Nie taki Facebook straszny jak go malują
Nie do końca wiadomo z jakich powodów utarło się przekonanie, że cokolwiek Facebook zrobi, szczególnie w kwestiach rozwiązań mobilnych, z całą pewnością zrobi to źle. To samo tyczy się zresztą przejętych przez Facebooka serwisów i usług – gdy tylko wiadomości na ten temat dostają się do sieci, wszyscy wróżą ich rychły koniec. Fakty mówią jednak zupełnie co innego.
Oczywiście istnieje cały szereg powodów, aby nie wierzyć w nieomylność Facebooka w kwestii segmentu mobilnego. Bardzo nieudane próby wejścia, nawet częściowego, na rynek sprzętowy z INQ Mobile czy HTC. Średnio udane próby z produktami, które miały w pewnym stopniu zdominować istniejące już systemy operacyjne, tj. z Facebook Home. Do tego cała lista mniej lub bardziej poważnych wpadek i niedoróbek w przypadku swoich flagowych produktów, czyli mobilnych aplikacji Facebooka i Messengera, w tym chociażby zbytnie poleganie na HTML5, z którego ostatecznie po długim czasie zrezygnowano.
Wszystko to nie zmienia jednak trzech faktów. Po pierwsze, Facebook – zarówno jeśli brać pod uwagę podejście firmy, jak i samych użytkowników – jest od dłuższego czasu firmą skupioną przede wszystkim na usługach mobilnych. To właśnie tam zachodzą największe zmiany i to stamtąd zmiany przechodzą potem w większości do komputerowych odpowiedników. Trudno się temu dziwić – od końca 2012 roku liczba użytkowników Facebook korzystających z niego za pomocą telefonów, smartfonów czy tabletów jest większa niż w przypadku użytkowników korzystających z PC.
Miliard w telefonie
Po drugie, choć Facebook popełnia błędy, w ogólnym rozliczeniu nie traci, a wyłącznie zyskuje. Jak podaje TNW liczba użytkowników mobilnych, w porównaniu do poprzednich miesięcy po raz kolejny wzrosła, przekraczając tym razem magiczną granicę miliarda osób (65 milionów nowych użytkowników od końca grudnia), którzy do używania Facebooka wykorzystują telefon lub tablet. Miliard – dokładnie tyle samo, ile niemal dokładnie rok temu korzystało z Facebooka na wszystkich urządzeniach łącznie. Czy więc tego chcemy czy nie i czy mobilne produkty FB są naprawdę dobre czy też powodują u nas frustrację – i tak z nich korzystamy.
Po trzecie, Zuckerberg potrafi mimo wszelkich uprzedzeń sprawić, że usługi i serwisy, które stają się jego własnością w ramach przejęć, nie zmieniają się – jak przewidują często ich dotychczasowi użytkownicy – w miejsca, z których jeden po drugim uciekają wszyscy. Najlepszym przykładem jest tu oczywiście Instagram – na dyskusje na temat ewentualnych wyników WhatsAppa, gdzie absurdalnie wysoka kwota przejęcia była wielokrotnie wyższa, jest jeszcze stanowczo zbyt wcześnie.
W przypadku największego mobilnego serwisu społecznościowego opartego na fotografiach Facebook obiecał pozostawić go niemal w całości bez zmian, z przynajmniej częściowo niezależnym zespołem, rozwijając projekt bez zbytniego wpływu „z centrali”. Czy faktycznie tak jest, czy też po prostu ma sprawiać takie wrażenie, na przeciętnego użytkownika serwisu Instagram przejęcie przez Facebooka nie miało i nie ma większego wpływu. I nic na razie nie wskazuje na to, że sytuacja ta ulegnie zmianie.
Facebook wszystko zepsuje? Właśnie że nie!
Wyznawcy teorii zapowiadających nagłe wyludnienie Instagramu po oddaniu się w ręce FB również muszą przyznać się dziś do porażki. Najnowsze ujawnione statystyku portalu wskazują na to, że pod rządami Zuckerberga, w ciągu niecałego roku liczba użytkowników uwielbiających przeglądać lub dodawać zdjęcia została podwojona i zamiast 100 milionów jest ich teraz 200. Dla przypomnienia, w chwili podpisywania dokumentów dotyczących zmiany właściciela, twórcy Instagramu mogli pochwalić się… 30 milionami aktywnych fotografów oraz przeglądających, a przedstawiciele Facebooka zapowiadali, że dotarcie do poziomu 100 milionów będzie można uznać za sukces. Jak więc widać, obserwujemy aktualnie nie wieszczony przez wielu upadek, a rozkwit i raczej niespotykany wcześniej w historii firmy wzrost.
Wszystko to prowadzi nieuchronnie do jednego wniosku – nie wszystko, czego dotknie Facebook staje się z miejsca porażką, a część jego pomysłów lub przejęć staje się pod jego skrzydłami jeszcze lepsze. Kto wie, czy taka sama przyszłość nie czeka najnowszy nabytek sieci społecznościowej - Oculusa?
Zdania części zainteresowanych tym produktem osób czy inwestorów z Kickstartera są tu mniej więcej zbliżone do tych, które pojawiały się przy okazji Instagramu. Facebook jest zły, Facebook wszystko popsuje, Facebook na pewno wprowadzi milion reklam, i tak dalej, i tak dalej. Swoje niezadowolenie wyraził nawet autor Minecrafta, który oficjalnie… zawiesił prace nad dostosowaniem swojego hitu do nowej platformy. W rzeczywistości jednak na ewentualne negatywne czy pozytywne zmiany będziemy musieli jeszcze długo poczekać.
Aktualnie możemy opierać się jedynie na deklaracjach przedstawicieli obydwu stron, które są łudząco podobne do tych z czasów WhatsAppa czy Instagrama. Facebook zapowiada, że nie zamierza zbytnio ingerować w działania twórców Oculusa i jego głównym celem była inwestycja w przyszłość, która jego zdaniem będzie oparta właśnie na VR. Nie zmieni się również nazwa ani cały branding. Z drugiej strony, przedstawiciele przejętej firmy uspokajają potencjalnych klientów, mówiąc że dzięki temu porozumieniu ich produkt będzie tylko lepszy, a prace nad nim będą przebiegać jeszcze sprawniej.
Więcej pieniędzy, więcej możliwości
Palmer Luckey zdecydował się nawet odpowiedzieć „na gorąco” na kilka najbardziej kluczowych pytań zadanych przez użytkowników serwisu Reddit. Według nich, ani użytkownicy, ani programiści nie będą potrzebowali Facebooka, żeby korzystać z okularów VR, a w grach nie zobaczymy reklam, chyba że będą z tej możliwości skorzystać sami ich twórcy. Jednocześnie zaznaczył, jak bardzo zmienia się obecnie sytuacja firmy pod względem możliwości finansowych. Dzięki Facebookowi istnieje teraz szansa na tworzenie prototypów i urządzeń ze specjalnie zamawianych lub tworzonych części, których łączne koszty w procesie przygotowywania finalnego produktu sięgają często setek milionów dolarów. Do tego od teraz mogą zatrudniać kogo chcą i kogo potrzebują oraz inwestować tam, gdzie do tej pory nie mogli – pieniądze, przynajmniej częściowo, przestają mieć tu bowiem znaczenie.
Pozytywnie o całej sytuacji wypowiadają się także niektóre osoby związane ze środowiskiem VR i środowiskiem twórców gier dla platformy szykowanej przez Oculusa. Powód jest prosty – większa stabilizacja, doświadczenie w zarządzaniu projektami na wielką skalę i wspomniane już wcześniej ogromne pieniądze. W końcu czy mogli być pewni, że stosunkowo młoda i niewielka firma, podbijająca nieznany do tej pory rynek, poradzi sobie bez najmniejszych problemów ze wszystkimi wyzwaniami, wliczając w to… swój własny sukces?
Jaką przyszłość widzi Zuckerberg w VR i jaka przyszłość czeka Oculus Rift okaże się pewnie w kolejnych miesiącach. Wiele jednak wskazuje na to, że przynajmniej na początku Facebook pozostawi jego autorom wolny wybór w podejmowaniu decyzji, tak samo, jak miało to miejsce w przypadku poprzednich przejęć. Jak wpłynęło to na ich popularyzację – wiemy doskonale z historii. Oby powtórzyła się ona i tym razem.
Zdjęcie instagram pochodzi z serwisu Shutterstock.