Serce rośnie! Internauci włożyli prawie 16 mln zł do puszki WOŚP Pawła Adamowicza
Do „ostatniej puszki prezydenta Adamowicza” miało trafić 1000 zł. Trafiło blisko 16 milionów, a całość zostanie przekazana Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy.
W takie dni jak ten jestem dumny, że mieszkam w Polsce. Co przy panujących w naszym kraju nastrojach społeczno-gospodarczych nie zdarza się za często. Jednak takie akcje, jak zbiórka na Facebooku zainicjowana przez Patrycję Krzymińską, pokazują, że w czynieniu dobra potrafimy być znacznie lepsi, niż w skakaniu sobie do gardeł.
To najsmutniejszy, ale też najpiękniejszy finał WOŚP.
Tragiczne wydarzenia w trakcie 27. Finału WOŚP w Gdańsku mogły położyć się cieniem na całym przedsięwzięciu. Śledząc doniesienia medialne w niedzielę i poniedziałek czułem wielki smutek, bo choć nie sposób przejść obojętnie wobec dramatu rodziny prezydenta Adamowicza i Gdańszczan, to nagle ogromne dzieło ludzi dobrej woli dosłownie wyparowało z mediów, zastąpione tematem morderstwa popełnionego przez chorego człowieka.
Do powszechnego przygnębienia swoją cegiełkę dołożył też Jurek Owsiak, deklarując, że w odpowiedzi na abstrakcyjny hejt i mowę nienawiści, której pokłosiem mogło być zamordowanie prezydenta Gdańska, rezygnuje z funkcji prezesa fundacji WOŚP (na szczęście w odpowiedzi na późniejsze wydarzenia wycofał się z tego pomysłu).
Zbiórka „zapełnijmy ostatnią puszkę Pana Prezydenta dla WOŚP” to piękne zwieńczenie tragicznego Finału.
Najpierw niesłychaną w tak podzielonym kraju klasę pokazali Gdańszczanie, przychodząc tłumnie na Wiec Przeciwko Nienawiści i Przemocy, poświęcony pamięci zamordowanego prezydenta.
A potem, 14 stycznia, swoją – skromną w zamyśle – zbiórkę, by „zapełnić ostatnią puszkę” Pawła Adamowicza rozpoczęła Patrycja Krzymińska. Cel był bardzo umiarkowany: 1000 zł. Czasu niewiele: tylko tydzień.
Zbiórka zakończyła się wczoraj o północy, a licznik zatrzymał się na absolutnie rekordowych 15 990 016 zł.
Dla oddania skali: to ponad 10 proc. wszystkich (deklarowanych w chwili pisania tego tekstu) datków przekazanych na WOŚP w czasie tegorocznego finału!
Zbiórkę wsparło 264 tys. ludzi. To znaczy, że średnio każda osoba wpłaciła nieco ponad 60 zł. Tak niewiele, a wystarczyło, żeby w rękach 264 tys. ludzi stworzyć historię.
Niesamowita jest dynamika, z jaką przyrastało tempo zbiórki. Zaczęło się dość spokojnie, bo choć zakładany 1000 zł przebito błyskawicznie, to chyba nikt nie spodziewał się tego, gdzie licznik się zatrzyma. Gdy pasek zbiórki na Facebooku pokazał pół miliona złotych, sprawę podchwyciły media w całej Polsce, małe i duże. To wystarczyło, by pchnąć zbiórkę do pułapu około 2,5 miliona złotych pod koniec 21 stycznia.
22 stycznia popłynęła istna lawina datków. Rano licznik wskazywał blisko 4,5 mln zł. Nie zdążyliśmy zaktualizować wcześniejszego artykułu o zbiórce, a już stuknęło 5 mln. W pewnym momencie tempo napływu datków wynosiło ponad 8 tys. zł na minutę (sic!), przebijając wieczorem pułap 10 mln zł. I gdy wydawało się, że po „dobiciu” do 10 milionów licznik się zatrzyma, on nie przestawał rosnąć aż do samego końca. Im bliżej końca, tym tempo wzrostu było coraz wyższe, w pewnym momencie sięgając 250 tys. zł w zaledwie 10 minut.
