Czekałem na taki laptop całe moje życie. Asus ROG Flow X13 i stacja dokująca ROG XG Mobile - recenzja
Ultralekki laptop, który po podłączeniu stacji dokującej staje się desktopem - to już słyszeliśmy, to już było. Asus przekonuje jednak, że ROG Flow X13 jako pierwszy podejdzie do tematu dobrze. Miałem kilka tygodni, żeby to sprawdzić.
Nie skłamię mówiąc, że na taki laptop jak Asus ROG Flow X13 czekałem całe moje życie. Od lat marzył mi się komputer przenośny, który będzie jednocześnie lekki i bardzo wydajny poza domem, a w domu przemieni się w jeszcze potężniejszą maszynę do pracy stacjonarnej i grania. Do niedawna taki sprzęt był tylko marzeniem. Chcąc mieć jednocześnie moc i mobilność, można było zrobić dwie rzeczy:
- kupić 15/17-calowy, ciężki laptop, który nie jest ani przesadnie mobilny, ani przesadnie potężny,
- pracować na dwóch maszynach: potężnej stacjonarce i kompaktowym, ale niezbyt wydajnym utlrabooku.
Połączenie tych dwóch światów od lat marzyło się graczom i kreatywnym profesjonalistom. Wizja połączenia ultra-mobilnej maszyny, która w domu może przemienić się w potwora, od zawsze była pociągająca, ale... no właśnie. Była tylko wizją.
Z tymi założeniami próbowało się zmierzyć wielu producentów. Najbliżej jak dotąd zaszedł chyba Razer, łącząc lekkiego Blade’a Stealth z eGPU. Sęk w tym, że tego typu konstrukcje zawsze ograniczał jeden element - procesor zastosowany w cienkim laptopie. Co z tego, że w domu mogliśmy podłączyć ultrabook do potężnej karty graficznej, skoro w obudowie komputera wciąż pracował mizerny, niskonapięciowy procesor, który spowalniał cały układ?
Ubiegłoroczne mobilne procesory Ryzen czwartej generacji stanowiły nowe rozdanie w kwestii mocy obliczeniowej kompaktowych laptopów. Wystarcz wspomnieć choćby takiego Asusa ROG Zephyrus G14, który kręcił kółka dookoła najpotężniejszych, największych laptopów na rynku, choć był sprzętem niewielkim i niedrogim. Zastosowanie procesora od AMD uniemożliwiało jednak skorzystanie z zewnętrznego GPU, gdyż wszystkie eGPU łączyły się z komputerem przez port Thunderbolt, którego urządzenia z procesorami AMD nie oferują.
Asus ROG Flow X13 ma na to rozwiązanie.
Na papierze Asus ROG Flow X13 rozprawia się z każdym „ale”, jakie można było mieć do konfiguracji „lekki laptop + eGPU” na przestrzeni lat.
Po pierwsze, wbudowany w niego procesor to monstrum. W specjalnej edycji Supernova, którą otrzymałem na testy, jest to iemal najmocniejszy układ scalony, jaki oferuje w laptopach AMD - Ryzen 9 5980 HS. Możliwy będzie też zakup tańszego, a niewiele słabszego wariantu z Ryzenem 7 5800HS.
8-rdzeniowy Ryzen 9 w Asusie ROG Flow X13 jest szybszy, niż najpotężniejsze procesory Intel Core i9 w znacznie droższych maszynach. Tylko największe, najdroższe i najgrubsze laptopy dla graczy z najlepszym możliwym chłodzeniem oferują większą moc obliczeniową.
W edycji Supernova Ryzen 9 wspierany jest przez 32 GB RAM-u LPDDR4X 4266 mHz i 1 TB super-szybkiego dysku na dane. Każdy egzemplarz laptopa ma też wbudowane dedykowane GPU Nvidia GeForce GTX 1650 Max-Q z 4 GB vRAM.
