Nie spodoba się Apple’owi film „Steve Jobs”, oj nie spodoba się
Kilka razy obejrzałem uważnie trailer filmu „Steve Jobs” i jednego jestem pewien - Apple’owi się on nie spodoba. Pewnie na takiej samej zasadzie, jak film „The Social Network” o Marku Zuckerbergu nie bardzo podobał się jemu samemu.
To porównanie nie jest przypadkowe - scenarzystą filmu jest bowiem Aaron Sorkin, ten sam, który napisał scenariusz do filmu o Facebooku. Pierwsze dwie minuty zapowiedzi filmu o Jobsie przynoszą nieodparte wrażenie, że będzie to film bardzo podobny do „The Social Network” - przedstawiający charyzmatyczną, lecz bezwzględną, bezkompromisową i bezuczuciową postać, która po trupach dąży do celu.
Sorkin oparł swój scenariusz na tzw. oficjalnej biografii Steve’a Jobsa autorstwa Waltera Isaacsona, która nie stroni od trudnych tematów w życiorysie założyciela Apple’a i która nie próbuje go w żaden sposób wybielać. Dodajmy do tego styl twórczy Sorkina i chyba już wiemy, czego możemy się spodziewać - filmu w stylu teledysku z mocno przejaskrawionymi postaciami.
Od pewnego czasu w oficjalnej komunikacji Apple’a daje się wyczuć zmianę odnośnie postrzegania pamięci o Stevie Jobsie
Tak jak krótko po jego śmierci, gdy piórem Isaacsona ukazywała się oficjalna biografia, przedstawiciele Apple’a zachwalali ją jako szczerą, aczkolwiek dobrze sprofilowaną, tak w ostatnich miesiącach ruszyła wielka PR-owa lokomotywa, która ma zmienić publiczną pamięć o Jobsie.
Teraz Cook, Ive i inni prominentni przedstawiciele Apple w rozlicznych wywiadach mówią, że zdecydowanie lepiej przedstawia Jobsa nowa powieść biograficzna autorstwa Brenta Schlendera i Ricka Tetzeli’ego - „Becoming Steve Jobs”, która prezentuje go w zupełnie innym świetle. Przede wszystkim skupia się na okresie od wyrzucenia Jobsa z Apple’a do jego powrotu w 1997 r. i wyniesieniu firmy na szczyt technologicznego biznesu. Ten Steve Jobs ponoć bardzo różnił się od tego, który zakładał Apple i był w niej do 1985 r. Już nie był bezwzględny dla współpracowników, potrafił przyznawać innym rację, często polegał na zdaniu innych.
Trailer filmu „Steve Jobs” wydaje się skupiać na tym szalonym okresie w życiu założyciela Apple. Co więcej, mocno podkreśla wszystkie straszne rzeczy, jak odrzucenie własnej córki, czy zdrada najbliższych przyjaciół.
Czyli mamy bardzo podobny scenariusz do tego, w jaki sposób pokazany został Zuckerberg w „The Social Network” - totalnego dupka, który pnąc się po szczeblach kariery wbijał nóż w plecy swoim przyjaciołom.
Coś mi się zdaje, że przed październikową premierą nie raz nie dwa usłyszymy, że film Sorkina „obraża” pamięć Steve’a Jobsa.