iPhone 11 Pro - recenzja okiem człowieka, który co roku kupuje nowego iPhone'a
Z najnowszym topowym telefonem Apple’a spędziłem blisko trzy tygodnie. Najwyższa pora, by o tym opowiedzieć.
Jak co roku biłem się z myślami i jak co roku się złamałem. W dniu globalnej premiery nowych telefonów Apple’a nabyłem drogą kupna kolejnego smartfona. W mojej kieszeni rocznego iPhone’a XS zastąpił iPhone 11 Pro. I była to bardzo dobra decyzja.
iPhone 11 Pro kontra iPhone XS
Na papierze różnice pomiędzy dwoma smartfonami Apple’a są bardzo małe - na tyle, że naprawdę trudno racjonalnie uzasadnić wymianę jednego na drugi. Z tego względu nie mam zamiaru nikogo przekonywać, że to rozsądne czy potrzebne. Oba telefony wyglądają podobnie i na pierwszy rzut oka działają podobnie.
To powiedziawszy dodam, że biały iPhone 11 Pro wizualnie mi się podoba, chociaż na złotego iPhone’a XS nie mogłem już patrzeć. Nowy model jest nieco grubszy i cięższy od poprzednika, ale to wcale nie jest wada. Dzięki tej masie ma się wrażenie, że w dłoni trzyma się produkt premium.
Stalowa ramka jest przyjemna w dotyku, a urządzenie pewnie leży w dłoni.
Jedyny minus jest taki, że wbrew temu, czego można oczekiwać, matowe plecki w iPhonie 11 Pro są bardziej śliskie niż te błyszczące w iPhonie XS. Jeśli ktoś nie nosi case’a, warto mieć to na uwadze - nowy model będzie z tego względu dużo bardziej narażony na upadki.
Mam też wrażenie, że w nowym modelu ekran rysuje się bardziej niż w poprzedniku. Już pomijając fakt, że w weekend po premierze porysowaliśmy kilka redakcyjnych iPhone’ów, nosząc po dwie sztuki w kieszeni, to od tego czasu ekran w moim iPhonie 11 Pro złapał więcej rys niż iPhone XS przez rok.
Jeśli zaś chodzi o wyspę z obiektywami, to zyskuje ona przy bliższym poznaniu.
Wiem, że zaraz polecicie do komentarzy pisać „Grabiec znowu racjonalizuje sobie zakup” - ale to nie tak. Nie jest to piękne rozwiązanie, ale serio na żywo wygląda lepiej niż na zdjęciach. No i od kiedy patrzę na ten kwadrat wokół obiektywów codziennie… przestałem na niego zwracać uwagę. Jak na notcha.
Możliwe, że to zasługa białej wersji kolorystycznej mojego egzemplarza telefonu iPhone 11 Pro - tło w kwadracie dookoła obiektywów nie jest tu aż tak kontrastowe względem reszty plecków. W pozostałych wariantach, czyli czarnym, złotym i zielonym, aparat wygląda moim zdaniem znacznie gorzej.
iPhone 11 Pro - a co ze specyfikacją?
Nie samym wyglądem telefonu człowiek żyje, aczkolwiek w tym roku, jeśli chodzi o podzespoły, to… Apple nie zaszalał. To prawda, że iPhone 11 Pro ma szybszy procesor oraz modem, jaśniejszy ekran i nieco lepsze Face ID niż iPhone XS, ale są to zmiany na tyle mało istotne, że… nie ma co się nad nimi pochylać.
iPhone 11 Pro to nie rewolucja, a ewolucja. Nowy model wygląda podobnie do poprzednika, nie ma 5G i ciągle ma ogromnego notcha. Są jednak dwa aspekty, które sprawiają, że z przesiadki jestem zadowolony i uważam, że było warto, bo niby minął tylko rok, a oba urządzenia dzieli pod tymi względami przepaść.
iPhone 11 Pro - aparat robi robotę
Jeśli dla kogoś aparat fotograficzny jest najważniejszą funkcją smartfona, to zakup jednego z tegorocznych smartfonów Apple’a zdecydowanie powinien brać pod uwagę. Marcin Połowianiuk przygotował zresztą porównanie aparatów w iPhonie 11 Pro i iPhonie XS - nowy model wyprzedza poprzednika o kilka długości.
