SteelSeries Sensei: w końcu odnalazłem mentora wśród gryzoni - recenzja Spider's Web
Jako zapalony gracz, zawsze miałem ogromne problemy z wyborem myszki komputerowej idealnej dla siebie. Cenię sobie prostotę, elegancję i precyzję. Z tego powodu wszystkie kosmicznie i futurystycznie wyglądające urządzenia obchodziłem szerokim łukiem, nigdzie nie widząc gryzonia skrojonego idealnie na mnie. Zdaje się, że za sprawą SteelSeries Sensei moje poszukiwania w końcu dobiegły końca.
Po kilku miesiącach użytkowania, dziesiątkach zrecenzowanych gier oraz setkach godzin na umożliwiających wieloosobową rozgrywkę serwerach mogę to napisać z pełnym przekonaniem – odnalazłem myszkę idealną dla siebie.
Nie było to łatwe, ponieważ dzień w dzień żyłem między dwoma zupełnie różnymi światami – zapalonego miłośnika gier komputerowych oraz schludnie wyglądającego pracownika biurowego. Tutaj i tutaj komputer stanowił moje główne narzędzie pracy i przyjemności, do którego chciałem znaleźć kontroler idealny, nadający się zarówno do biura, jak również do wielogodzinnej sesji w czwartego Battlefielda. Sięgnąłem po rozwiązanie polecane profesjonalnym graczom, przy jednoczesnym zachowaniu elegancji oraz minimalizmu, którego tak potrzebowałem.
Sensei jest skromnym, ale i stosunkowo pięknym urządzeniem. Chociaż uwielbiam grać, zawsze odrzucały mnie futurystyczne, ostre niczym brzytwa kształty myszy komputerowych, klawiatur i obudów.
Produkt SteelSeries jest za to dokładnie taki, jak lubię – minimalistyczny, krągły, idealnie wyprofilowany, stosunkowo duży i niezbyt lekki. Powierzchnia urządzenia składa się z jednego, rozciętego na dwa przyciski błyszczącego tworzywa, które ustępuje miejsca jedynie podświetlanemu logu Stellseries, pokrętle, wskaźnikowi CPI oraz fizycznemu przyciskowi. Podświetlane jest również pokrętło i tutaj posiadacze mają niemal całkowitą dowolność, jaką barwą ma mienić się myszka, zmieniając ustawienia z poziomu komputera. Oczywiście całkowite wyłączenie podświetlenia również jest możliwe. Poza rzucającym się w oczy światłem równie charakterystyczny jest wąski ekran LCD umieszczony pod spodem myszki, który informuje o wybranym aktualnie profilu użytkownika oraz na którym można umieścić dowolną, nawet wykonaną przez siebie grafikę. Sensei jest więc zarówno bardzo skromna, jak również wypchana efektownymi elementami, pozwalającymi nadać urządzeniu nieco indywidualnego charakteru. Na plus.
Nim przejdziemy do unikalnych możliwości gryzonia, chciałbym zwrócić uwagę na kilka bardzo charakterystycznych kwestii – po pierwsze, bardzo praktycznym rozwiązaniem jest możliwość zmiany profilu gracza z poziomu samego urządzenia, nie systemowych okienek na komputerze. Po drugie, dla wielu wadą może być fakt, że Sensei nie posiada możliwości regulacji wagi ani kształtu. Dla mnie nie był to żaden problem, ponieważ mysz, nawet pomimo stosukowo solidnego „garbu”, leży w męskiej dłoni doskonale. Po trzecie, pod względem ilości przycisków Sensei należy do myszek całkowicie wystarczających. Poza lewym i prawym klawiszem mamy do wykorzystania cztery klawisze boczne (po dwa na delikatnie wcięte boki) oraz przycisk środkowy. Pomimo jednej powierzchni dla obudowy oraz przycisków LPM oraz PPM te klikają się aż miło, delikatnie wyginając błyszczący materiał.
