Temat tygodnia: Przyszłość asystentów głosowych, czyli gdzie zaprowadzi nas sztuczna inteligencja
Jaka przyszłość czeka sztuczną inteligencję? już teraz Cortana bezbłędnie przewiduje wyniki meczów Mistrzostw Świata, ale wszyscy wiemy, że to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Jak będą działały wirtualni asystenci za 10 lat?
Marcin Bąkowski: Myślę, że za dziesięć lat smartfony będą potrafiły wykonać wiele czynności, które dziś zajmują cenny czas. Gdy zgłodnieję, wystarczy, że powiem do telefonu "zamów mi pizzę", a ten na podstawie wcześniej podejmowanych akcji będzie w stanie skontaktować się z moim ulubionym dostawcą i wykona wszelkie "formalności" związane z zamawianiem jedzenia, łącznie z zapłatą. Wirtualne zakupy ograniczą się do wydania odpowiedniej komendy asystentowi głosowemu, a ten będzie w stanie doradzić mi, która z opcji jest najkorzystniejsza.
Za dziesięć lat nie będę musiał odwiedzać konkretnej strony internetowej, żeby odpowiedzieć na komentarz lub obstawić wynik meczu w zakładach bukmacherskich. Smartfon nie będzie bezczynnie czekał na moje polecenia, ale w razie potrzeby sam wykaże się inwencją i powie np. "skończyło ci się mleko w lodówce, ale o wszystko zadbałem i dron z zakupami właśnie wyrusza ze sklepu", albo "na wszelki wypadek zarezerwowałem stolik dla dwóch osób w restauracji z okazji twojej 13 rocznicy, ale jak planujesz coś innego to odwołam rezerwację". Podstawowym zadaniem przy konfiguracji asystenta głosowego będzie nadanie mu odpowiednich uprawnień, dzięki którym będę miał pewność, że smartfon nie wyda wszystkich moich pieniędzy i nie będzie się zbyt mocno wtrącał w moje życie.
Piotr Grabiec: Nie podoba mi się taka wizja, bo zaraz okaże się, że smartfon zacznie żyć własnym życiem, a użytkownik jest mu... Zbędny. Mam nadzieję, że wszyscy ci asystenci pozostaną "dumb", bo dzisiaj jeszcze nie są... "smart". Google, Microsoft, Apple, Amazon i Facebook mają mnóstwo danych na nasz temat, ale każda z firm zna tylko wycinek naszego życia. Asystentom wirtualnym brakuje głębi, pełnego kontekstu. Ale kto wie, może kiedyś powstanie WorldOS który faktycznie połączy wszystkie źródła informacji?
Dziś to wydaje się nierealne, ale z drugiej strony wiem, że nie można takiej drogi wykluczyć. W końcu za 20 lat ktoś może się z nas - ludzi sceptycznych wobec Siri, Cortany i Google Now oraz wszystkich wearables - śmiać tak jak my dzisiaj się śmiejemy z artykułu o internecie bez przyszłości opublikowanego w 1995 roku w Newsweeku.
Przemysław Pająk: Ja jestem podekscytowany przyszłością tzw. inteligentnych asystentów w urządzeniach mobilnych!
Wyobraźmy to sobie tylko - jeśli wszystko pójdzie zgodnie z przewidywaniami futurologów i praktyków dzisiejszych technologii mobilnych, za około dekadę każdy będzie mógł mieć swojego osobistego Jarvisa, Kitta (komputer pokładowy Knight Ridera), czy Ją (z filmu Ona). To wizja komputera w pełni osobistego - doradcy, pomocnika, a jak potrzeba to i powiernika. To zarazem realizacja wizji pełnej integracji człowieka z technologią, którą sam wymyślił.
Ja się tego nie obawiam.
Z jednej strony nie sądzę bowiem, by taki komputer zdolny był do buntu - w końcu to człowiek go wymyśli, zaprogramuje i przewidzi wszystkie jego ewentualne "błędy". Z drugiej strony zagrożenie kolekcjonowania zbyt dużej ilości personalnych danych jest dokładnie takie samo jak dziś - jeśli korzysta się z komputera i internetu w odpowiednio rozważny sposób, to nie powinno nam się nic złego stać. Zresztą dziś także jesteśmy "śmiertelnie" uzależnieni od wielu technologii - bez prądu nie przeżyjemy pewnie dłużej niż miesiąca, bez antybiotyków nie przeżyjemy pierwszej z brzegu choroby zakaźnej. W przyszłości podobnie może być z technologiami komputerowymi. Z nimi życie zostanie po prostu zupełnie inaczej ułożone.
Piotr Barycki: Choć w zasadzie zgadzam się z poprzednimi wypowiedziami, to Przemek nakierował tutaj dyskusję na "właściwsze" tory. Zamiast "smartfony" zastosował hasło "urządzenia mobilne". I moim zdaniem za 10 lat bardzo możliwe, że smartfonów w ich obecnym wydaniu nie będziemy posiadać w ogóle. Nie chcę bawić się we wróżkę, co będzie za 10 lat naszym podstawowym mobilnym komunikatorem, ale mam spore wątpliwości co do tego, że będzie to po prostu lepsza odmiana telefonu, który widzimy dziś.
Nawet jeśli tak będzie, to prawdopodobnie i tak smartfony staną się urządzeniami drugoplanowymi, zepchniętymi tam właśnie przez cyfrowych asystentów i technologie ubieralne (choć też nie w dzisiejszej formie). Jak często potrzebujemy bowiem mieć dostęp do wielkiego ekranu i wszystkich zasobów sieci, a jak często wystarczą nam dopasowane do kontekstu konkretne informacje?
W "biegu" krytyczne jest właśnie to drugie - nie chcemy do wszystkiego dokopywać się sami, ani nawet często przeszukiwać listy wyników. Nie mamy na to czasu i ochoty. Na pytanie o to, kiedy odjeżdża najbliższy autobus z naszego przystanku chcemy usłyszeć/zobaczyć "16:18", a nie zobaczyć całą tabelę odjazdów i szukać samemu. Chcemy mieć jedną, konkretną, podaną na tacy, jak najbardziej kompletną informację. Może być ona wypadkową informacji z wielu źródeł lub z różnych źródeł uzupełniania, ale ma być prosta, czytelna i odpowiadać na wszystkie nasze pytania. I w najbliższym czasie tego właśnie obawiałbym się najbardziej, a nie "buntu maszyn".
To może się kiedyś stać, ale jeszcze nie w najbliższej przyszłości. Największym zagrożeniem jest właśnie po pierwsze przyzwyczajenie ludzi do uzyskiwania gotowych, konkretnych informacji, bez żadnego dodatkowego wkładu własnego czy osobistego "przefiltrowania" wyników. Jeśli zaakceptujemy to, tak jak akceptujemy bez wątpliwości wyniki Google (choć tu jest ich i tak więcej niż jeden!) czy informacje w Wikipedii bez dodatkowej weryfikacji, to będziemy idealnym celem do ogłupienia za sprawą naszych "inteligentnych asystentów".
W skrócie to tak, jakby na Google istniało wyszukiwanie tylko przez "Szczęśliwy traf". Jedno zapytanie, jedna odpowiedź, żadnych dyskusji. Co będzie stało na przeszkodzie, żeby odpowiednio tymi rezultatami manipulować? Oczywiście wiem, że to przesada, ale dopuśćmy ją i rozwińmy przykład z autobusem: mamy w mieście dwóch operatorów linii autobusowych. Pierwszy opłacił kampanię w Google (zero złych uczuć dla Google - po prostu przykład), drugi nie. Pytamy o której odjeżdża najbliższy autobus i dostajemy odpowiedź 16:24. W rzeczywistości najbliższy odjeżdża 16:08, ale jest to autobus firmy "nieopłacającej", więc może zostać pominięta w wynikach.
Nie mamy jak tego sprawdzić, albo po prostu nie chcemy - w końcu to inteligentny asystent, więc czemu miałby nas oszukiwać. Takie przykłady można mnożyć i to jest tylko najdelikatniejszy z nich. I tego właśnie bym się najbardziej bał, bo za każdą maszyną/systemem/mechanizmem stoi człowiek/firma i wiadomo, na czym im zależy.
Dawid Kosiński: Sztuczna inteligencja to coś, co mnie wręcz elektryzuje – z jednej strony ekscytuje, a z drugiej przeraża. Uważam, że w pełni inteligentny osobisty asystent to piękna rzecz, ponieważ znacznie ułatwi nasze życie. Pomoże nam wybrać najlepsze ubranie, ugotować pyszne danie oraz automatycznie wybierze najlepszą muzykę na romantyczny wieczór z drugą połówką. Dzięki temu przekonamy się, że dotychczasowe komputery były osobiste tylko z nazwy i staną się takie dopiero, gdy... zyskają osobowość, a kto wie, może i świadomość. Jest to całkiem możliwe, ponieważ taki asystent będzie musiał doskonale rozumieć człowieka, a żeby go zrozumieć, będzie musiał po części się nim stać. Jeśli program taki będzie miał uczucia, własne opinie i przemyślenia, prawdopodobnie będzie mógł się zbuntować. Z podmiotu stanie się uczestnikiem życia i sprawi, że będziemy zmuszeni to zaktualizowania definicji tego ostatniego. Ostatecznie urządzenia takie mogą stać się ważniejsze i mądrzejsze od ludzi.
Ogromna moc obliczeniowa takich maszyn w połączeniu z samoświadomością i kreatywnością sprawią, że przestaniemy być królami świata i zostaniemy zastąpieni przez nasze lepsze wersje. Niekoniecznie może to oznaczać coś złego. Być może ludzie i post-ludzie będą żyć ze sobą w zgodzie, być może to my sprowokujemy jakąś głupią sytuację. Oznacza to, że przeciętny człowiek zapewne nie zaakceptuje myśl, że maszyna może czuć, myśleć i kochać. Najzwyczajniej w świecie nie będzie jej tolerować. A brak tolerancji to chyba najczęstsza, po zachłanności, przyczyna wszystkich toczonych wojen.
Mateusz Nowak: Może trochę popłynę, ale wydaje mi się, że za dziesięć lub kilkanaście lat nie będziemy rozmawiać już o asystentach w smartfonach. Smartfony prawdopodobnie zostaną zastąpione jakimiś innymi urządzeniami, które powstaną na bazie rozwiniętej technologii znanej z Google Glass czy Oculus Rift. Ubieralne technologie zdają się być bardzo wygodne i przyszłościowe, więc zakładam, że to one docelowo wyprą smartfony.
Wtedy nie będzie mowy o asystencie w telefonie. Nie będzie też asystenta w okularach. Będzie po prostu wirtualny asystent, który będzie mówił prosto do naszego ucha. Prosto do naszego mózgu. Aby wydawać mu polecenia nie będziemy musieli mazać po ekranie lub machać rękami, jakbyśmy odganiali upierdliwego komara. Wystarczy, że pomyślimy o tym, że chcemy odpowiedzieć na maila, a asystent rozpozna nasze myśli i przejdzie do pisania odpowiedzi. Zapewne początkowo będziemy musieli ją podyktować, ale kolejne wersje asystentów i z tym sobie poradzą sprawniej.
Patrząc w przyszłość, widzę ludzi podłączonych na stałe do ich urządzeń elektronicznych. To asystent podpowie nam, że powinniśmy potrenować lub zrobić sobie przerwę w ćwiczeniach. Asystent zapisze nas do lekarza, gdy rozpozna jakieś zmiany chorobowe w naszym organizmie, a kto wie, może i sama wizyta w gabinecie lekarskim nie będzie już konieczna. Możliwe że wystarczy wideo rozmowa z lekarzem, udostępnienie mu wszystkich informacji z aplikacji monitorującej stan naszego zdrowia i opowiedzenie o dolegliwościach.
Wierzę, że w ciągu najbliższych lat dokona się spory przełom w tym jak postrzegamy technologie. Już teraz obserwujemy, że producenci smartfonów i elektroniki użytkowej nie kładą wyłącznie nacisku na wygląd i specyfikację techniczną a na możliwości jakie niosą dane rozwiązania. To właśnie początek zmian, których efektem może być całkowite deprecjonowanie hardware'u i gloryfikacja oprogramowania i szeroko pojętego bigdata. Asystent w przyszłości będzie pomagał nam, abyśmy wycisnęli z życia 110%. W pracy, odpoczynku, nauce i rozrywce. Wierzę, że tak będzie.
Zastanawiam się jednak, czy te 110% z życia wyciągnie ktoś, kto będzie "latał" w korporacji z Google Now szepczącym mu do ucha, czy może osoba, która rzuci to wszystko w kąt i wyjedzie w Bieszczady. I gdy nasz korpoludek będzie wyrabiał 110% normy w nieswojej firmie, to człowiek w Bieszczadach będzie rąbał drewno do kominka, pił herbatę i siedział na fotelu bujanym głaszcząc psa. Wtedy się dowiemy, kto wyciągnął 110% z życia, a kto zaliczył tzw. wielki przegryw.
Zdjęcia pochodzą z serwisu Shutterstock.