Historycy będą po latach mówić, że ACTA 2 to była medialna gangsterka
Wyobraź sobie, że jest rok 2004, a ty jesteś prezesem międzynarodowego wydawnictwa. Twoje dzienniki mają łącznie kilkadziesiąt milionów nakładu, wydajesz tygodniki, coś tam sobie dłubiesz w internecie, bo to podobno przyszłość i tak trzeba.
I teraz wyobraź sobie, że jest rok 2015, a ty słyszysz od swojego stałego reklamodawcy samochodowego, że bardzo chętnie, ale da połowę tego co zwykle, bo jest taki super zabawny misiu z wadą wymowy na YouTube, on w ogóle nagrywa te filmiki iPhonem z piwnicy, w poplamionej koszulce, ale zęby zjadł na Mercedesach i robicie razem taką super akcję, że on testuje ten samochód, opowiada jego historię, na żywo odpowiada na pytania widzów i czytelników.
Ja bym się wkurzył. Nie będzie jakiś piwniczak bez własnej drukarni zabierał mojej kasy.
Mniej więcej w ten sposób narodziła się przegłosowana dziś przez Parlament Europejski dyrektywa w sprawie praw autorskich na jednolitym rynku cyfrowym, na którą w polskim internecie potocznie mówi się ACTA 2.
Moim zdaniem cała ta dyrektywa to żadna tam korekta prawa autorskiego, tylko to jest gruby biznes wynoszący copyright trolling do rangi sztuki, by realizować swoje gospodarcze interesy. No bo chyba nie wierzycie, że zwykłą reformkę prawa autorskiego Niemcy i Francja przehandlowywaliby na Nord Stream 2, a właśnie takimi informacjami raczy nas od wczoraj FAZ.
Jak pelikany historię o walce o ich prawa łykali natomiast dziennikarze i artyści. Moja polemika z piosenkarką Marysią Sadowską, która moim zdaniem wiąże z dyrektywą przyczyny i skutki kompletnie od niej niezależne, była jednym z chętniej czytanych w ubiegłym roku tekstów na łamach Bezprawnika (uwaga, długie). Jak mantrę powtarzają historię o zbawiennych skutkach ACTA 2 dziennikarze pracujący w dużych wydawnictwach, drukując przy tym łyse okładki, bo jakiś gość z piwnicy zabiera do własnej kieszeni budżety. Ja myślę, że w dużych prasowych tytułach jest jeszcze wielu świetnych dziennikarzy, np. Grzegorz Nawacki z Pulsu Biznesu, Patryk Słowik z Dziennika Gazety Prawnej itd., którzy sami mogliby stać się popularnym medium na o wiele lepszych warunkach, niż u obecnego wydawcy.
Bo XXI wiek dał takie możliwości, w dużej mierze za sprawą amerykańskich gigantów technologicznych, jak Google i Facebook (oni nie są aniołami, wręcz przeciwnie, ale za ich sprawą setki tysięcy internautów, blogerów, instagramerek może dziś budować własną widownię, bez nadrzędnej kontroli dużego wydawnictwa). ACTA 2 jest skonstruowana w taki sposób, że powstałe na jej bazie przepisy mogą w oparciu o prawo autorskie zasięgi tego typu nowych mediów mocno ukrócić. A przecież prawo teraz będą wdrażali ludzie Merkel, Kaczyńskiego, Orbana czy Macrona. I oni też mogą potraktować je instrumentalnie, skierować pomysły już u podstaw cenzurujące internet w kierunku, który będzie im bardzo wygodny.
Ostrzegam przed ACTA 2 od wielu miesięcy, ale chyba nawet w swoich ostrzeżeniach zawsze chciałem wierzyć, że dmucham na zimne. Że kreślę czarne scenariusze i przygotowuję internautów na najgorszy wariant. Dziś, słysząc o handlowaniu Nord Stream 2, czytając treść dyrektywy czy myśląc w jak nieporadny i wymagający zarazem sposób będzie ona wdrażana, sam jestem przerażony tym, jak bardzo miałem w swoich obawach rację. Jednego jestem natomiast pewien historycy będą po latach mówić, że ACTA 2 to była medialna gangsterka.