Battlefield: Hardline dalej nie zachwyca. Policjanci i złodzieje pasują do serii jak pięść do nosa
Od wczoraj trwają otwarte-beta testy Battlefield: Hardline. Wraz z najnowszą strzelaniną EA dostaliśmy zupełnie nową otoczkę. Policjanci i złodzieje to w teorii rewelacyjny pomysł na zabawę. W praktyce znalezienie odpowiedniego środka ciężkości między znaną w serii wojną totalną, a kryminalnymi porachunkami jest niezwykle ciężkie.
Podoba mi się nowa polityka Electronic Arts. Od ostatnich beta-testów Battlefield: Hardline upłynęło naprawdę dużo czasu. Wtedy nowa odsłona flagowej strzelaniny Elektroników wielu nie przypadła do gustu. Zamiast iść pod prąd, EA pozwoliło studiu Visceral Games zrobić krok do tyłu i dało producentom dodatkowe miesiące na dopieszczenie kodu. Dzisiaj twórcy powracającą z kolejną edycją beta, ja z kolei mam ogromny problem w ocenie Battlefield: Hardline.
Na papierze koncepcja wydaje się rewelacyjna – gracze bawią się w policjantów i złodziei. Wzorem udanego Payday: The Heist napadają na banki, dokonują brawurowych ucieczek i robią wszystko to, czym żyło kino akcji minionego wieku.
Problem powstaje kiedy weteran serii Battlefield po raz pierwszy chwyta za myszkę bądź kontroler i zanurza się w świecie policyjnych pościgów i rabunków. Największą zaletą Battlefielda od zawsze była wojna totalna. Dziesiątki graczy, wiele linii frontu, starcia na ziemi, w powietrzu i na morzu, do tego olbrzymie mapy i spektakularna warstwa wizualna – na tym polu strzelanina EA zjadała konkurencję na śniadanie. „Rozmach” od zawsze był słowem kluczem w przypadku Battlefielda i to właśnie rozmachu brakuje mi w Hardline.
Nie zrozumcie mnie źle – uważam, że twórcy powinni mieć szansę na eksperymenty z gatunkiem . To świetnie, że Electronic Arts coś takiego umożliwia. Ambaras polega na tym, że Battlefield: Hardline na wielu płaszczyznach wydaje się być krokiem wstecz względem poprzednich odsłon.
Mniejszy jest rozmach, katalog maszyn bardziej zubożały, mapy nie mają już tej porażającej skali – to wszystko świadoma decyzja Visceral Games, aby lepiej oddać indywidualne, niemal "ciasne" starcia policjantów i złodziei. To również igranie z wieloletnimi fanami serii, którzy byli z Battlefieldem od czasów odsłony w realiach drugiej wojny światowej.
Battlefield: Hardline jest niezwykle odważnym projektem. Warto się jednak zastanowić, czy powinien należeć do tej samej serii gier co rewelacyjny Battlefield 3 i wciągający Battlefield 4.
Podczas strzelania do złodziei próbujących przedostać się do banku cały czas miałem nieodparte wrażenie, że w Visceral tworzą przystawkę przed głównym daniem. Ja się tutaj wymieniam ogniem z zamaskowanymi oprychami, kiedy DICE pracuje nad czymś olbrzymim, najlepiej w futurystycznej albo drugo-wojennej otoczce. Hardline zdecydowanie nie jest Battlefieldem, jakiego się spodziewałem. Nie oznacza to jednak, że gra nie ma potencjału. Wręcz przeciwnie. W tym szaleństwie może być metoda.
Kiedy odkryłem, że standardowe zdobywanie punktów na mapie zamieniono w gonitwy za pojazdami, oniemiałem i stanąłem jak wryty. Atak/obrona banków i późniejsze przepychanki o teczki z pieniędzmi to także bardzo ciekawy tryb. Kupowanie broni za futurystyczne dolary wzorem Counter-Strike’a przywitałem z szerokim uśmiechem na ustach. Rola hakera wydała się ciekawym urozmaiceniem funkcji dowódcy z poprzedniej odsłony. Pula nowych elementów sprawia, że początkowo ciężko się Battlefield: Hardline w ogóle odnaleźć.
Na wieloosobowych arenach panuje olbrzymi chaos i niezdecydowanie. Już teraz widać jednak, że najnowsza odsłona serii będzie polem do popisu dla mniejszych, znacznie bardziej zgranych drużyn. Battlefield: Hardline jest taktyczny, być może nawet bardziej wymagający od klasycznych odsłon serii. W nich mogłeś bawić się na swój własny sposób, pole bitwy nie ograniczało cię w żadnej mierze. Tutaj z kolei liczy się współpraca, natomiast posłanie wroga do piachu nigdy nie będzie równie istotne co udany napad na bank czy przechwycenie depozytów. Jako gracz uwielbiający kooperację uważam to za olbrzymią zaletę.
Niestety, w nieco ponad miesiąc od premiery Battlefield: Hardline wciąż nie jest pozbawione rażących błędów i niedociągnięć.
Model jazdy jest nie do przyjęcia. Poruszanie się samochodami i motorami należy do niezwykle topornych, chociaż sama wymiana ognia zza kierownicy to już frajda sama w sobie. Warstwa wizualna również nie powala – Hardline w dalszym ciągu wydaje mi się surowe, pozbawione szczegółów oraz detali. O ile modele postaci wyglądają rewelacyjnie, tak lokacje są już obdarte z wyrazu, sterylne i zwyczajnie puste. "Wypala mi oczy!" było pierwszym zdaniem wypowiedzianym do znajomych zaraz po pojawieniu się na mapie.
Jestem rozdarty. Ogrywana przeze mnie wersja beta trybu wieloosobowego wcale nie ułatwia sprawy. Ciekawe i innowacyjne elementy zderzają się w Battlefield: Hardline z kategorycznymi niedociągnięciami. O ile otoczka policjantów i złodziei to bardzo ciekawa odskocznia, ta w dalszym ciągu pasuje do serii jak pięść do nosa. Na ten moment najnowsza gra Viscreal jest stosunkowo brzydka, chaotyczna, z topornym modelem sterowania oraz ciekawymi pomysłami, których twórcy nie do końca potrafią sprzedać.
Z chęcią położę rękę na finalnym kodzie gry, ale prawda jest taka, że już teraz czekam na Battlefield 5.