Nazywam się Marcin i po latach z Windowsem kupiłem pierwszego MacBooka
Porozmawiajmy o Macu. Ale tak szczerze, bez magii i amazingu.
Historia zaczęła się banalnie. Potrzebowałem laptopa, a konkretnie mobilnej maszyny do pisania. Szczytem potrzeb na wyjazdach jest edycja prostych plików w Photoshopie oraz przejrzenie i wywołanie kilku RAW-ów w Lightroomie. Wyszedłem z założenia, że tego typu zadaniom podołają dziś nawet najprostsze procesory, a więc wydajność była kwestią drugoplanową. Liczyły się tak naprawdę dwie rzeczy: bateria i niewielka masa. Miłym dodatkiem byłby też ekran, który potrafi wyświetlić coś więcej niż szaro-szarą papkę, tak jak robiło to moje poprzednie Lenovo.
Poprosiłem znajomych na Twitterze o porady co kupić, jeśli nie Apple. Odpowiedzi były dość typowe: „nic”, „Yogę od Lenovo”, „Dell XPS”, „poczekać na HP Spectre”, „Surface Pro”, „Zenbooki od Asusa”. Wcześniej to samo zagadnienie przedstawiłem kolegom ze Spider’s Web, a redakcyjny Slack wydał (niemal) jednogłośną opinię: kup Maca. „Jak nie teraz, kupisz go za 2–3 lata”, mówili. Nie ukrywam, MacBooki idealnie wpasowałyby się w moje potrzeby. Miałem jednak obawy, bo w moim przypadku problemem jest drugi komputer, czyli mocna stacjonarka z Windowsem do montażu filmów i grania. Stacjonarny pecet, smartfon z Androidem i MacBook? Gdzie tu sens, gdzie logika?
W końcu klamka zapadła. Wyszedłem do sklepu po Asusa UX305.
Pół żartem a pół serio rzuciłem na redakcyjnym Slacku, że panowie mają ostatnia szansę na odciągnięcie mnie od zakupu. No i się zaczęło. Aż trudno było nadążyć za argumentami posiadaczy Maków i kontrargumentami „Windowsiarzy”. Jeśli sądzicie, że to w komentarzach pod tekstami o Apple bywa gorąco, nie widzieliście zaplecza Spider’s Web przy debacie nad wyższością Apple/Windowsa, Androida/czegokolwiek, PS4/XBO/PC. Poprosiłem o trzy rzeczowe argumenty, bez uciekania się do magii, feelsów i amazingu. Rozumiem ekscytację przy wyborze auta, czy nawet zegarka. Komputer to jednak zwykłe narzędzie pracy. Głównymi argumentami jakie padłu na Slacku były „bezkonkurencyjna klawiatura i touchpad”, „OS X”, „bateria”. Ostatecznie przekonał mnie inny argument, dla mnie dość niespodziewany. Mac bardzo wolno traci na wartości. Kiedy po 2–3 latach wymienia się komputer, można zamortyzować zakup sprzedażą starego modelu. W przypadku Windowsa albo się to uda, albo nie.
Wyszedłem po Zenbooka, wróciłem z MacBookiem
Godzinę później zdejmowałem folię z pudełka MacBooka Air. Pamiętam uczucie towarzyszące rozpakowywaniu. Nie było żadnych jednorożców ani fanfar z niebios. Odczucia były bardzo ambiwalentne. Przed oczami widziałem tą szaleńczą dbałość o detale, nawet przy takich drobnostkach, jak pakowanie akcesoriów. Głos w głowie mówił - co z tego, przecież to tylko komputer, narzędzie pracy. Czy naprawdę warto było dopłacać do tej precyzji? Przecież w Windowsie w tej cenie miałbym sporo lepszą konfigurację.
Pierwsze dwa dni to seria zaskoczeń, że oprogramowanie może być tak mocno nastawione na użytkownika.
Przy pierwszym kontakcie OS X zaskakuje odmiennością filozofii działania. Paski tytułu, dock, sposób instalacji aplikacji, działanie Findera. Wszystko to jest intuicyjne, ale siła nawyków z Windowsa mocno przeszkadza. Pierwszy przykład to instalowanie nowych programów. Wystarczy przeciągnąć ikonkę do folderu „Programy”. Usuwanie? Tę samą ikonkę wyrzucamy do kosza. Dla Windowsiarza taka procedura przypomina bardziej świat smartfonów, niż komputerów. Kiedy byłem w podstawówce, chciałem „pożyczyć” koledze program Word. Przeniosłem na dyskietkę sam skrót, który dla dziesięciolatka był równoznaczny z całym programem. Jakie było zdziwienie, kiedy program nie uruchomił się u kolegi. Dlaczego to nie działa? Cóż, na OS X działa to prawie dokładnie w ten sposób, w jaki to sobie za młodu wyobrażałem.