Sam nie jestem profesjonalnym fotografem, ale zdjęć robię bardzo dużo i jestem oczarowany efektami. Co prawda minie trochę czasu, zanim będę instynktownie używał obiektywu szerokokątnego - na razie często zapominam, że mogę go użyć - ale zdarzyło mi się zrobić nim uchwycić kilka naprawdę fajnych kadrów.
No i ten tryb nocny…
Od dawna zdjęcia za dnia nie są dla topowych smartfonów wyzwaniem i różnice widać dopiero po zmroku. Pod tym względem ostatnie modele telefonów Apple’a były w tyle za konkurencją. iPhone 11 Pro wspomnianą konkurencję wreszcie dogonił, a w przypadku niektórych kadrów wręcz przegonił.
Po odebraniu nowych telefonów, porównaliśmy, jak iPhone 11 Pro radzi sobie w porównaniu do topowego modelu marki Huawei w kiepskich warunkach oświetleniowych. Dość powiedzieć, że oba urządzenia szły łeb w łeb. Po raz pierwszy od lat iPhone wypadł też lepiej niż Samsung wydany w tym samym roku.
Cieszy też, że Apple stawia na tryb automatyczny.
Tryb nocny w aplikacji aparatu aktywuje się automatycznie, aczkolwiek w razie potrzeby można go wyłączyć. Apple rozumie, że najważniejsza jest jakość zdjęć trybie automatycznym i słusznie minimalizuje liczbę tapnięć w ekran przy wykonywaniu fotografii (aczkolwiek nadal brakuje opcji zmiany rozdzielczości i liczby FPS-ów bez otwierania ustawień).
Warto przy tym dodać, że do kwestii aparatu w iPhonie 11 Pro wrócimy jeszcze przy okazji jednej z kolejnych aktualizacji - cały czas czekamy na zupełnie nowy tryb. Wówczas smartfon sam będzie wybierał, który z trzech sposobów poprawiania jakości zdjęć (HDR, Night Mode czy nadchodzący Deep Fusion) wybrać przy zastanej scenie.
Nie żałuję wymiany telefonu również ze względu na akumulator.
Od lat powtarzam, że akumulatory to pięta achillesowa topowych smartfonów Apple’a, ale nareszcie mogę przestać to robić. W zeszłym roku paradoksalnie to najtańszy z trzech modeli zapewniał najdłuższy czas na jednym ładowaniu. Teraz się to zmieniło.
Wszystkie nowe iPhone’y pod względem czasu pracy wygrywają z iPhone’em XR. W dodatku, tak jak to powinno wyglądać już rok temu, im droższy telefon, tym jest lepiej pod tym względem. W rezultacie różnica pomiędzy iPhone’em 11 Pro, a iPhone’m XS jest kolosalna.
Na tyle, że coraz częściej odważam się na wyjście z domu bez powerbanku.
W przypadku iPhone’a XS, gdy wykorzystywałem go do pracy, potrafił wołać o podłączenie do prądu już w południe. Owszem, był wtedy obciążony ponad miarę, gdy używałem jednocześnie Slacka, notatnika, dysku w chmurze, aparatu i dyktafonu, ale było to co najmniej problematyczne.
Po przesiadce mogę wreszcie odetchnąć z ulgą. Nie zdarzyło mi się jeszcze, by iPhone 11 Pro zaskoczył mnie takim komunikatem, a powerbanku nie użyłem od zakupu ani razu. Obawiałem się, że będę sobie pluł w brodę, bo nie zdecydowałem się na iPhone’a 11 Pro Max z jeszcze pojemniejszym akumulatorem, ale tak nie jest.
Haptic Touch zastępuje 3D Touch.
iPhone 11 Pro jest pod niemal każdym względem lepszy od poprzednika. Jednego komponentu w nowym modelu jednak zabrakło: wrażliwej na nacisk warstwy ekranu, dzięki której działało tzw. 3D Touch. Dzięki temu dociskając ekran, można było rozwinąć powiadomienie, włączyć latarkę na ekranie blokady itp.
Z początku myślałem, że będę mógł z tym przejść do porządku dziennego. Niestety po ponad dwóch tygodniach nadal mnie brak tej funkcji wkurza. Haptic Touch, czyli znane z iPhone’a XR długie przytrzymanie ekranu zakończone wibracją, które zastąpiło 3D Touch, jest wolniejsze i mniej precyzyjne.
Wiem jednak, że życie to sztuka kompromisu.
Do dzisiaj próbuję wciskać z coraz większą siłą ekran blokady na ikonce aparatu lub latarki i wkurzam się, że nic od razu się nie dzieje. Uruchomienie aplikacji w ten sposób go trwa dłużej niż w poprzednim modelu. Z dnia na dzień irytuje to coraz mniej, ale minie jeszcze trochę czasu, zanim się do tego przyzwyczaję.
Dzięki pozbyciu się 3D Touch udało się zmieścić w obudowie większe ogniwo. Zniknęła też konieczność wykonywania obliczeń związanych z wykrywaniem siły nacisku przy każdym dotknięciu ekranu. Biorąc to wszystko pod uwagę, uważam poświęcenie 3D Touch na rzecz dłuższego czasu pracy za dobrą decyzję.
Niestety nowy iPhone 11 Pro ma również inne wady.
Należy do nich nawet… oprogramowanie. Apple po raz kolejny pospieszył się z wydaniem nowej wersji systemu i pomimo kilku aktualizacji nadal trapią je błędy. Najbardziej irytuje mnie to, że nie da się wyłączyć Sugestii Siri w Safari oraz fakt, że nie mogę polegać nawet na aplikacji do obsługi Poczty.
W przypadku starszych urządzeń można co prawda na siłę usprawiedliwiać Apple’a tym, że użytkownicy mogli się wstrzymać z instalowaniem nowych wersji systemu, zanim nie zostały one przetestowane, ale w nowych modelach nie mieliśmy wyboru. iOS 13 jest po prostu zabugowany.
Mimo to nie zmieniłbym tego telefonu na żaden inny.
Może brzmi to jak syndrom sztokholmski, ale chociaż w tej samej cenie 5199 zł - zdecydowałem się na wariant z 64 GB pamięci - mógłbym mieć w zasadzie każdy inny smartfon będący w sprzedaży, to nie mogłem wybrać lepiej. Pomimo kilku wad, jako całość iPhone 11 Pro sprawdza się wyśmienicie.
Podobnie jak Łukasz Kotkowski nie widzę powodu, by na swój telefon narzekać. Nie jest to obiektywnie najlepszy smartfon na rynku, ale to najlepszy iPhone, jaki kiedykolwiek powstał, a ze względu na obecność iOS-a na pokładzie jestem w stanie wybaczyć jego wady.
A dlaczego zdecydowałem się na iPhone’a 11 Pro, a nie iPhone’a 11 albo iPhone'a 11 Pro Max?
Zarówno iPhone 11, jak i iPhone 11 Pro Max, mają ten sam obiektyw główny oraz ultraszerokokątny, co iPhone 11 Pro. Wszystkie trzy pracują też na jednym ładowaniu dłużej niż iPhone XR, więc i pod tym względem nie byłoby problemu. Uznałem jednak, że 5,8-calowy model sprawdzi się u mnie lepiej.
iPhone 11 Pro Max kusił mnie jeszcze dłuższym czasem pracy na jednym ładowaniu i większa przestrzenią roboczą. Mimo to zbyt często używam telefonu jedną dłonią, gdy robię coś innego… a zanim ktoś złośliwy napisze w komentarzu, dodam, że chodzi o to, że np. w drugiej niosę zakupy albo trzymam się poręczy w tramwaju.
Z kolei przed przesiadką na iPhone’a 11 z modelu iPhone XS wzbraniałem się ze względu na ekran i obiektyw telefoto.
Spojrzałem w galerię i uświadomiłem sobie, że naprawdę często z niego korzystam - wykonałem nim już 1648 portretów oraz niezliczoną liczbę zwykłych zdjęć. Pozbycie się go sprawiłoby, że musiałbym się od nowa uczyć trybu portretowego na zwykłym obiektywie, a i tak nie osiągnąłbym identycznych efektów.
Wiem też, że ekran LCD z iPhone’a 11, chociaż sam w sobie jest niezły, wkurzałby mnie po dwóch latach z OLED-em - tak samo, jak grubsze ramki wykonane z mniej szlachetnego materiału. Z powodu aparatu i ekranu zdecydowałem się na zakup kolejny raz topowego modelu, chociaż dopłata do nich i kilku innych rzeczy jest kosmiczna.
iPhone 11 Pro to jednak świetny telefon dla osób, które mogą sobie pozwolić na wymianę iPhone’a X lub iPhone’a XS na nowy model. W przypadku osób, które miały jeszcze starszy telefon lub smartfona z Androidem, rozważyłbym zakup podstawowego modelu z tegorocznej oferty Apple’a, czyli iPhone’a 11.
Czytaj również: