Wiedźmin 3: jedni grają, inni zarabiają
Autorem tekstu jest Tomasz Jaroszek.
Jestem inwestorem giełdowym i graczem – czekałem na premierę z wielu powodów. Wprawdzie spędziłem z Geraltem dopiero kilka godzin, ale nie mam złudzeń, że będzie to polski towar eksportowy. Jak to przełoży się na spółkę i jej wartość na giełdzie? Zobaczmy co mówią nam wykresy.
Nie jest łatwo być graczem, prowadząc jednocześnie dwie firmy i bloga Doradca.tv. Jednak po Wiedźmina pobiegłem do paczkomatu już o północy w dniu premiery. Udało się! Byłem jednym z tych, którzy kupili wersję przedpremierową. Takich jak ja było milion i jest to nie tylko imponujący wynik w świecie gier, ale także zapewnienie inwestorów, że trzymają pieniądze w dobrej spółce.
Na akcjonariusza spółki działa kilka czynników. Pokażę Wam kilka istotnych z mojego punktu widzenia.
Kupuj siłę
Nie chcę wchodzić w kwestie wskaźników giełdowych i tego jaka jest cena do zysku spółki itp. Widać gołym okiem, dlaczego wykres spółki zachęca do kupowania. Mamy na nim wyraźny długoterminowy trend wzrostowy, więc kłania się teoria „kupuj siłę”, czyli silnie rosnące spółki. Ta teoria stoi w opozycji do „kupowania tanio”, bo tak naprawdę mamy bardzo wysoką cenę lub nawet najwyższą wycenę w historii spółki (szczyt historyczny). Jeśli widzimy, że CDR przebił barierę 20 zł i nigdy w historii nie był droższy to… kupujemy dopóki trend pędzi. Oczywiście kluczowe jest kiedy powiedzieć sobie dość, bo tutaj na pewno zderzymy się kiedyś z odwróceniem trendu i trzeba będzie zabierać zyski.
Jeśli patrzymy na techniczny trend, to spółka jest w wyśmienitej formie i cały czas jest blisko swojej maksymalnej historycznej wyceny. Ta teoria mówi jasno, że należy kupować albo trzymać, jeśli mamy akcje w portfelu. Klasyczna korekta (lekki spadek i powrót do trendu) jest z reguły na poziomie 10 proc. Nie ma znaczenia kto kupował (inwestorzy instytucjonalni, fundusze, indywidualni, spekulanci), popyt jest potężny i trend wyraźnie wzrostowy.
Kupuj plotki, sprzedawaj fakty
To jedno z najpopularniejszych powiedzonek na Wall Street, które może brzmi naiwnie, ale w praktyce działa na naszych oczach, a my szukamy przyczyn spadków cen akcji zupełnie gdzie indziej. Spróbuję wytłumaczyć.
Zakładamy, że po decyzji NBP o niższych stopach procentowych, rynek wyskoczy do góry. Zakłada tak większość i kupuje dany instrument wcześniej – w końcu jak wykres wystrzeli to zarobią. Utwierdza ich w przekonaniu fakt, że ruch jest już w ich stronę, a największe zyski dopiero przed nimi. I tutaj kłania się powiedzenie „to jest już w cenach”.
Wyczekiwany wzrost instrumentu spowodował lawinę kupujących, którzy sami wywołali wzrost ceny. Każdy czeka na decyzję, która ma wywołać kolejne zakupy, czyli silny wzrost. I tutaj jest pułapka. Wszyscy już kupili i po ogłoszeniu decyzji wykres nawet nie drgnął. Po chwili zaczyna się ruch odwrotny. Skoro wykres nie idzie do góry, to trzeba sprzedawać póki jest zysk. I podaż wygrywa z popytem – wykres leci w dół. Zyski były przed najważniejszym punktem, a nie po – większość się myliła.
Teraz przełóżcie teorię na niebezpieczeństwo jakie wisiało nad debiutem Wiedźmina. Każdy chce zarobić po premierze, więc kupuje. Kupuje kolejny pakiet akcji na kilka dni przed premierą, bo przecież zaraz zarobi. I wykres rośnie:
Od początku maja do czasu premiery inwestorzy mogli zarobić na spółce ponad 20 proc.! Wszyscy kupowali przysłowiowe plotki, czyli Wiedźmina 3. Zaraz po premierze mieliśmy silną przecenę – część inwestorów sprzedała fakty, czyli zrealizowała bezpiecznie swój zysk.
Teraz zaczyna się największa niewiadoma. Nadal mamy silny trend wzrostowy i po premierze była dobra okazja dla tych, którzy chcieli dokupić akcje i myśleć o spółce w długim terminie. Tylko teraz nie mamy do czego odliczać i jedynie obserwować jak rośnie sprzedaż gry. Czy da się podobną „plotkę” zrobić z Cyber Punk? Nie mam pojęcia, czas pokaże.
Kupuj „global”
Jeśli widzisz reklamę Wiedźmina na ulicach Nowego Jorku, to już wiesz, że inwestujesz w coś więcej niż polski produkt na małym rynku. Mamy do czynienia z firmą, która działa globalnie i ma wyśmienitą reputację wśród graczy na całej kuli ziemskiej. Jest to ogromny potencjał i to w branży, która się rozwija. To nie jest najlepszy deweloper na ledwie czołgającym się rynku nieruchomości, to nasz najlepszy producent i sprzedawca gier w jednej z najbardziej dynamicznych branż. (Techland też kocham, Dying Light my love).
No i oczywiście platforma GOG i inne inwestycje – to też dużo więcej niż lokalne działania.
Zadałem prezesowi CDP pytanie o ewentualną sprzedaż firmy. Przy najbliższej okazji zadam je ponownie – to kolejny argument za posiadaniem akcji tej spółki w portfelu. Przejęcie przez jakiegoś giganta zza oceanu byłoby dla akcjonariuszy strzałem w dziesiątkę, bo wartość spółki wystrzeliłaby w kosmos z dnia na dzień. Oczywiście pod dwoma warunkami: trzeba mieć te akcje w portfelu przed ogłoszeniem transakcji i właściciele spółki muszą chcieć ją sprzedać. Chwilowo ten drugi warunek jest dyskusyjny.
„Sporo zyskujemy na tym, że jesteśmy niezależni. Działamy inaczej niż duże firmy i chyba wolelibyśmy, żeby tak pozostało. Chcemy być jednym z tych globalnych graczy, a nie być kupionym przez globalnego gracza.” – powiedział mi w wywiadzie prezes Kiciński. Doskonale rozumiem, ale dla mnie to nadal argument żeby trzymać akcje w portfelu.
Zawsze jest ryzyko
Każda inwestycja ma też wpisane ryzyko. Jesteśmy po premierze produktu, a ceny akcji są bardzo wysokie. Jeśli nie będzie wyraźnego trendu wzrostowego, to spekulanci skaczący od spółki do spółki stwierdzą, że zarobili już swoje i wychodzą z akcji. Wtedy zaczną się spadki na giełdzie. To ryzyko „sprzedania faktów” i wyjścia z trendowej spekulacji.
Trzecia część Wiedźmina zakończyła również serię kur znoszących złote jaja. Drugiego tak potężnego tytułu nie ma. Ostatnio spierałem się z kimś, kto twierdził, że w podobnej sytuacji jest Blizzard po zakończonej sprzedaży. Ok, kampania sprzedażowa jest podobna, ale jak skończy się Starcraft, to jest Diablo. I World of Warcraft. I stary Warcraft. I.. rozumiecie zasadę. Dopóki nie będzie innych silnych tytułów obok wiedźmina, to będzie to zawsze element ryzyka.
Uwaga na miłość do spółki. Jeśli przywiązujemy się do akcji danego spółki, bo jest nam bliska ideologicznie albo po prostu ślepo wierzymy w ten model biznesowy, to sytuacja może mieć opłakane skutki dla portfela. Przykład: uwielbiam Paczkomaty i śledzę wszystkie możliwe teksty i prelekcje prezesa, ale obecna sytuacja spółki na wykresie mówi mi jasno, że można ją kupować tylko w długim terminie i z myślą „kupuj tanio”. Portfel szukający szybkich zysków będzie omijał Paczkomaty szerokim łukiem.
Gram i kupuję akcje
Zanim zaczną się komentarze o tym, że teraz to dobrze pisać, bo jestem teoretyk i komentator… inwestuję od 7 lat, akcje po raz pierwszy kupiłem po 6,80 i sprzedawałem dopiero przy poziomie 15 zł. Wtedy też potrzebowałem gotówki z portfela na inwestycje w inne projekty. Ostatnia transakcja to był zakup po 19 zł i nadal akcje trzymam w portfelu. Wierzę w spółkę i trzymam za nią kciuki, wyjdę z papierów dopiero gdy trend się odwróci i dostanę silne sygnały sprzedaży. (albo jak będzie kolejny kryzys).
I gram dalej, dopiero zabiłem gryfa.
Tomasz Jaroszek - były dziennikarz ekonomiczny, obecnie bloger i fan nowych mediów. Pracował w redakcjach Comperia.pl, Bankier.pl, były redaktor naczelny Przeglądu Finansowego Bankier.pl. Właściciel Jaroszek Consulting i współwłaściciel agencji SalesMate. Z rynkami finansowymi związany od ponad 7 lat. Współautor książki o giełdzie „Ryzykować trzeba umieć”, autor bloga Doradca.tv. Pracoholik w dobrym tego słowa znaczeniu.