Ten sam materiał może być zarówno ogromną zaletą, jak również wadą urządzenia. Błyszcząca, metaliczna powierzchnia zbiera brud, tłuszcz i wszelkie inne nieczystości w ekspresowym tempie, bezczelnie proponując użytkownikowi zmianę warunków grania/pracy.
Jeżeli jednak nie jesteście człowiekiem, który tą samą dłonią dotyka myszki oraz zajada tłuste frytki, Sensei będzie błyszczał bez żadnych widzi-mi-się. Przeczytałem opinię, jakoby taka połyskująca powierzchnia wręcz wysysała pot z ręki gracza, pozostawiając go na myszce. Jedna, wielka bzdura. Sensei prędzej ochłodzi Waszą dłoń, niżeli przyczyni się do nadmiernego pocenia. Kiedy jednak na obudowie powstaje ślad na skutek zetknięcia zimnego tworzywa z czymś ciepłym (na przykład po wyjęciu gryzonia z torby podczas podróży), ten błyskawicznie znika.
Co do samych możliwości myszki – tutaj jestem troszkę przerażony. Sensei oferuje mi zdecydowanie zbyt wiele, chociaż miłośnicy dłubania przy każdym parametrze kontrolera będą wniebowzięci.
Za pomocą SteelSeries ENGINE dopasujecie niemal wszystko, od kolorów urządzenia, przez jego czułość oraz profile rozgrywki, na specjalnych trybach oraz udogodnieniach kończąc. Mysz daje się konfigurować, podpowiadając unikalnymi funkcjami – coś dla siebie znajdzie zarówno zwolennik szybkich, intensywnych starć jak również cierpliwy mistrz precyzji, trafiający headshota za headshotem. Gryzoń posiada własny 32-bitowy procesor ARM obsługujący zaawansowane usługi oferowane przez myszkę, z których część opisałem wyżej.
Dzieki wbudowanemu procesorowi można podwoić domyślą czułość myszki. Dzięki temu bariera 5700 CPI zamienia się w 11400 CPI. Oczywiście gracz może wybrać odpowiednią wartość z dokładnością do jednego punktu na cal.
Dla osób lubiących ułatwienia Sensei zapamięta spory ciąg makr, które w dodatku mogą podlegać rozbiciu na warstwy. Nie mogło również zabraknąć elastycznej korekcji ruchów myszki (spisuje się doskonale) oraz ustawienia jej czułości w zależności od powierzchni, po jakiej wskazujemy myszką. Nawet bez dobrej podkładki SteelSeries daje sobie jednak radę, w zupełności wystarczając niewymagającym graczom. Wszystko dzięki trzem ślizgaczom, które po kilku miesiącach użytkowania wciąż jeszcze nie proszą się o wymianę.
Jestem niemal pewny, że nie wykorzystam nawet połowy mocy oraz możliwości mojego Sensei’a. Mimo tego, z chęcią korzystam z niego zarówno w pracy, jak również podczas sesji z grą.
Ogromna ilość CPI zdaje egzamin podczas pracy na dwóch monitorach, natomiast zabawa poszczególnymi funkcjami mychy w grach to frajda sama w sobie. Chociaż jestem tradycjonalistą i nie lubię przełączać się pomiędzy więcej niż dwoma profilami, dla maniaków e-sportowych zmagań SteelSeries ENGINE posiada niezliczoną ilość ich wariacji. Mnie niezwykle cieszy prosty, minimalistyczny, ale również ma swój sposób bardzo efekciarski design, który skrywa ogromne możliwości drzemiące w środku. Sensei przemyca pod swoją prostotą unikalne funkcje, komponując się zarówno z norą gracza, jak również miejscem pracy. Bez wątpienia barierą może być cena tego modelu (około 300 PLN), lecz moim zdaniem jest to inwestycja na lata, która każdemu wyjdzie na dobre – od niedzielnego gracza, który nagle zaczął oczekiwać czegoś więcej, po zawodowca.