REKLAMA

Seks w internecie, czyli jak nie zostałem Hugh Hefnerem kamerek

Od dawna moim marzeniem było zawinąć się jedwabny szlafrok w chińskie smoki, pić najdroższe drinki, wachlować się studolarówkami i mięć w garści całą branżę porno. Nic z tego nie wyszło, ale próbowałem. Niestety, internet nie jest jeszcze gotowy na rozrywkę dla dorosłych w moim stylu.

15.12.2015 19.32
Włamanie na AdultFriendFinder.
REKLAMA
REKLAMA

Zacząłem swoją karierę od założenia kilku kanałów na najpopularniejszym kanale kamerkowym. Postanowiłem stworzyć markę. Własną markę. Przedstawiałem się na czatach jako poważny biznesmen ze Stanów. Oferowałem współpracę najciekawszym postaciom branży golizny w sieci. Opowiadałem o Las Vegas. Mówiłem, że to kraina możliwości. Że tam dopiero można rozwinąć karierę. Dostałem bana u AsiJoasi777. Dostałem bana u JadziWsadzi. Ale nie poddawałem się. Jeżeli masz swoje marzenia, musisz o nie walczyć.

Walczyłem więc dalej. Imperium nie buduje się w jeden dzień. Zwłaszcza imperium nierządu. Zwłaszcza w internecie.

Jakiś śmieszek z Radzymina doradził mi, abym sam zaczął się rozbierać. Odpisałem mu, że nie mogę, bo się wstydzę, bo mam na cyckach niedokończony tatuaż z pętlą tramwajową na Żeraniu. Co zresztą jest prawdą. Jedną ręką walczyłem z trollami i hejterami mojej idei, drugą namawiałem największe gwiazdy kamerek do rozbierania się pod moim szyldem IceIceBabies. Szło ciężko. Po tygodniu pracy miałem zaledwie dwie zawodniczki. Jedna miała 65 lat i była kulawa, druga 44 i lepiła pierogi.

Postanowiłem rozkręcić działalność opartą na zboczeniach. Wiem, że wielu mężczyzn na specyficzne upodobania erotyczne. Kolega mi mówił. Lubią na przykład, kiedy ktoś lepi ciasto na pierogi, opowiadając przy tym o swoich fantazjach z krainy analnych rozkoszy, albo kiedy tańczy przy lasce inwalidzkiej jak przy rurze w nocnym klubie. Ludzie są różni. A w internecie możesz spotkać każdego. Nie mogąc przebić się do mainstreamu wyuzdania, postanowiłem działać w undergroundzie. Rozkręciłem własny kanał z lepiem pierogów cyckami i tańcem o kulach.

Z początku szło nieźle. Paru napalonych Ryśków opłaciło nawet subskrypcje. Zarabiałem około dziesięciu złotych na godzinę. To więcej niż gdybym wyprowadzał psy na sranie. Rozmarzyłem się i zacząłem przeglądać oferty penthouse’ów na stronach deweloperów. Ale formuła eropierogów szybko się wyczerpała.

Potrzebowałem czegoś nowego. Znajomy podsunął mi pomysł pokazywania seksu wegańskiego. Poszedłem w to.

Zatrudniłem młodą dziewczynę na studiach humanistycznych. Miała mówić o jarmużu i rozbierać się z kolczyków w nosie, w policzkach, w uszach, w oczach, ustach, na języku i w sutkach. Wszyscy bardzo się zainteresowali tym pomysłem. Niestety dziewczyna zrezygnowała w ostatniej chwili, bo miała ważne kolokwium z przedmiotu Obraz ciała w kontekście Holokaustu. Nie naciskałem. Przeliczyłem internetowe złotówki i wyszło mi, że stać mnie na inną artystkę: GienięMarzenie69, którą zdobyła ponad 16 fanów rozbierając się do dźwięków ubijania kartofli przez męża WiesławaWylewa1945. Poszedłem na to. Zaryzykowałem. Na tym polega biznes. Oraz szowbiznes. Zapłaciłem Gieni ponad dwadzieścia złotych za największy show internetu.

Gienia zabrała się do pracy natychmiast. Zakupiła ponad dziesięć kilo kartofli, seksowne body, stanik, wibrator i pejcz z cielęcej skóry. Ustawiła kamerkę HD w kuchni. Ja zacierałem ręce i głaskałem się po tyłku w swoim jedwabnym szlafroku w chińskie smoki. Zaczęli napływać widzowie. Jeden, dwóch. Dwudziestu. Dwustu. Gienia się trochę speszyła, ale no co. Show must go on. Zaczęła ubijać te kartofle. Zaczęła tańczyć. Kartofle leciały na podłogę. Kartofle leciały między jej piersi i uda. Ludzie szaleli. Jeden żeton. Dwa. Dziesięć. Dzwoniłem do linii lotniczych. Kazałem rezerwować bilety do Vegas. Gienia tańczyła. Stękała. Mruczała rozkosznie. Żetony leciały. Widziałem siebie nad basenem. Widziałem siebie na szczycie świata. I wtedy nagle Gieni odcięło prąd. Mieszkała pod Inowrocławiem we wsi. Jakaś zła faza się włączyła. Show szlag trafił. Ludzie zaczęli odchodzić. Moje imperium rozpadało się na moich oczach. Taki był jego koniec.

Ale nie poddaję się. Kupuję własne body, gorset i pejczyk. Kończę ten tatuaż zajezdni tramwajowej i sam podbiję internet. Do odważnych i wulgarnych sieć należy.

REKLAMA

[Mrozinski]

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA