REKLAMA

Uber romansuje z Toyotą. I sam nie wiem, kto więcej zyska na tym partnerstwie

Trudno już teraz jednoznacznie stwierdzić, kto wyjdzie lepiej na tym porozumieniu - gigant branży tzw. ridesharingu, Uber, czy gigant rynku motoryzacyjnego - Toyota. Jedno jest jednak niemal pewne - z tego partnerstwa może urodzić się coś naprawdę wielkiego.

Toyota Prius 2016 jest bardziej dynamiczna od poprzedniczki
REKLAMA

W teorii łatwo określić, która ze stron jest tutaj tą większą. Uber to w końcu w świadomości wielu nadal tylko startup, jakaś tam aplikacja do zamawiania przejazdów. Toyota to natomiast firma, która dostarcza na rynek fizyczne dobra i to w ogromnych ilościach. A za jej sprzedanymi milionami samochodów idą realne, zarobione pieniądze. Wycena Ubera natomiast puchnie i puchnie, a wielkich pieniędzy (jeszcze) z niego nie ma.

REKLAMA

Tyle tylko, że - nawet jeśli niektórzy bardzo nie chcą tego przyznać - Uber zmienił i nadal będzie zmienić sposób, w jaki podróżujemy. Nie tylko sposób, w jaki zamawiamy taksówki, ale też docelowo w ogóle to, jak poruszamy się po mieście, a przyszłości może i nawet na większe dystanse. Nie wspinając już o tym, że może zmienić całkowicie sposób, w jaki kupujemy samochody. Nawet do tego stopnia, że nie będziemy ich kupować wcale.

Ale to kiedyś, w bardzo, bardzo odległej przyszłości.

Toyota + Uber = ?

Na razie o potwierdzonym już oficjalnie porozumieniu Toyoty z Uberem wiadomo dość niewiele. Nie tylko dlatego, że obydwie firmy prawdopodobnie chcą zachować część planów dla siebie, ale też dlatego, że jest to umowa zakłada raczej długofalową współpracę na wielu płaszczyznach, niż szybkie efekty.

Z szybkich, widocznych na pierwszy rzut oka efektów można wymienić jednak chociażby program leasingu samochodów Toyoty przez kierowców Ubera. Ci mają móc wyjechać z salonów nowym samochodem japońskiej marki, a niezbędne raty zostaną spłacone (przynajmniej częściowo) bezpośrednio z pieniędzy zarobionych na kursach realizowanych dla Ubera. Można się wiec spodziewać, że liczba aut Toyoty we flocie amerykańskiej firmy, która w tym momencie i tak jest spora, będzie tylko rosnąć.

Zyskuja więc wszystkie strony. Uber ma kolejną opcję zapewniającą dopływ nowych samochodów do jego floty i ułatwiającą kierowcom wejście do jego biznesu. Toyota może natomiast liczyć na to, że kierowcy, którzy chcą rozpocząć karierę w Uberze zerkną w pierwszej kolejności właśnie na jej modele. Może kolejny milion hybryd uda się sprzedać dużo, dużo szybciej.

To jednak przyszłość może liczyć się najbardziej

Obydwie firmy pracują bowiem w dużym stopniu nad dokładnie tym samym. Pojazdami autonomicznymi, które początkowo będą kierowcę od czasu do czasu wyręczać, od czasu do czasu ratować w krytycznych sytuacjach, a w końcu sprawią, że przestanie być w ogóle potrzebny. Uber niedawno ujawnił, że jego pierwsze samochody testowe wyposażone w odpowiedni osprzęt i oprogramowanie wyjechały już na drogę. Toyota natomiast nie tylko od dawna wprowadza swoje innowacje w życie, ale też pokazuje, jak wiele jest w stanie w nie zainwestować - chociażby tworząc warty ponad miliard dolarów program TRI.

Nikt oczywiście nie powiedział wprost, że Toyota wspólnie z Uberem stworzą autonomiczny samochód, ale nie można wykluczyć takiego scenariusza. W końcu gdyby Uber dostarczył odpowiednią platformę i oprogramowanie do obsługi floty (oraz swoją markę), a Toyota samochody, które nie wymagałyby kierowców, z podziału zysków wykluczona zostałaby trzecia ze stron - kierowcy. Czyż nie do tego wszystko to tak naprawdę zmierza?

Długofalowe partnerstwo Ubera z Toyotą ma też jeszcze jedną wielką zaletę dla obydwu podmiotów. Uber, mając tak potężnego partnera w branży moto, mimo swojego krótkiego stażu rynkowego minimalizuje swoje szanse na wypadnięcie z gry. Toyota natomiast ogranicza szanse przespania nadchodzącej (a raczej już trwającej) rewolucji w tym segmencie. I wszyscy zadowoleni.

Początek gry

REKLAMA

O ile jednak umowa Ubera i Toyoty jest niezwykle istotna, o tyle nie jest to pierwsze tego typu zagranie w ostatnich miesiącach. Volkswagen wyłożył na stół 300 mln dol., inwestując w rywala Ubera - Gett. Wcześniej pół miliarda w Lyfta zainwestował GM. Kolejni tradycyjni producenci też niedługo powinni wejść do gry. A przecież oprócz nich do ofensywy szykują się producenci kojarzeni do tej pory głównie z rynkiem mobilnym - Google oraz Apple.

Jeśli więc ktoś nie wierzył w to, że twórcy oprogramowania dla telefonów komórkowych albo aplikacje w rodzaju Ubera są w stanie zmienić rynek i świat - czas przestać udawać. To już się dzieje.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA