Już teraz możemy podziękować Apple'owi. Dzięki nowym iPhone'om powróci moda na bezprzewodowe ładowanie
Oglądając wczorajszą premierę nowych iPhone’ów aż zgrzytałem zębami, widząc jak gigant przedstawia wprowadzenie ładowania bezprzewodowego jako rewolucję własnego autorstwa. A potem się przespałem i dotarło do mnie, że… to faktycznie jest rewolucja. Ale nie dla Apple. Dla nas.
Bezprzewodowe ładowanie umarło, zanim zdążyło się na dobre urodzić. Zanim zdążyliśmy się przyzwyczaić do tego standardu, kolejni producenci smartfonów w pogoni za cienkimi, lekkimi, ale też wytrzymałymi obudowami woleli stosować aluminium, zamiast szklanych, delikatnych plecków. Co za tym idzie – musieli rezygnować z bezprzewodowego ładowania.
Wszystko wskazywało jednak na to, że tej zmiany kompletnie nie zauważyli przedstawiciele innych branż, uparcie tworząc bezprzewodową infrastrukturę, która – jak dotąd – nie sprzedawała się i… w zasadzie nie była nikomu potrzebna. Teraz jest jednak szansa na zmianę tego stanu rzeczy.
Gdy 1,5 roku temu pisałem o tym artykuł, opisałem, jakie jest jedyne możliwe wyjście z impasu:
Czy jest jeszcze szansa na odwrócenie tej sytuacji? Jest – iPhone 7. Wiele kuluarowych pogłosek wskazuje na to, że nadchodzący smartfon Apple będzie wykorzystywał bezprzewodowe ładowanie, a wtedy istniejąca infrastruktura nie tylko przetrwa, ale pewnie też zostanie rozbudowana, bo w końcu w wielu krajach z iPhone’a korzystają wszyscy i to właśnie sprzęty Apple od zawsze są tymi, dla których powstaje najwięcej akcesoriów.
Pomyliłem się tylko co do numerka. Co do całej reszty – tu nie mam wątpliwości – miałem 100% racji. I wkrótce się o tym przekonamy.
iPhone 8 i iPhone X wskrzeszą bezprzewodowe ładowanie.
Tak to zwykle bywa – Apple niczego nie wprowadza jako pierwszy, ale kiedy już to robi, nagina pod siebie cały rynek.
W ciągu najbliższych miesięcy spodziewam się co najmniej potrojenia liczby stacji bezprzewodowego ładowania w Starbucksach, istnego zalewu akcesoryjnych ładowarek bezprzewodowych (oraz wzrostu sprzedaży już istniejących) i gigantycznego skoku popularności opcjonalnych mat do ładowania w samochodach osobowych.
Ikea zapewne zanotuje istotny wzrost sprzedaży swojej linii mebli z wbudowanymi ładowarkami, a kolejni wytwórcy będą kopiować to rozwiązanie. Wszystko po to, by móc nakleić znaczek „compatible with iPhone”.
Idąc dalej – obecnie na rynku smartfonów z Androidem już bodajże tylko Samsung oferuje ładowanie bezprzewodowe w swoich topowych urządzeniach.
I dotychczas reszcie rynku było to obojętne, bo – umówmy się – Samsung może i dobrze się sprzedaje, ale na pewno nie wyznacza trendów i nie wpływa na branżę w takim stopniu, jak Apple.
Ale skoro teraz Apple oferuje bezprzewodowe ładowanie, to znając życie każdy producent będzie chciał być jak Apple. Bo każdy konsument będzie chciał mieć tę namiastkę smartfona Apple w swoim (kosztującym ułamek jego ceny) telefonie firmy X, by móc powiedzieć „patrzcie, mój telefon też to potrafi, a nie wydałem na niego trzech wypłat!”.
Zadziała tu mechanizm identyczny z tym, który widzieliśmy po premierze iPada. Wtedy każdy producent na świecie, czy to A-Brand czy B-Brand czy kompletny no-name z Chin, chciał mieć swój tablet. Bo każdy konsument chciał mieć iPada, a niewielu było na niego stać.
Teraz, choć de facto bezprzewodowe ładowanie nie jest nowością, każdy będzie chciał ładować swój smartfon bezprzewodowo. Dlaczego? Bo Apple sztucznie wytworzy w konsumentach taką potrzebę.
Idę o zakład, że przez najbliższe miesiące będą nas bombardować reklamy, pokazujące jakie to bezprzewodowe ładowanie jest fajne i wygodne. I jak w ogóle mogliśmy żyć, podłączając telefon do ładowania kablem, jak zwierzęta?
Nie zmieni to jednak faktu, że wielu konsumentów nie będzie stać na nowego iPhone’a. Więc będą szukać tej samej wygody i fajności w tańszych smartfonach konkurencji. A konkurencja będzie musiała te smartfony zaoferować.
Pozostaje tylko jeden problem – nadal wolimy szybkie ładowanie od bezprzewodowego ładowania.
Konsumenci nie są głupi. Nawet największe propagandowe działa wytoczone przez Apple nie zmienią tego, że wolimy telefon naładować szybko i móc znów go używać, niż odkładać go na bezprzewodową matę bez możliwości podniesienia go z niej przez kilka godzin, chcąc sensownie naładować akumulator.
Samsungowi udało się znaleźć kompromis – stworzyć szybkie ładowanie bezprzewodowe. I mam gorącą nadzieję, że inni producenci smartfonów oraz wytwórcy akcesoriów podążą śladem Koreańczyków. Apple bowiem nie zająknął się na ten temat ani słowem, a to każe domniemywać, iż nowe iPhone’y będą ładować się bezprzewodowo ze standardową prędkością. Czyli – mówiąc dosadniej – dramatycznie wolno.
Nabywcy smartfonów Apple z pewnością znajdą argument, którym wytłumaczą reszcie świata, że tak jest lepiej. Że przecież lepiej jest poczekać kilka godzin dłużej na naładowanie telefonu, niż babrać się w kabelkach jak plebs ze smartfonami z Androidem.
Przeciętny konsument zrozumie jednak, że podczas półgodzinnego pobytu w Starbucksie nie naładuje telefonu nawet do połowy i… będzie wolał wyciągnąć ładowarkę. Przewodową, nieporęczną, ale znacznie szybszą, która w pół godziny naładuje mu akumulator prawie do pełna.