Prawie 16 milionów złotych. Jedna zbiórka. Coś niesamowitego.
Zebrane środki miały zostać przeznaczone na karetkę neonatologiczną dla Gdańska. Tak było w chwili, gdy złotówek były dwa miliony. Coś więc czuję, że fundacja będzie musiała znacząco rozszerzyć swoje plany zakupowe.
Polacy nie godzą się na szerzenie nienawiści.
Z uwagą przyglądałem się komentarzom ludzi, którzy po wpłaceniu swojego datku udostępniali informację na Facebooku. I bardzo ciekawe są motywy wielu z nich, bo oprócz ludzi, którzy dokładali się z czystej chęci wsparcia wielkiego dzieła, było jeszcze więcej osób wpłacających dosłownie na przekór tym, którzy bardzo by chcieli, żeby mowa nienawiści w naszym kraju dalej miała się jak najlepiej. Po tych komentarzach widać wyraźnie, że wielu Polaków nie godzi się na nienawiść i nie ma zamiaru słuchać tych, którzy ją podsycają.
Bez dwóch zdań widać też, że Biblia nie do końca słusznie radzi, że „niech lewa dłoń nie widzi, co czyni prawa”. Bo to pod wpływem udostępnień wpłacających na Facebooku cały czas napływają kolejni, którzy widząc działania znajomych również chcą się dołączyć.
Niezależnie jednak od pobudek, jakie kierują wpłacającymi – nawet jeśli część z nich zrobiła to w ramach gamifikacji, żeby dobić do jak najwyższego numerka – efekt jest piorunujący, a organizatorce tej akcji należą się owacje na stojąco.
27. Finał WOŚP jak nigdy pokazał siłę mediów społecznościowych w czynieniu dobra.
Wiec Przeciwko Nienawiści i Przemocy został zorganizowany właśnie na Facebooku – to tam Gdańszczanie skrzyknęli się, by wspólnie pożegnać Prezydenta.
Nie sposób nie wspomnieć też o wielkim wkładzie Mamy Ginekolog, która dzięki swoim niebagatelnym zasięgom na Instagramie mogła zebrać ponad 1,2 mln zł ze sprzedaży książki, które w całości przekazała na WOŚP.
Szkoda tylko, że do ostatecznej, ogromnej mobilizacji nakłoniła nas ogromna ludzka tragedia. Mam jednak nadzieję, że wyciągniemy z tego wnioski. Mam nadzieję, że przykłady – z jednej strony Mamy Ginekolog, z ogromną społecznością i Patrycji Krzymińskiej, która nie jest influencerką – pokażą, że czynić dobro przy użyciu mediów społecznościowych może każdy. I jak najwięcej osób będzie chciało spróbować.
Bo potrzeba nam więcej takich spontanicznych zrywów. Pomyślmy: ile w czasie samej zbiórki do „ostatniej puszki” trwa równolegle zbiórek na SięPomaga, które są niezwykle wrażliwe czasowo? Ile dzieci potrzebuje pilnej pomocy, by móc dalej żyć, a często jej nie otrzymują, bo zbiórka funduszy przebiega za wolno?
Może to nadmierny optymizm czy wręcz głupota z mojej strony, ale chciałbym wierzyć w to, że 27. Finał WOŚP uzmysłowi nam, jak niewiele trzeba, by czynić dobro i – co może ważniejsze – że do czynienia dobra jesteśmy skłonni jeszcze bardziej niż do skakania sobie do gardeł.
Wszystkim, którzy wrzucili przysłowiowy grosz do „ostatniej puszki prezydenta Adamowicza” dziękuję i gratuluję. Zrobiliście coś pięknego.
A teraz idźmy i próbujmy choć ułamek tego dobra czynić każdego dnia. Nie tylko przy okazji jednego – szlachetnego, ale wyjątkowego – zrywu.