. Po sekundzie system poinformował o podłączonym urządzeniu gotowym do użycia i to tyle. Można szarpać. Szczerze, nie sądziłem, że to będzie aż takie proste. Chyba spodziewałem się jakiegoś systemu mikrofonów, przejściówek i wzmacniaczy.
Będąc przy mikrofonach, Rocksmith+ pozwala podłączyć gitarę do PC bez jakiegokolwiek kabla. Ta magia ma miejsce dzięki oficjalnej aplikacji na Androida oraz iOS, która łączy się w programem na PC. Co najlepsze, taka aplikacja na telefon działa również jako mobilny tuner, pozwalający dokonać korekty brzmienia posiadanego instrumentu.
Po podłączeniu gitary kablem i pierwszym uruchomieniu gry, Rocksmith+ zadaje użytkownikowi kilka kluczowych pytań. W tym o rodzaj instrumentu, posiadane doświadczenie (jak najbardziej może być zerowe), dominującą rękę oraz gusta muzyczne. Następnie gra zabiera użytkownika na pierwsze strojenie jego gitary i tutaj po raz kolejny przeżyłem bardzo pozytywne zaskoczenie. Tuner wbudowany w Rocksmitha+ naprawdę działa. W czasie rzeczywistym reaguje na struny i wybrzmiewający dźwięk, pozwalając wygodnie dostroić gitarę. Nie miałem pojęcia, że kalibracja instrumentu bez użycia wyspecjalizowanego sprzętu może być tak płynna, precyzyjna i wygodna.
Jeszcze przed pierwszym podłączeniem (nie)mojego Epiphone Juniora do PC chwilę maltretowałem struny i brzmiało to naprawdę źle. Po strojeniu w Rocksmith+ nadal nie mam pojęcia jak grać i tworzyć składną melodię, ale szarpane elementy zaczęły brzmieć mniej więcej tak, jak człowiekowi może się wydawać, że powinny brzmieć. Podobnie, jak to jest na filmach, gdy ktoś sięga po gitarę i przejeżdża palcami po jej cienkich metalowych liniach. W tym momencie, podczas strojenia, pierwszy raz poczułem, że mam do czynienia z czymś więcej niż prostą grą rytmiczną wyłącznie imitującą prawdziwe granie. Pojawiła się nadzieja: coś z tego będzie.
Rocksmith+ wydaje się świetnym rozwiązaniem dla muzycznych żółtodziobów. Programów dla takich nowicjuszy jak ja jest cała masa.
Przypuszczałem, że testowana gra będzie po prostu wielkim zbiorem utworów możliwych do ogrania ze zmienną trudnością. Może z kilkoma filmikami instruktażowymi w tle i wbudowanym tunerem, ale to tyle. Tymczasem Rocksmith+ wyraźnie daje do zrozumienia, że jeszcze dłuuuga droga przede mną, nim sięgnę po granie utworów w nawet najłatwiejszym i najwolniejszym wariancie. Masa nauki i drugie tyle pokory.
Zamiast do znanych utworów muzycznych, program zepchnął mnie w objęcia filmów i lekcji szkoleniowych obejmujących absolutne podstawy. Jak trzymać gitarę? Jak dotykać strun? Jak wiązać pasek zarzucany przez ramię? Jak siedzieć albo stać z gitarą? Osoby, które mają jakiekolwiek muzyczne doświadczenie, pewnie parskają teraz śmiechem. Jednak dla mnie - gitarowego zera - takie materiały miały edukacyjną wartość. Naprawdę się czegoś dowiedziałem.
Kluczowe są jednak interaktywne lekcje, odnoszące się do wyselekcjonowanych podstaw grania. W nich struna po strunie skaczę po tonach, ucząc się budowy gitary oraz filozofii jej działania. Wyżej. Niżej. W bok. W drugi bok. Początkowo nawet tak banalne zadanie jak zmiana progu na szyjce gitary realizowałem wyłącznie w tempie obniżonym do połowy. To chyba najlepiej pokazuje, jak bardzo nie potrafię grać na instrumencie. Na szczęście u Rocksmitha to nie problem.
Właśnie to jest najlepsze: mimo kompletnego braku umiejętności, w Rocksmith+ dostałem masę rzeczy idealnie pod siebie.
Aktualnie szarpię za struny w trzech programach dla kompletnych nowicjuszy. Mniej więcej godzinkę dziennie. Moim celem jest osiągnięcie dokładności na poziomie 80 proc. Momentami ogarnia mnie niemoc, ale motywuje mnie progres rejestrowany przez samą grę. Według niej z dokładności na poziomie 20 proc. zbliżam się do 50 proc., co oznacza połowę poprawnie odegranych nut. Nieźle, gdy wezmę pod uwagę, że nieco wcześniej nie wiedziałem nawet, ile strun najczęściej ma gitara elektryczna.
Oczywiście zdaję sobie sprawę, że jestem dopiero na samym początku baaardzo długiej, wyboistej drogi. Mam jednak zajawkę. Poznawanie się z gitarą we własnym tempie i na własnych zasadach sprawia mi frajdę. Cieszy, że faktycznie czegoś się uczę, zamiast po prostu stukać w struny w rytm popularnego kawałka. Gdy poznaję coś nowego, zawsze staram się sięgać do podwalin i korzeni, chcąc poznać absolutne podstawy zagadnienia. Dlatego cieszę się, że Rocksmith+ oferuje naprawdę dużo treści dla kompletnych nowicjuszy, a żaden temat nie jest tutaj zbyt łatwy albo zbyt oczywisty.
Plan na niedaleką przyszłość: zagrać utwór. Albo przynajmniej jego chwytliwy kawałek.
Chciałbym za kilka tygodni wyszarpać to wcześniej wspomniane intro do Nothing Else Matters, które niemal każdy potrafił zagrać w nastoletnich latach. Albo podobny banał, któremu sprostają nieporadne palce. Mój plan to chwycić w bardzo niedalekiej przyszłości za gitarę i zaskoczyć lepszą połówkę, która wciąż nie wie o mojej najnowszej muzycznej przygodzie. Dam znać, jak mi pójdzie. Tymczasem z chęcią przyjmę każdą radę na sam początek przygody, która pozwoli na lepsze opanowanie instrumentu.
No i mam pytanie: jakim cudem potraficie bezbłędnie znajdować właściwe progi na szyjce gitary, bez patrzenia na struny i markery? Pewnie to kwestia praktyki i doświadczenia, ale na ten moment opanowanie progów wydaje mi się tytanicznym osiągnięciem. Na szczęście do kabla TrueTone dla Rocksmith+ twórcy dorzucają naklejki z numerami i chyba z nich skorzystam, odpowiednio oznaczając strefy gitary.
Mam nadzieję, że już wkrótce pojawi się kolejny artykuł, dokumentujący osiągnięte postępy. Opanuję tylko pierwszy utwór, żebym miał się czym pochwalić.