REKLAMA

Ewa Lalik wraca tu, gdzie Jej miejsce - na Spider's Web

Miło mi poinformować, że Ewa Lalik wraca na łamy Spider's Web. Cieszę się z tego powodu podwójnie, ponieważ oprócz tego, że SW odzyskuje bardzo ważnego dla siebie pracownika, to przy okazji odnoszę wrażenie, że zyskuje jeszcze lepszą blogerkę niż trzy miesiące temu. 

Ewa Lalik wraca tu, gdzie Jej miejsce – na Spider’s Web
REKLAMA

Ewa wraca jako blogerka oraz szefowa projektów specjalnych. O tym, co to za projekty specjalne, dowiecie się - mam nadzieję - już wkrótce. Redaktorem prowadzącym Spider's Web pozostaje Mateusz Nowak, któremu pomaga Damian Jaroszewski.

REKLAMA

A teraz oddaję głos Ewie.

Ewa Lalik, Spider’s Web

Minęły 3 miesiące. Ważne dla mnie, bo dzięki nim miałam okazję przekonać się o kilku rzeczach na własnej skórze i dojść do klarownego wniosku.

W trakcie ostatnich trzech miesięcy miałam okazję popełnić mnóstwo błędów. Takich, których na Spider’s Web nie mogłam popełnić, bo po prostu było to niemożliwe ze względu na to, iż byłam blogerem “na czyimś”. Oprócz błędów zdarzyło się też sporo niewiarygodnie dobrych rzeczy, takich jak ciepłe słowa, oferty, propozycje, gesty uznania, konstruktywna krytyka i rady.

Nie na wszystko odpisywałam, ale wszystko czytałam i analizowałam. W międzyczasie zdarzyło mi się, totalnie nieplanowanie, podpaść kilku osobom, trafić w miejsce, w które nie chciałam trafić i rozejrzeć dookoła. Tak spokojnie i na poważnie.

Dlatego wiem, że Spider’s Web, choć nie idealnie, to wyjątkowe na polskim rynku miejsce.

W świecie blogów i serwisów technologicznych takie redakcje są rzadkością. W świecie technologicznym mało kto już ustala hierarchię i odpowiedzialność osób za poszczególne obowiązki. Miejsca, gdzie blogerzy, dziennikarze, czy pal licho jak ich nazwać, konsultują się z prowadzącymi, prowadzący dbają o teksty i o odpowiednią linię redakcyjną, wydawcy i naczelni ustalają ją i czuwają nad całością, a każdy na swoją skalę podejmuje bardzo ważne dla istnienia medium decyzje.

Przez te trzy miesiące miałam świetne okazje rozmawiać z mnóstwem osób, które tworzyły i tworzą teraz media internetowe. Podkreślam “internetowe”, bo to ten świat, który wciąż staram się zrozumieć. Rozmawiałam też szczerze i “off the record” z pracownikami agencji PR, z byłymi dziennikarzami, którzy zmienili pracę, z potencjalnymi pracodawcami…

Media internetowe mają - przepraszam za wyrażenie - przerąbane.

Nikt do końca nie wie, jak pogodzić nowe czasy dynamicznie zmieniającego się przez internet krajobrazu mediów z zarabianiem i byciem fair wobec czytelników. Tzw. branża zaczyna opierać się na ludziach, których zadaniem jest wymyślanie jak “zmonetyzować ruch” i drugiej grupie, która napędza ów ruch, tzw. “media workerach”.

Wszystko w lekkim przerażeniu i w przeświadczeniu, że trzeba zrobić wszystko, by utrzymać się na powierzchni.

Bo prawda jest taka, że serwisów, blogów kolektywnych i portali jest dziś zdecydowanie za dużo. Internet ze swoją wolnością wypowiedzi i publikacji zaczyna zjadać własny ogon. Spójrzcie na technologie. Liczących się serwisów blogowych, które powstały nie z inicjatywy dużego portalu, a pasjonatów, mamy dwa - Spider’s Web i Antyweb. Jednak w kategorii blogowej wokół SW i AW orbitują dziesiątki, jeśli nie setki większych i mniejszych blogów i serwisów blogowych. Niektóre z nich tworzone są z inicjatywy wiodących portali i próbują kopiować blogowy styl pisania. Inne tworzą pasjonaci - młodsi i starsi, mniej i bardziej zdolni, czasem świetni, którzy jednak nie potrafią przebić się do czołówki, bo… brakuje im zmysłu medialnego, który ma Przemek Pająk.

Z drugiej strony mamy działy tech w każdym dużym portalu. Działy, kategorie, osobne podserwisy - jest tego mnóstwo.

Mamy 38 milionów Polaków. Optymistycznie załóżmy, że potencjalnymi odbiorcami treści w sieci jest 70% obywateli tego kraju - 26,6 miliona. Znów optymistycznie załóżmy, że połowa z tego przejawia jakieś zainteresowanie technologiami, zwłaszcza, że te stają się popkulturowym zjawiskiem - 13,2 miliona. Wykluczmy z tego wszystkich, którzy nie potrafią skupić się na treści dłużej niż kilkanaście sekund, tych, którzy mają mocno sprecyzowane zainteresowania, tych, którzy nie mają czasu by śledzić więcej niż 1-2 serwisy na bieżąco, tych, którzy są skłonni klikać, tych, którzy nie mają AdBlocka - ilu zostanie?

Kilka milionów? Może, ale i tak ciężko w to wierzyć. Wciąż podchodząc do tematu optymistycznie, zostają 2-3 miliony realnie aktywnych użytkowników, którzy skłonni są śledzić informacje okołotechnologiczne. Przy czym mowa tu o wiadomościach typu “nowy iPhone jest fajniejszy i w złotym kolorze”, a nie o analizach czy okołotechnologicznej publicystyce.

Ilu pozostanie odbiorców bardziej jakościowych albo dłuższych treści? Maksymalnie milion? Takich odbiorców, którzy codziennie wejdą na stronę, poczytają, skomentują, nabiją statystyki odsłonami, długością odwiedzin i świetnym bounce-rate.

O nich walczą setki polskich serwisów i blogów technologicznych. O nich i o reklamodawców, którzy przenoszą swoje budżety do internetu, ale jednocześnie dzielą je na większą niż na rynku prasowym czy telewizyjnym liczbę podmiotów. Na domiar złego do głosu w internecie doszła sprawa pozyskiwania informacji w kontekście globalizacji. Czytelnicy i odbiorcy zainteresowani są wszystkim - tym, co dzieje się na świecie, premierą nowych iPhone’ów, nowymi tabletami od Amazonu, wieściami z Facebooka czy Google’a, ale przy okazji rynkiem polskim. Z tym, że w Polsce - nie ma co ukrywać - nie ma tak wielu tematów jak w Krzemowej Dolinie. Nieopłacalne są też próby pozyskiwania ekskluzywnych tematów i wiadomości z zagranicy - przecież w sieci zarabia się mało, nikt rozsądny nie wyśle dziennikarza czy blogera na koszt redakcji do Stanów czy Azji. “Media workerzy” będą więc przeżuwać to, co wyplują zagraniczne media, a polskie media internetowe będą podpierać się informacjami zdobytymi przez bardziej tradycyjne redakcje (informacje o Amazonie przenoszącym swoje zakłady do Polski na przykład - zdobył Puls Biznesu, przeżuli wszyscy).

Internetowy bożek statystyk dokarmiany jest więc przez treści niskiej jakości. Przepisane i przetłumaczone newsy, krzykliwe tytuły i nagłówki, uzależnienie wynagrodzenia za tekst od statystyk wygenerowanych przez tekst - to wszystko powody i skutki obniżania jakości treści w sieci.

Więcej podmiotów walczy o to samo. Treści się trywializują, odbiorcy przyzwyczajają się do niższej jakości i koło się zamyka.

Na dodatek nieszczęsne reklamy w sieci nie działają tak, jak powinny. Odbiorcy przyzwyczajają się do nich, przestają je zauważać lub blokują je rozszerzeniami i właściciele medium oraz reklamodawcy szukają nowych dróg reklamowego dotarcia. Takich, których nie widać.

Jeden ze znajomych, niegdyś dziennikarz, dziś pracujący w PR-rze powiedział mi, że czasem mu trochę wstyd za blogerów i dziennikarzy. Za to, że przeklejają tworzone przez niego informacje prasowe zmieniając tylko kilka słów w pośpiechu licząc na większy ruch - w końcu kto pierwszy, ten lepszy. Przyznał mi się, że teraz stara się pisać notki bardziej po dziennikarsku, żeby na portalach i serwisach wyglądało to chociaż trochę przyzwoiciej.