Asus ROG Flow X13 sam w sobie jest potężny, ale na tym nie koniec. Wszak do laptopa możemy dokupić jeszcze stację dokującą, wyposażoną - zależnie od wersji - w laptopową odmianę GeForce’a RTX 3070 lub 3080. Ja dostałem do testów ten drugi wariant i co tu dużo mówić: po podłączeniu stacji dokującej ROG XG Mobile otrzymujemy kombinację tak potężną, jak testowany przeze mnie ostatnio Asus ROG Zephyrus Duo 15 SE.
Jako że ROG Flow X13 nie oferuje złącza Thunderbolt, Asus musiał znaleźć inne rozwiązanie. W celu podłączenia stacji dokującej XG Mobile opracował specjalny wtyk, korzystający jednocześnie z protokołu USB-C PowerDelivery i dedykowanego interfejsu PCIe 3.0 X8, gwarantującego o ponad połowę szybsze transfery danych niż Thunderbolt 4 (sięgające 63 Gb/s).
W karcie XG Mobile znajduje się też koncentrator portów, ze złączami USB, HDMI, DisplayPort i Ethernet, oraz wbudowany zasilacz 280 W, napędzający zarówno GPU, jak i podłączonego do stacji dokującej laptopa. Bardzo miłym dodatkiem jest też slot na karty SD, umieszczony u szczytu obudowy.
Trasfery danych z koncentratora portów nie odbywają się przy tym przez złącze PCIe, lecz zintegrowane złącze USB-C. Nie rozumiem tylko, dlaczego w XG Mobile zabrakło złącza audio, ale o tym za chwilę. Stacja dokująca ma też wbudowaną podstawkę, aby zapewnić lepszy przepływ powietrza wbudowanym komponentom.
Jeśli kupimy (niedostępny na razie w Polsce) zestaw ROG Flow X13 + XG Mobile, dostaniemy w gratisie pokrowce do transportowania obydwu urządzeń, gdybyśmy potrzebowali dodatkowej mocy obliczeniowej np. w hotelowym pokoju albo na imprezie gamingowej u kumpla.
Na papierze Asus ROG Flow X13 to dokładnie taki laptop, na jaki czekałem całe życie. Potężny i kompaktowy poza domem, jeszcze potężniejszy po zadokowaniu. Tyle teorii. Teraz pomówmy o tym, jak jest w praktyce.
Asus ROG Flow X13 to jeden z najlepszych laptopów, jakie można kupić. Niezależnie od ceny i rozmiaru.
Myślałby kto, że w parze z wielką mocą idą też wielkie kompromisy, ale korzystając z ROG Flow X13 przekonałem się, że to nieprawda. Kompromisów nie ma tu wiele, a te, które Asus zastosował, wcale nie umniejszają przyjemności codziennego korzystania z maszyny.
Zacznijmy od ekranu. Do wyboru są dwa panele o przekątnej 13,4” i proporcjach 16:10 (co już samo w sobie się chwali) - jeden o rozdzielczości 1920 x 1200 i 120 Hz odświeżania, drugi o rozdzielczości 4K i odświeżaniu 60 Hz. W moim egzemplarzu znalazła się ta druga opcja i jestem po wielkim wrażeniem jej jakości. Kąty widzenia i odwzorowanie kolorów są wyśmienite, a certyfikacja Pantone zapewnia dokładną kalibrację już po wyjęciu z pudełka.
Na pierwszy rzut oka tego nie widać, ale ROG Flow X13 ma też obracany ekran. W każdej chwili możemy go wywinąć na drugą stronę i używać jako tabletu, lub użyć klawiatury jako podstawki w czasie grania, by zapewnić maszynie jeszcze lepszy przepływ powietrza.
A skoro o klawiaturze mowa, to nie mam do niej większych zastrzeżeń, oprócz tego, że mogłaby być nieco lepiej tłumiona. Podobnie jak w przypadku opisywanego niedawno ROG Zephyrus G15, tak i tutaj podczas pisania klawiatura wydaje z siebie nieprzyjemny, plastikowy odgłos. Nie umniejsza to oczywiście szybkości i dokładności pisania, ale nieco wpływa na przyjemność korzystania z klawiatury.
Nie pogardziłbym też ciut większym gładzikiem. Ten wbudowany w laptop świetnie rozpoznaje gesty i błyskawicznie reaguje na dotyk, ale jest nieco mniejszy od modułu zastosowanego w laptopach konkurencji.
Skoro już narzekam, to muszę z bólem serca przyznać, że nawet po kilku tygodniach obcowania z ROG Flow X13 nie polubiłem jego wyglądu. Zwłaszcza otwory wentylacyjne mają w sobie coś, co przywodzi na myśl laptopy sprzed dekady, tyle że oczywiście rozwałkowane na placek. Okropnie nie podoba mi się też powłoka, którą pokryta jest cała konstrukcja urządzenia; zarówno klapa jak i pulpit roboczy brudzą się niemiłosiernie, zbierając każdy paproch i odcisk palca.
Trochę ponarzekać muszę też na głośniki, a raczej na ich niewykorzystany potencjał. Gdyby ROG Flow X13 miał głośniki umieszczone na górze pulpitu roboczego, prawdopodobnie znajdowałby się w audio-czołówce wśród laptopów. Jako że głośniki są umiejscowione u dołu obudowy, grają dobrze wyłącznie wtedy, gdy laptop stoi na twardym blacie. Wystarczy wziąć go na kolana lub koc, by dźwięk stał się przytłumiony, cichy i nijaki.
Na szczęście od strony jakości wykonania nie sposób się do czegokolwiek przyczepić. Całość jest bardzo solidnie wykonana, nie trzeszczy, nie skrzypi i sprawia wrażenie urządzenia, które będzie w stanie znieść wielokrotne wkładanie i wyjmowanie go z torby oraz wszelkie trudy podróży.
Nikogo nie rozczaruje też zestaw złącz obecnych w ROG Flow X13. Mamy tu pełnowymiarowy port USB-A, port HDMI, gniazdo jack 3,5 mm i dwa porty USB-C 3.2 gen 2. Dziwi natomiast fakt, iż Asus zdecydował się zastosować tu czytnik linii papilarnych w przycisku uruchamiania, zamiast zabezpieczenia biometrycznego kamerą. Czytnik linii papilarnych działa wzorowo, ale trafianie w jego powierzchnię za każdym razem wymaga wprawy. Odblokowywanie skanem twarzy jest dużo prostsze.
Pomimo tego, że ROG Flow X13 jest równie potężny jak wielkie laptopy dla graczy i szybszy nawet od topowego MacBooka Pro 16, nie odbywa się to kosztem czasu ani kultury pracy.
Jeśli chodzi o czas pracy na jednym ładowaniu, byłem w ogromnym szoku, gdy bez najmniejszego wysiłku wycisnąłem z nowego Asusa 8 godzin mieszanego użytkowania. A warto pamiętać, że mówimy tu o laptopie z potężnym procesorem i wyświetlaczem 4K, o relatywnie niewielkiej obudowie, w której nie ma zbyt wiele miejsca na akumulator. Spodziewałem się góra 6 godzin. Muszę także nadmienić, że choć Asus ROG Flow X13 jest ładowany zasilaczem o mocy 100 W, to jest to zasilacz jeszcze mniejszy niż ten, który dołączony jest do zestawu z MacBookiem Pro 16. Bardzo doceniam.
Przez znakomitą większość czasu Asus ROG Flow X13 jest też kompletnie bezgłośny. W czasie pracy typowo biurowej (przeglądarka + Slack + Word + Spotify) nie usłyszymy wiatraka ani przez chwilę.
Czas i kultura pracy znacząco spadają, gdy zaczynamy pracować nad bardziej skomplikowanymi zadaniami, np. obróbką zdjęć czy wideo. Wtedy do głosu dochodzi dedykowany układ Nvidii, zużywając akumulator w błyskawicznym tempie. Podczas montażu wideo 4K w DaVinci Resolve przy uruchomionej pełnej akceleracji GPU, laptop wytrzymał 3,5 godziny do kompletnego rozładowania. Dało się też słyszeć podwójny układ wentylatorów, chociaż muszę przyznać, że jest on na tyle cichy, iż nie przeszkadzał w codziennym użytkowaniu.
Powyższy akapit niestety sprawia, że choć Asus ROG Flow X13 oferuje moc obliczeniową podobną, a może nawet większą od MacBooka Pro z czipem M1, i jest nawet od niego tańszy, to wciąż nie może się równać z nowym laptopem Apple’a pod względem czasu i kultury pracy, zwłaszcza pod obciążeniem. Różnic w architekturze procesora jednak nie przeskoczymy. Trzeba jednak przyznać, że spośród wszystkich laptopów z Windowsem 10 na rynku to właśnie ROG Flow X13 najbardziej zbliżył się do kombinacji wydajności i mobilności, jaką oferuje nowy laptop Apple’a.
Jednak sam laptop to tylko połowa opowieści, którą wysnuł Asus. Drugą jej częścią jest stacja dokująca, inna niż jakiekolwiek zewnętrzne GPU w historii. Na papierze Asus stworzył idealne combo, a jak to wygląda w praktyce?
Cóż, nie aż tak różowo.
Stacja dokująca ROG XG Mobile daje moc, ale chyba nie mógłbym jej używać na co dzień.
Sam w sobie ROG Flow X13 nadaje się do każdej pracy z multimediami. Nie udało mi się go zakrztusić ani pracą z materiałami wideo 4K, ani ze zdjęciami w wysokiej rozdzielczości, ani z testowym modelem w Zbrush. Nie pozwalał jednak cieszyć się najwyższymi ustawieniami graficznymi we wszystkich grach, choć nie znalazłem takiej, której by nie uruchomił w FullHD przy 60 lub więcej klatkach na sekundę. Po prostu w nowszych tytułach czasem konieczne było obniżenie detali na średnie.
Po podłączeniu XG Mobile dylematy nie istnieją. RTX 3080, nawet w laptopowej wersji, radzi sobie z każdym istniejącym tytułem, renderując grę w FullHD, najwyższych możliwych ustawieniach graficznych i grubo ponad 60 FPS-ach. Tytuły e-sportowe działają na tej kombinacji z płynnością sięgającą kilkuset klatek na sekundę, a po delikatnym obniżeniu parametrów grafiki można też liczyć na stabilne 60 FPS-ów w większości gier w rozdzielczości 1440p.
ROG Flow Mobile X13 i XG Mobile to połączenie, które poradzi sobie z każdą grą - zarówno dziś, jak i za kilka lat. Do tego jeśli zabierzemy ze sobą stację dokującą w podróż, możemy de facto mieć ze sobą moc obliczeniową podobną do komputera stacjonarnego (lub potężnego laptopa dla graczy), w lekkim i przenośnym opakowaniu. Czegoś takiego nie oferuje żaden inny producent.
Nie mogę jednak powiedzieć, że polecam to rozwiązanie.
Przede wszystkim, XG Mobile korzysta ze wspomnianego już dedykowanego złącza, kombinacji specjalnego portu PCIe oraz USB-C. W efekcie wtyczka jest bardzo szeroka i ma taką samą grubość jak pulpit roboczy laptopa. Co gorsza, laptop ze stacją dokującą łączy się przy użyciu dość krótkiego, bardzo grubego i niezbyt elastycznego przewodu. W efekcie XG Mobile może stać tylko i wyłącznie po lewej stronie od laptopa, w dodatku w niewielkiej od niego odległości. Mam dość głębokie biurko, więc chcąc korzystać z XG Mobile i otwartego laptopa, musiałem pogodzić się z faktem rzucających się w oczy kabli podłączonych do stacji dokującej; nie mogłem ich jak zwykle schować za krawędzią biurka, bo XG Mobile nie ma na tyle długiego kabla, by sięgnąć do laptopa postawionego na środku blatu.
Kolejny zgrzyt miałem podczas samego procesu podłączania docka do komputera. W eGPU z portem Thunderbolt cała operacja sprowadza się do wetknięcia kabla i cyk, zewnętrzna karta graficzna działa. Tutaj nie jest tak łatwo.
Po wpięciu kabla usłyszymy kliknięcie, oznaczające, że haczyki na krawędziach wtyczki zacumowały w obudowie. Potem na ekranie wyświetli się komunikat, aby podłączyć XG Mobile przesuwając przycisk pośrodku wtyczki. Po przesunięciu światło na wtyczce zmienia kolor na czerwony, a na ekranie wyświetla się prośba o potwierdzenie połączenia. A potem czekamy. I czekamy. I czekamy. Zwykle XG Mobile łączył się z laptopem w ciągu góra kilkunastu sekund, ale zdarzyły się też przypadki, w których połączenie trwało niemal minutę.
Trzeba być też bardzo ostrożnym przy odłączaniu wtyczki, z dwóch powodów. Po pierwsze, niedokładne wciśnięcie zatrzasków może spowodować ich uszkodzeniem; sam niemal połamałem wtyczkę pierwszego dnia testów, bo jeden z zacisków się zablokował. Po drugie, wyjmowanie wtyczki wymaga cierpliwości. Najpierw przesuwamy przycisk, czekamy, aż światło zmieni barwę na białą i dopiero wtedy chwytamy zaciski i wyciągamy złącze. Za każdym razem, gdy nieopatrznie zrobiłem to zbyt szybko, laptop przestawał wyświetlać obraz i wymagał restartu.
Kolejna kwestia to kultura pracy stacji ROG XG Mobile.
W niewielkiej obudowie Asus upchnął nie tylko potężne GPU, ale też zasilacz. Siłą rzeczy na coś musiało zabraknąć miejsca i tym „czymś” jest solidne chłodzenie.
Na papierze układ chłodzenia jest dość zaawansowany - Asus zastosował kombinację pojedynczego wentylatora i komory parowej. To rozwiązanie - cytując opis produktu - zapewnia o 54 proc. większą powierzchnię kontaktową w porównaniu do typowego układu rurek cieplnych, co ma przekładać się na szybszy transfer ciepła i lepszą cyrkulację powietrza.
W praktyce jednak fizyka jest fizyką, a ciepłe powietrze trzeba odprowadzić od rozgrzanych komponentów, najlepiej jak najszybciej. I tutaj rodzi się kłopot, bo pojedynczy wiatrak ma z tym wyraźny problem.
Definitywnie jest mu też potrzebna lepsza optymalizacja pracy; wiatrak potrafi się włączać w kompletnie losowych momentach, albo w drugą stronę - wentylować non stop, bez wyraźnego powodu.
Najgorsze jest w tym wszystkim jednak połączenie wentylacji w laptopie i XG Mobile. Ani jeden, ani drugi system chłodzenia sam w sobie nie jest przesadnie głośny czy irytujący. Ale oba razem…
Trudno to oddać na papierze, ale spróbuję. Moimi głównymi narzędziami pracy, prócz edytora tekstu, są programy Adobe Lightroom i Photoshop, oraz DaVinci Resolve. Wszystkie trzy korzystają z akceleracji GPU w wybranych zadaniach, ergo: nie korzystają z mocy obliczeniowej GPU przez cały czas, ale tylko wtedy, gdy jest to konieczne.
Przy długotrwałej pracy wygląda (a raczej brzmi) to tak:
- włącza się wiatrak w laptopie
- włącza się wiatrak w XG Mobile
- wyłącza się wiatrak w laptopie
- wiatrak w XG Mobile wciąż pracuje
- wyłącza się wiatrak w XG Mobile
- włącza się wiatrak w laptopie
Obydwa urządzenia „grają” na nieco innej częstotliwości - dźwięk emitowany przez XG Mobile jest nieco wyższy i ma nieco większe natężenie. Kombinacja nieustannie włączającego się i wyłączającego się chłodzenia była dla mnie tak irytująca, iż po kilku godzinach pracy nad montażem filmu po prostu zdjąłem XG Mobile z biurka. Może to kwestia nadwrażliwości słuchu na pewne częstotliwości akustyczne, ale nieustanny dysonans odgłosów chłodzenia powodował u mnie ból głowy.
I wcale nie było lepiej, gdy obydwa urządzenia chłodzą jednocześnie z równą mocą, co ma miejsce zwłaszcza podczas grania. Kombinacja tych dwóch sprzętów jest wówczas głośniejsza niż chłodzenie w jakimkolwiek laptopie do gier, z jakim miałem do czynienia; na tyle głośna, żeby kolejny raz przyprawić o ból głowy.
Muszę tu jednak podkreślić, iż korzystałem z bardzo wczesnej wersji XG Mobile i niewykluczone, iż większość powyższych bolączek zostanie poprawiona aktualizacjami oprogramowania i odpowiednim dostrojeniem krzywej wiatraka. Fizyczne wady XG Mobile zapewne zostaną, ale nie są one nawet w ułamku tak dotkliwe, jak irytujące zachowanie systemu chłodzenia czy zawieszanie się laptopa przy zbyt szybkim odłączeniu stacji dokującej.
Asus ROG Flow X13 i XG Mobile to unikat.
Choćbyśmy przeszukali portfolio wszystkich producentów, nie znajdziemy drugiej takiej kombinacji, jak ROG Flow X13 i XG Mobile.
Nie istnieje drugie rozwiązanie, łączące w sobie lekki, a nadal potężny i długo działający na jednym ładowaniu laptop, z niewielkim i poręcznym eGPU, którem możemy wygodnie schować do plecaka. Asus stworzył coś zupełnie wyjątkowego i choćby za to firmie należy się owacja na stojąco. Jak zwykle Tajwańczycy pokazują, że nie boją się eksperymentować. To się chwali.
Inną kwestią jest jednak, czy ta kombinacja warta jest wydania niemałych pieniędzy.
Na pewno wart swojej ceny jest Asus ROG Flow X13. Ten sprzęt, pomimo kilku drobnych uwag wyszczególnionych w powyższej recenzji, zasługuje na cmoknięcie palcami w geście uznania. Wszystko się tu zgadza. W tym cena, bo podstawowy wariant ROG Flow X13, z procesorem Ryzen 7, 16 GB RAM, 512 GB SSD i ekranem 120 Hz kosztuje 6499 zł. Niestety nie wiem, w jakiej cenie sprzedawane będą droższe warianty, ale obstawiam, że ich cena nie przekroczy 9000 zł. I jak za sprzęt takiej mocy i mobilności, jest to cena jak najbardziej uczciwa.
Testowana edycja Supernova dostępna będzie wyłącznie w zestawie z ROG XG Mobile, lecz w chwili pisania recenzji również nie znamy jej ceny.
Co do XG Mobile… powiedzmy, że polecam ten dock tylko tym, którzy naprawdę muszą go mieć. Tym, którzy naprawdę mogą sobie pozwolić na pracę tylko i wyłącznie na jednej maszynie, w domu i w podróży, a chcą mieć do dyspozycji największą możliwą moc obliczeniową.
W chwili pisania tego tekstu nie wiadomo jeszcze, ile XG Mobile będzie kosztował w Polsce. Zważywszy jednak na to, iż za oceanem zestaw laptop + dock kosztuje blisko 14 tys. zł, można się spodziewać, iż ROG XG Mobile będzie kosztował niemal drugie tyle, co sam laptop. A to znaczy, że w cenie takiego docka można po prostu złożyć sobie drugiego peceta, o takiej samej lub nawet większej mocy obliczeniowej. I gdybym osobiście musiał wybrać, zdecydowanie wolałbym pracować na dwóch maszynach, niż wydać więcej na rozwiązanie bardziej mobilne, ale też o wiele bardziej kompromisowe.