Touchpad i gesty, czyli witamy w nowym świecie
Czytałem wiele peanów na temat touchpada w MacBookach. Trochę w nie nie wierzyłem, bo coż takiego można wymyślić w dotykowej płytce? Przecież w laptopach z Windowsem też jest pod tym względem coraz lepiej. Wystarczył dzień z MacBookiem, by moje wyobrażenie o touchpadzie wywróciło się o 180 stopni. Minęły już prawie 2 tygodnie od zakupu, a ja nie podłączyłem jeszcze myszki do mojego laptopa. Po prostu jej nie potrzebuję. Ba, podłączenie zwykłej myszki obniżyłoby wydajność pracy! Wszystko za sprawą gestów OS X. System obsługuje gesty na 2, 3 i 4 palce. Pierwszy dzień to nauka tego galimiatiasu, ale warto poświęcić jej chwilę. Gesty sprawiają, że zarządzanie oknami i biurkami, a także przechodzenie między programami, jest nieporównywalnie lepsze, niż w Windowsie. Piszę to jako osoba, która od niemal 20 lat korzystała tylko z Windowsa i nigdy nie narzekała na jakość obsługi systemu. MacBook pokazał mi, że praca z systemem może być szybsza.
Akumulator. Akumulator. Alumulator.
Apple obiecuje, że MacBook Air wytrzyma do 12 godzin pracy. Kiedy widzę słowo „do”, zapala mi się w głowie czerwona lampka. Jakie było moje zdziwienie, kiedy po raz pierwszy MacBook wytrzymał obiecane 12 godzin przeglądania Internetu. Akumulator tego komputera jest nieprawdopodobny. W tym momencie mam 29% naładowania, a MacBook będzie pracował jeszcze przez 5h i 10 min. To wręcz nieprawdopodobne, a jednak prawdziwe. Co więcej, wyliczony czas pracy jest czasem minimalnym, niejako gwarantowanym! Oczywiście przy założeniu, że nie zmieni się stylu pracy, czyli z przeglądarki nie przerzuci się na montaż filmów. Pod tym względem OS X nie oszukuje tak jak Windows. W świecie Windowsa procenty są wartością raczej podglądową, szczególnie poniżej 30%.
Zawsze zastanawiałem się, dlaczego na zagranicznych konferencjach technologicznych zdecydowana większość dziennikarzy korzysta z MacBooków. Teraz już wiem.
Nastawiałem się na wiele ograniczeń systemu OS X, ale przy mojej pracy kompletnie ich nie widzę. Zamiast tego, system na każdym kroku ułatwia mi pracę. A to podglądem plików po przytrzymaniu spacji, a to dobrymi skrótami klawiszowymi do pracy z tekstem. Zamiast Home i End mamy po prostu intuicyjne strzałki. Najważniejsze są jednak wbudowane aplikacje. Kalendarz, a wraz z nim Mail, są po prostu przegenialne. Do tego zestawu dodałem doskonałego Reedera do czytania RSS-ów i absolutnie fantastycznego iA Writera do pisania. Ten ostatni, dzięki składni Markdown, znacznie przyspieszył pracę nad tekstami tworzonymi z myślą o Internecie. Wiem, Markdown nie jest domeną systemu OS X, natomiast iA Writer - owszem. Próżno szukać go na Windowsie. Dla tego programu warto mieć Maca.
Mimo wszystko, MacBook Air to tylko komputer.
Powiedzmy sobie wprost, MacBook jest komputerem świetnym. Jest lekki, szalenie cienki, bardzo wydajny i ma imponującą baterię. Tyle tylko, że nie jest komputerem idealnym. MacBook Air naprawdę się postarzał. Rozdzielczość 1440x900 w 2016 roku jest kpiną. Podobnie jak duże ramki wokół ekranu, czy brak ForceTouch znanego z MacBooka Pro. Niestety, design Aira zdążył się zestarzeć i można oczekiwać pod tym względem czegoś więcej. Może nawet już niebawem, podczas czerwcowej konferencji Apple. Kolejną wadą są ogromne ograniczenia w rozbudowie komputera. Wymiana dysku jest bardzo uciążliwa, ale możliwa, natomiast można zapomnieć o dodaniu RAM-u, który jest wlutowany w płytę główną. Do tego Apple liczy sobie iście złodziejskie marże za wybór większych pojemności. Tak, złodziejskie, bo dopłaty rzędu 700 zł za 4 GB RAM-u inaczej nazwać nie można.
System OS X też nie jest ideałem. Przez niespełna dwa tygodnie komputer zdążył się raz zawiesić. Po prostu przestał reagować na komendy i potrzebny był restart. Zaimponował mi jednak sposób poradzenia sobie z tym problemem. MacBook włączył się ponownie, przeprosił za to, że coś poszło nie tak, po czym otworzył wszystkie uruchomione wcześniej programy, z zachowaniem położenia okien oraz z nietkniętą zawartością. Całość trwała kilkanaście sekund. Ważnym aspektem jest klawiatura, która jest niemal idealna. Niemal, bo pisze się na niej świetnie, ale jak wybaczyć brak klawisza Del? Na szczęście kombinacja Fn+Backspace weszła mi już w krew. Początkowo zirytował mnie sposób wprowadzania polskich liter poprzez inny niż w Windowsie przycisk. Pamięć mięśniowa okazała się silniejsza. Zamiast przełamywać wieloletnie nawyki po prostu przemapowałem na stałe dwa przyciski klawiatury, aby zachowywała się ona tak, jak ta windowsowa.
Podsumowując: warto.
Ciągle odkrywam nowe smaczki OS X i cały czas nie mogę wyjść z podziwu, jak przemyślanym jest ten systemem. W warstwie sprzętowej mam do MacBooka Air kilka zastrzeżeń, ale są to niuanse. Jest to zdecydowanie najlepszy komputer, jaki miałem. Polecam go każdemu, kto potrzebuje mobilnego laptopa, z którym będzie często pracował poza domem.