REKLAMA

Czy Jude Law ma lepszy pomysł na Kościół katolicki od Papieża Franciszka?

Serialem roku 2016 jest oczywiście The Young Pope, który sprezentował mi redakcyjnym kolega Gdak Rafał, podczas gdy większość redakcji bawi się w pif paf, kowboje i roboty. 

the young pope
REKLAMA
REKLAMA

Obok Stranger Things - nie licząc starszej już stażem Gomorry - generalnie od dłuższego czasu żadna nowa produkcja nie zrobiła na mnie tak piorunującego wrażenia, jak ta od Paolo Sorrentino. I to pomimo tego, że wbrew powszechnej modzie, La grande bellezza wydało mi się filmem pretensjonalnym, nudnym, przesadzonym. W The Young Pope wszystko jest tak, jak trzeba. Scenariusz nie jest równy, niektóre odcinki są wyśmienite, a niektóre tylko bardzo dobre, ale prawie każda ze scen w tym serialu aspiruje do miana suwerennego, renesansowego dzieła sztuki.

Będą wam mówić, że The Young Pope to "House of Cards w Watykanie". To nieprawda, The Borgias byli "House of Cards w Watykanie". Młody Papież to w rzeczywistości fantastycznie zrealizowana powiastka filozoficzna na temat życia, władzy, kleru i religii. Przede wszystkim jednak, w mojej ocenie na pierwszym miejscu jest to opowieść o monarchii, co sprawi, że w historii doskonale odnajdą się nawet osoby niewierzące.

Reżyser koresponduje też z rewolucyjnym pontyfikatem papieża Franciszka. Jeszcze nie wiadomo czy jest to forma aprobaty twórców serialu dla działań podejmowanych przez aktualnego biskupa Rzymu, czy mimo wszystko jednak próba polemiki. Na te pytania prawdopodobnie odpowiedzą nam kolejne sezony The Young Pope, które pokażą czy Pius XIII obrał słuszną drogę i czy pozostanie jej wierny.

A cały ambaras polega na tym, że Pius XIII słucha Daft Punk, na śniadanie pije tylko Cherry Coke Zero (zwykłą Colę uznaje za bluźnierstwo), pali papierosy i ćwiczy na siłowni, a jednocześnie swoimi ultrakonserwatywnymi poglądami mógłby zawstydzić samego Tomasza Terlikowskiego. Wiernym nie pokazuje się na oczy, ponieważ - podobnie jak legendarni francuscy przedstawiciele electrohouse - wychodzi z założenia, że najbardziej intryguje to, co dla oka niewidoczne.

Podczas, gdy Franciszek jest najfajniejszym ze wszystkich papieży, potrafi nie upierać się przesadnie przy wypracowywanej przez lata doktrynie Kościoła, z każdym przybije piątkę, lubią go nawet ateiści... może jeszcze za wcześnie, by rzucać liczbami, ale zdaje się, że katolików wcale od tego nie przybywa, a ci już obecni - zaliczam się do tego grona - stają się coraz mniej gorliwi. Jude Law w fenomenalnej roli Piusa XIII wymyślił to sobie zupełnie odmiennie, czyniąc z Kościoła elitarny, ekskluzywny klub, do którego nie każdy może należeć.

Jeśli "House of Cards" jest dziełem sztuki w rozumieniu sztuki uprawianej przez Formana, Kubricka czy Scorsese, tak gdyby Michał Anioł żył w 2016 roku, nakręciłby "The Young Pope". Głęboki, ale nie tani. Artystyczny, ale nie pretensjonalny. Niszowy, ale przystępny. Kontrowersyjny, ale nie obrazoburczy. Nie aspiruję, nie potrafię, nie śmiem dokonywać interpretacji czy analizy tego dzieła, zwłaszcza, że na serwerach Spider's Web nie ma tyle miejsca - każda ze scen byłaby polem dla odrębnej, akademickiej dyskusji czy pojedynków intelektualnych.

REKLAMA

Ale nawet osoby o ograniczonym doświadczeniu w sferze kulturalnej czy nawet wysmakowane, ale wciąż nie będące w stanie precyzyjnie odszyfrować, o czym w danej chwili chce nam powiedzieć Sorrentino, odnajdą w tej produkcji coś dla siebie - ja znalazłem tam fenomenalną historię na temat monarchii i sekularyzacji samego katolicyzmu, ale być może ktoś odnajdzie tam nawet Boga.

Papież Pius XIII twierdzi, że Bóg jest we wszystkim, co lubimy. Serial "The Young Pope" polubiłem bardzo.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA