Tom Hardy jako bardziej brutalny Hrabia Monte Christo. Pierwszy odcinek "Tabu" za nami
"Tabu", nowy serial z Tomem Hardym w roli głównej, na pewno może pochwalić się intrygującym otwarciem. Choć odcinek to jeszcze za mało, by być pewnym, że mamy do czynienia z serialowym hitem, istnieje spora szansa, że produkcja Ridleya Scotta zapisze się na liście "must-see" tego roku.
Jesteśmy na początku XIX wieku w Londynie. Miasto roi się od ludzi złej woli, którzy zrobią wszystko dla swojego zysku, drobnych rzezimieszków, prostytutek niekoniecznie ekskluzywnych i ksenofobicznych nastrojów. Pewnego dnia umiera stary Delaney. W mieście odbywa się jego pogrzeb, na którym zjawiają się różne ważne persony i jego córka wraz ze swoim miejscem. Do grupy żałobników dołącza ktoś jeszcze. Ktoś, kto pojawia się zupełnie niespodziewanie.
To syn chowanego właśnie mężczyzny, James Keziah Delaney, który do tej pory uznany był za zmarłego.
Młody Delaney przebywał do tej pory w Afryce. Teraz wrócił, by odzyskać spuściznę swojego ojca. A to, jak można się domyślić, nie wszystkim się podoba. James nie zamierza jednak pytać innych o zdanie. Jest stanowczy, bezwzględny. Jest chamem w czystej postaci, który się nie patyczkuje. Lubi postawić na swoim i ma na tyle charyzmy, aby mu się to udawało.
Oprócz alkoholu jego jedyną słabością jest jego siostra. Ona zdaje się także mieć do niego słabość; ich relacja nie jest jasna. James jednak tak naprawdę nie ma na kogo liczyć. Jego siostra znajduje się pod dużym wpływem swojego męża, który nienawidzi młodego Delaneya. Ten zjawił się przecież nagle i odebrał im spadek. Mężczyzna nie jest zresztą pożądany w Londynie przez nikogo. W majątku jego ojca prostytutki urządziły sobie, krótko mówiąc, burdel, a na teren Zatoki Nootka, który Delaney otrzymał po ojcu, włodarze miasta chcą położyć swoje łapy. Sytuacja zaczyna się robić nieprzyjemna, a to tylko wierzchołek góry lodowej.
Trudno nie mieć wrażenia, że w każdym kolejnym odcinku "Tabu" poznamy nowe brudy rodziny Delaneyów i nie tylko.
James Keziah Delaney to taki bardziej impertynencki Hrabia Monte Christo, który nie jest dżentelmenem. Choć historia tych dwóch panów nie jest taka sama, mamy w niej pewne punkty styczne, przynajmniej na samym początku. Obaj odrzuceni przez społeczeństwo i najbliższych wracają, chcąc odzyskać należące od nich dobra. Obaj niemal zmartwychwstają na oczach innych, którym niekoniecznie jest to w smak. Obaj chcą sprawiedliwości i mają w sobie złość. Z tą różnicą, że Delaney ma aparycję zbira i zabijaki, a Hrabia Monte Christo to taki Wielki Gatsby XIX wieku.
W "Tabu" urzeka scenografia, kostiumy, urzekają zdjęcia. Ten serial, można powiedzieć krótko, ma klimat.
Jest w pewnym sensie ciężki i przytłaczający, to nie jest produkcja z rodzaju tych, które połykamy jeden odcinek za drugim, ale warto docenić ten rozmach i kunszt. Tom Hardy idealnie nadaje się do roli socjopatycznego gbura, który jest na bakier z prawem i który zdolny jest zniszczyć każdego, kto stanie na jego drodze. Jestem ciekawa, jakie tajemnice odkryją przed nami kolejne odcinki. Pierwszy epizod to zapowiedź intrygującej, ale wymagającej przygody. Czekam na dalszy ciąg historii.
"Tabu" obejrzycie w HBO GO. Na antenie HBO serial będzie dostępny od marca tego roku.