Wiarygodność i dyskusja o niej - ta sama, która w kontekście blogerów wywołała burzę krytyki w moim kierunku - jest już passe. Wraz z popularyzacją sieci i coraz prostszych formatów treści zaczęliśmy akceptować też reklamy w stopniu niewyobrażalnym wcześniej.

Do tego przy “sterach” medialnych zmieniło się kierownictwo. Dziś to często ludzie, którzy z mediami nie mieli wcześniej nic wspólnego, a którzy podchodzą do tematu czysto biznesowo.

Stąd możecie przestać sugerować się wszelkimi znaczkami “polecane przez/wybór takiej czy takiej redakcji”. Prawdopodobieństwo, że wystarczyło za nie zapłacić jest większe, niż to, że redakcja realnie wybrała najlepszy produkt. Na jednym z najgłośniejszych, chociaż nie największych serwisów publicystycznych możecie zacząć bawić się w zgadywankę “czy ten tekst został opłacony, czy nie?”, ale serwis ten przynajmniej prowadzi osobny projekt wychwalający część akcji reklamowych.

Większość mediów niestety nie. Nieoznaczona reklama, podkupowanie dziennikarzy i blogerów i niekontrolowane sieci reklamowych zależności (“nie napiszemy źle, bo to nasz potencjalny sponsor” i tak dalej) staje się coraz mocniejszym standardem w mediach internetowych.

Skutki?

Masa bezwartościowych, nic nie wnoszących czy nie wywołujących żadnej myśli treści wylewająca się z każdego zakątka internetu. Przez to wszystko płacenie “media workerom” np. 6 złotych za newsa staje się standardem. Albo 10, pod warunkiem, że będzie miał ileś tam znaków, odpowiednio się wyklika. Premia 5 zł, jeśli liczba komentarzy przekroczy 100.

Nie, nie ściemniam. Tak jest, a jest coraz gorzej. Rzeczywistość jest taka, że media technologiczne w sieci przeżyłyby bez uszczerbku, gdyby połowa z nich nagle zniknęła, wszystkie tematy i tak zostałyby opisane, a same media może miałyby się nieco lepiej i zarabiały nieco więcej, dzięki czemu mogłyby poświęcić czas na tworzenie jakościowych treści od czasu do czasu.

Rozejrzałam się po rynku i dziś wiem jedno. Miejsc takich, jak Spider’s Web nie ma wiele.

Nie tylko pod względem finansowym. Spider’s Web ma redakcję działającą codziennie w ściśle określony sposób, choć… niefizyczną, pracującą zdalnie;). Bardzo się cieszę, że mogłam być częścią organizowania pracy tejże.

Pod warstwą, którą widzą czytelnicy Spider’s Web ma drugie życie - wewnętrzne dyskusje, relacje kumpelskie, problemy, spory z szefostwem i rozrywkę. Każdy członek Spider’s Web ma w serwisie swoje określone miejsce i wie co ma robić.

Wracam więc do Spider’s Web w trochę innej niż dotychczas roli. Jakiej, przekonacie się już niedługo. W trakcie tych trzech miesięcy zabaw z własnym blogiem, o którego mnóstwo osób zadawało dziesiątki pytań, doszłam jednak do jednej, dosyć ważnej dla mnie refleksji.

Większości mediów internetowych brakuje bezpośredniości i otwartości. Pójście w masy nie idzie w parze z przejrzystością - tą reklamową i tą dotyczącą codziennej pracy.

Wracam, wiem w czym Spider’s Web jest słabe, w czym mocne, ale z Przemkiem Pająkiem ustaliłam kilka rzeczy. Komunikacja tego, co sponsorowane, będzie nieco luźniejsza i otwarta tam, gdzie się da.

Nie będę już zajmować się redakcją, ale i tak bardzo chcę, by Spider’s Web pozostało miejscem wysokiej jakości, które wypracowuje własne wysokie standardy wszędzie, gdzie to tylko możliwe.

I wiecie co? W trakcie tych 3 miesięcy zobaczyłam jaśniej, jak ogromną pracę wykonuje Przemek Pająk, by Spider’s Web rozwijało się, dostarczało Wam codziennie tekstów i na dodatek zarabiało.

REKLAMA

Tak czy siak - cześć!

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA