REKLAMA

Piękne kadry nie wystarczyły. Nowy Top Gear to porażka

Nowy Top Gear bez udziału Clarksona, Maya i Hammonda właśnie wystartował. Pierwszy odcinek nowej serii rozwiał wszystkie wątpliwości. To już nie to samo.

Piękne kadry nie wystarczyły. Nowy Top Gear to porażka
REKLAMA
REKLAMA

W minioną niedzielę o godzinie 22.00 wszyscy fani motoryzacji mieli okazję obejrzeć pierwszy odcinek nowego sezonu Top Gear. Sezonu niezwykłego, bo bez udziału Clarksona, Hammonda i Maya. Trio prowadzących po głośnym zwolnieniu Clarksona przeszło do Internetu, a konkretnie pod skrzydła Amazonu, gdzie obecnie pracuje nad nowym show „The Grand Tour”.

Tymczasem licencja na Top Gear pozostała w stacji BBC i nie mogła się zmarnować. 23. sezon programu prowadzi aż sześcioro gospodarzy.

Podczas pierwszych minut pomyślałem, że Top Gear nareszcie wrócił!

Zaczęło się z grubej rury… a nawet dwóch rur wydechowych Vipera ACR. Dodge wyjechał na lotnisko bazy Top Gun należącej do US Navy, by po chwili stanąć w pojedynku z Corvette’ą Z06. Pojedynku na prędkość i precyzję, bowiem pędzące samochody strzelały do siebie działkami laserowymi zamocowanymi da dachach.

Całość dopełniał bardzo dynamiczny montaż i piękne, naprawdę świetne kadry, tak bardzo charakterystyczne dla Top Gear. Mieliśmy wszystko - statyczny szeroki kąt z piekielnie szybkim przejazdem auta przez cały kadr, dynamiczne ujęcia z nietypowych kątów, czy w końcu zabawę w łapanie flar od słońca.

Niestety, cały ten rozmach został kompletnie zaprzepaszczony przez nowych prowadzących

A właściwie jednego - średnio zabawnego, miejscami niesamowicie irytującego Chrisa Evansa. Jest on numerem jeden z całej szóstki prowadzących (przynajmniej w pierwszym odcinku), ale absolutnie nie będzie w stanie zastąpić Clarksona. Nawet po sztucznych i wymuszonych reakcjach publiczności widać było, że coś tu nie zagrało.

top-gear class="wp-image-498731"

Najlepszą częścią humoru Top Gear (i generalnie brytyjskiego humoru) jest to, że żartująca osoba pozostaje całkowicie poważna. Ten pokerowy wyraz twarzy połączony z ciętym humorem był jedną z najmocniejszych stron Clarksona.

Niestety, Evans nawet nie próbuje opanować tej sztuki. Jest głośny, skacze po scenie, a zapowiadając Stiga (oraz późniejszych gości) cieszy się jak dziecko i niemal rozsadza go euforia. Nie zabrakło też taniej kontrowersji. Już w pierwszych minutach programu Evans wbił szpilkę Clarksonowi, nawiązując do jego „incydentu” z pobiciem producenta Top Gear.

Znacznie lepiej wypada Matt LeBlanc (Joey z „Przyjaciół”), ale Evans nie pozwala mu przebić się na pierwszy plan.

Nowości też nie wyglądają najlepiej

W programie pojawił się nowy samochód za rozsądną cenę, którym zaproszeni goście próbują wykręcić najlepszy czas na torze Top Gear. Tutaj program zalicza kolejną wpadkę, bowiem z idei „rozsądnej ceny” zostało niewiele. W poprzednich edycjach goście próbowali rozruszać niezbyt żwawą Astrę, Chevroleta Lacetti, czy Kię Cee’d. W nowym sezonie mamy… sportowego Mini Coopera.

Na szczęście forma wywiadów z gośćmi pozostała bez zmian, a zaproszeni Jesse Eisenberg i Gordon Ramsay stanęli na wysokości zadania.

Jeśli jeszcze nie obejrzałeś nowego Top Gear, nie popełniaj tego błędu. Uzbrój się w cierpliwość i czekaj na The Grand Tour

Do nowego Top Gear starałem się podejść bez uprzedzeń, ale niestety, program okazał się być dużym rozczarowaniem. Sądząc po reakcjach internautów, nie jestem w tej opinii odosobniony. Na Twitterze już zaczął szaleć hashtag #RIPTopGear.

REKLAMA

Jak widać, sama marka to nie wszystko. Nie wystarczą spektakularne kadry i szalone pomysły, kiedy brakuje tej zgrabnej klamerki w postaci świetnych prowadzących. Nowemu sezonowi dam jeszcze jedną szansę, ale obawiam się, że drugi odcinek po raz kolejny będzie tylko stratą czasu.

Mówi się, że nie ma ludzi niezastąpionych. Nowy odcinek Top Gear pokazuje, że to powiedzenie można włożyć między bajki. Pozostaje czekać do jesieni, kiedy w Amazonie pojawi się „The Grand Tour” z Clarksonem, Hammondem i Mayem.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA