Jeździłem elektrycznym samochodem i już wiem, że to jest przyszłość
Podczas dwudniowego wyjazdu z firmą RWE miałem niezwykłą okazję, by jeździć elektrycznym samochodem. Przy okazji poznałem plany RWE dotyczące e-motoryzacji. Największym zaskoczeniem jest fakt, że przyszłość tej branży jest znacznie bliżej, niż sądzimy.
Dwa ostatnie dni spędziłem z firmą RWE, gdzie poznawałem najnowsze pomysły dotyczące przyszłości energetyki. RWE jest spółką energetyczną, która zajmuje się nie tylko produkcją i dystrybucją prądu, ale również opracowywaniem energetycznych standardów przyszłości.
Konferencje i pokazy odbywały się w różnych miastach Zagłębia Ruhry. Między Essen, Bottrop, a Mülheim podróżowaliśmy w całej kolumnie elektrycznych aut. Dzięki temu łącznie przez kilkadziesiąt minut mogłem sprawdzić, jak prowadzi się elektryczny samochód w mieście i poza nim.
Smart-auto
Z RWE podróżowałem jednym z najmniejszych miejskich aut, czyli smartem. Konkretnie był to model smart fortwo electric drive.
Pierwsze wrażenia są dość niesamowite. Kiedy auta przyjechały pod nasz hotel, w ogóle nie było ich słychać. Napęd elektryczny powoduje, że samochody przy małych prędkościach nie generują żadnych odgłosów. To jak porównanie laptopa z aktywnym chłodzeniem do zupełnie bezgłośnego tabletu. Nie ukrywam, że z perspektywy przechodnia jest to dość niebezpieczne.
Samochód z zewnątrz wygląda jak każdy inny. Gdyby nie symbole gniazdek i napisy informujące o zastosowanych technologiach, nie można byłoby rozpoznać, że mamy do czynienia z samochodem elektrycznym. Podobnie wygląda kwestia wnętrza, gdzie wszystko do złudzenia przypomina zwykłe auto. Elektrycznego smarta zdradzały jedynie dwa dodatkowe zegary na środku deski rozdzielczej, które informowały o stanie naładowania baterii.
Jeśli mowa o baterii, mieści się ona pod podłogą. Jest to akumulator litowo-jonowy o pojemności 17,6 kWh. Elektryczny silnik o mocy 55 kW znajduje się z tyłu auta. To rozwiązanie powoduje, że bagażnik smarta ma jedynie symboliczną przestrzeń, którą w naszym przypadku w większości zajmowały… kable do ładowania.
Po przekręceniu kluczyka w stacyjce właściwie nie ma się pewności, czy silnik się włączył. Włącza się podświetlenie zegarów, z głośników dobiega muzyka, słychać lekki szum nawiewu, ale sam silnik nie wydaje żadnych dźwięków.
Postanawiam jednak ruszyć. Przełączam lewarek automatycznej skrzyni w pozycję „D”, wciskam pedał gazu i… to faktycznie działa! Jedziemy w niemal całkowitej ciszy.
Po nabraniu większej prędkości czar nieco pryska. Samochód po prostu słychać. Podczas jazdy szybką drogą ekspresową z prędkością ok. 100 km/h wrażenia są bardzo podobne do jazdy dobrze wyciszonym autem z klasycznym silnikiem. Wyraźnie słychać szum generowany przez toczenie kół i opór powietrza.
Jeśli chodzi o właściwości jezdne małego smarta electric drive, jestem bardzo pozytywnie zaskoczony. Autko dysponuje momentem obrotowym wynoszącym 130 Nm, przy czym ta wartość jest dostępna już od chwili, kiedy auto rusza. Przyspieszenie w standardowej miejskiej jeździe jest więcej, niż wystarczające. Rozpędzenie się od 0 do 60 km/h trwa 4,8 sekundy. To wystarczy do płynnej jazdy i sprawnego wyprzedzania.
Przyspieszenie od 0 do 100 km/h wygląda już gorzej, bo zajmuje 11,5 sekundy. Trzeba jednak pamiętać, że jest to już niemal prędkość maksymalna. Elektryczny smart nie pojedzie szybciej niż 125 km/h, jednak przy prędkości ok. 115 km/h pedał gazu miałem już właściwie „w podłodze”.
Nie miałem okazji testować zasięgu auta, ale według producenta przy rozsądnej, nieagresywnej jeździe wynosi on 145 km.
Po co nam elektryczne samochody?
Powodów jest sporo, ale dwa z nich są najważniejsze. Są to ekologia i ekonomia. Oba zagadnienia są niestety mocno skomplikowane.
Poza tym, nie wchodząc w szczegóły technologii, silnik spalinowy przy silniku elektrycznym brzmi i wygląda bardzo archaicznie. Może jeszcze nie jest to poziom silnika parowego, ale właśnie w tym kierunku to zmierza. Klienci podświadomie czują, że energia elektryczna jest przyszłością.
Zastanówmy się jednak, czy silnik elektryczny w samochodzie ma sens.
Ekologia
Samochód elektryczny zasadniczo „jeździ na prąd”, a więc nie wymaga benzyny, ropy, czy gazu, dzięki czemu nie emituje żadnych spalin. W oczach wielu bezemisyjność oznacza, że samochód elektryczny jest całkowicie ekologiczny. Nie jest to do końca prawdą.
Prąd nie bierze się przecież z powietrza… choć to też nie jest stuprocentowa prawda. Energia elektryczna de facto może się brać z powietrza, a konkretnie z energii wiatru. Podobnie jest z energią promieniowania słonecznego. Mimo wszystko ogromna większość prądu jest wytwarzana w elektrowniach poprzez spalanie paliw kopalnych. Obecnie na świecie odnawialne źródła energii pokrywają jedynie kilkanaście procent zapotrzebowania na energię (różne źródła podają różne wartości). W efekcie elektryczne auto faktycznie nie spala paliwa, ale elektrownia i tak musi spalić surowiec, by wytworzyć prąd.
Na obecnym etapie samochód elektryczny ma tę zaletę, że nie zatruwa otoczenia jego właściciela. Spalanie paliwa odbywa się nie w jego okolicy, a w elektrowni. Jeśli mieszkasz na Śląsku, korzyść jest więc niewielka, ale jeśli jeździsz po Mazurach, samochód elektryczny ma więcej sensu.
To jednak stan na dziś. Odnawialne źródła energii zyskują coraz większą popularność na świecie. Efektywność tych rozwiązań rośnie, a cena spada. W Polsce do 2020 roku 15% produkowanej energii ma pochodzić z odnawialnych źródeł.
Ekonomia
Samochód elektryczny to także korzyść ekonomiczna. Benzyna i ropa mają to do siebie, że trzeba je do Polski (i generalnie – Europy) sprowadzić. Konflikty na Bliskim Wschodzie powodują, że ceny paliw stale się zmieniają. Jeśli dodamy do tego napiętą sytuację polityczną, nie powinien dziwić fakt, że coraz częściej szuka się rozwiązań dających niezależność energetyczną.
Prąd do zasilania samochodów elektrycznych może być w całości wytwarzany w Polsce. Jeśli mowa o zasilaniu elektrycznych aut, może być jeszcze lepiej. Za jakiś czas niezależność energetyczna będzie utrzymywana nie tyle na poziomie kraju, co na poziomie poszczególnych osiedli czy nawet pojedynczych gospodarstw.
Bateria
Póki co największym problemem elektrycznych aut jest niewielki zasięg. Największą nadzieją jest z kolei… Elon Musk. Podczas kilku konferencji RWE miałem wrażenie, że całą branża patrzy na niego błagalnym wzrokiem. Jego Tesla pracuje nad udoskonaleniem akumulatorów, które dziś są za ciężkie i zbyt mało wydajne.
RWE ma także pomysł, jak przekuć sektor e-motoryzacji w prosperujący biznes. Stacje ładowania mają działać na zasadzie zupełnie innej, niż w przypadku Tesli. Właściciele elektrycznych Tesli mogą korzystać ze wszystkich stacji ładowania za darmo. Warto jednak pamiętać, że e-motoryzacja nie ogranicza się tylko do tej jednej firmy.
RWE proponuje rozwiązanie uniwersalne. Stacje ładujące pojazdy mają działać na zasadzie comiesięcznych opłat. Dla przykładu - weźmy stację umieszczoną na parkingu w galerii handlowej. Klient może iść na zakupy, a w ciągu dwóch godzin naładować większą część baterii. Samochód będzie komunikował się ze stacją, a na koniec każdego miesiąca system będzie zliczał, ile energii „zatankowało” auto w publicznych stacjach. Na tej podstawie będzie wystawiany rachunek dla właściciela samochodu. Podgląd bieżących kosztów będzie dostępny w aplikacji mobilnej. Już teraz aplikacja RWE pokazuje dostępne stacje ładowania w okolicy, przy czym uwzględnia w czasie rzeczywistym, czy są one aktualnie wolne.
Nad tym pracuje obecnie RWE
Firma opracowuje i bada nowe scenariusze rozwoju rynku energetycznego. Kluczowym zagadnieniem jest stworzenie elastycznych rozwiązań, które zapewnią sprawną produkcję energii z wielu źródeł jednocześnie. Ponadto coraz więcej konsumentów zostaje tzw. prosumentami, którzy na własne potrzeby produkują prąd np. z paneli fotowoltaicznych, a nadwyżki energii odsprzedają do sieci. To ogromna zmiana modelu biznesowego, otwierająca zupełnie nowe możliwości.
Jednym z elementów składowych takiego domowego ekosystemu jest stacja zasilania samochodu elektrycznego, która czerpie energię z prądu wyprodukowanego przez panele fotowoltaiczne zamontowane na dachu budynku. Samochód można ładować nocą w garażu, ale system wymaga też ładowarek zlokalizowanych w mieście, jak np. wspomnianych wyżej ładowarek na parkingach.
RWE buduje coraz większą sieć ładowania samochodów w całej Europie, gdzie funkcjonuje już 3700 takich punktów, natomiast w samej Polsce jest ich 31. Absolutnym liderem są Niemcy, bo znajduje się tam 2350 punktów ładowania, przy czym 1500 z nich jest punktami publicznymi. W ubiegłym roku samochody elektryczne naładowano energią ze źródeł odnawialnych wystarczającą na pokonanie 17 milionów kilometrów. Wszystko to bez emisji CO2.
Już teraz widać, że elektryczny samochód to przyszłość motoryzacji. Moje kolejne auto raczej na pewno nie będzie elektryczne, ale w perspektywie 20-30 lat taki samochód najprawdopodobniej będzie standardem.