REKLAMA

Szybka korekta kursu i drugi odcinek Make Poland Great Again dało się oglądać

Miałem trochę moralniaka po tym jak nazwałem nowy show Make Life Harder w Gazeta.pl nową wersją Studia YaYo. Oni byli tam wtedy totalnie do kitu, ale jak słusznie zauważył jeden z czytelników, są jakieś granice dobrego smaku w krytyce i zdaję sobie sprawę, że ja tę wcale nie taką cienką granicę przekroczyłem. 

Drugi odcinek Make Poland Great Again dało się oglądać. Jest progres
REKLAMA
REKLAMA

Obejrzałem potem raz jeszcze ten odcinek Make Life Harder i... nic się nie zmieniło, dalej był beznadziejny. A potem jeszcze raz, już byłem pewien i w pełni gotowy, że będzie beznadziejnie i aż tak tragicznie znowu nie było. Ale wynikało to z przyjęcia zupełnie odmiennej perspektywy. Że to już nie są CI Make Life Harder, że to dwóch studenciaków na śmieciówce, którzy dotąd pisali na gazeta.pl za 3 złote newsy o tym, jak ciężko jest feministkom w Polsce i że jakiś ksiądz znowu kogoś zgwałcił, że posadzili ich przed kamerą i kazali mówić.

I wtedy próg wymagań troszkę się obniżył, to już nie było tak totalnie złe. Nie wiem czy te obniżone wymagania mi już zostały (częściowo pewnie tak) czy dziś było zauważalnie lepiej (częściowo pewnie tak), ale drugi odcinek Make Poland Great Again przypadł mi do gustu. No, to może trochę za mocne słowa. Ujmę to tak: nie żałuję, że go obejrzałem.

Make Life Harder skończyli pajacować.

REKLAMA

Okazuje się, że brak żartu jednak jest lepszy od kiepskiego żartu i tak oto drugi odcinek Make Poland Great Again uraczył nas zupełnie sensownym i merytorycznym ciągiem myślowym na temat reparacji wojennych. Tam się przewijały jakieś dowcipki i uszczypliwości, ale raczej przypadkowo i niewymuszenie. I tak to powinno wyglądać od początku, bo kiedy idziesz ze znajomymi do baru, to przecież nie masz z góry zaplanowanego planu komediowego, tylko rzucasz świetne żarty spontanicznie, niesiony potrzebą chwili. Może Make Life Harder powinni w ogóle pozbyć się scenariusza?

Dzisiejszy odcinek jest do zaakceptowania, to mi trochę przypominało wpisy facebookowych blogerów, gdzie mimo wszystko czasem pojawiała się jakaś myśl przewodnia okraszona dowcipem. Myślę, że poziom twórcy można poznać także po tym, jakie wnioski wyciąga ze swoich porażek, a internetowy autor jest tak dobry, jak jego ostatnia notka, jak jego ostatni program w Gazeta.pl. Tendencja zdecydowanie zwyżkowa, to jeszcze nie jest coś czym mógłbym się zachwycać, ale dajcie im jeszcze jedną szansę.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA