Liga Mistrzów - ONET znowu nie dał rady!
Czytelnicy przez Google szturmują nasze poprzednie teksty o Lidze Mistrzów w Onecie, a ja się im zupełnie nie dziwię. Portal kolejny raz nie dał rady.
Tyle się mówi o piractwie, kradzionych transmisjach, Sopcaście, który niczym nie różni się od torrentów, ale naprawdę ciężko jest w sieci obejrzeć uczciwie mecz ulubionej drużyny. Nie dalej jak kilka tygodni temu pisałem, że system Onetu od lat sprawiał rozmaite problemy, ale chyba wreszcie trochę się za siebie wzięli, bo od strony technicznej transmisja nie tylko nie zacinała, ale miała też całkiem dobrą jakość i na kilka godzin przed meczem dostałem od ręki swój kupiony za całkiem uczciwą cenę bilet.
Wygląda na to, że marka perypetii Onetu w kontekście Ligi Mistrzów zobowiązuje, ponieważ nie minęła 1/8 tego prestiżowego turnieju, a ponownie zaczynają się problemy. Zakupiony kilka minut przed meczem bilet drogą mTransferu do mnie nie dotarł i muszę oglądać mecz... W miejscach, których istnieniem nie chwaliłbym się na Spider's Web. Dodatkowo od czasu do czasu znosić muszę jeszcze wyzwiska i pogróżki kolegów, którym polecałem i zapewniałem, że tym razem "Onet daje radę". Powysyłali SMS-y, a kodu jak nie było, tak nie ma.
A przecież ledwie kilka tygodni temu tak osobiście opisywałem cały problem internetowej transmisji Onetu:
Żeby zrozumieć tragizm sytuacji musicie wiedzieć, że jestem wiernym kibicem Interu (tak mniej więcej od 1997 roku, czyli „pokolenie Ronaldo”). Po raz pierwszy na onetową transmisję zdecydowałem się w trakcie Chelsea-Inter. Przez pierwsze 10 minut nawet dawała radę, następnie ścięła się i pojawiła w przerwie tylko po to, by pokazać kilkuminutową wypowiedź Michała Pola (którego bardzo cenię i lubię) w studio. Drugiej połowy obejrzeć się już nie dało. Taka przyjemność kosztowała kilkanaście zdaje się złotych.
Raz jeszcze dałem szansę Onetowi w trakcie meczu Bayernu z Interem w 2011 roku. Kabelek HDMI był gotowy, piwo schłodzone, koledzy zaproszeni. „Może nie grają już tak, jak za Mourinho, ale autentycznie bawią się piłką, zobaczycie, wygrają!”. Boże błogosław nielegalne sposoby oglądania meczów w Internecie, bo na Onecie zamiast meczu – na wszystkich przeglądarkach i dwóch komputerach – pojawiał się tylko czarny kwadracik. W przeciwnym wypadku przegapilibyśmy prawdziwe widowisko, heroiczną remontadę i gol będący swoistym opus vitae Gorana Pandeva. O swojej przygodzie z onetowską Ligą Mistrzów w 2012 roku pisał nie mniej rozczarowany naczelny.
Zastanawiam się czy stworzenie dobrze funkcjonującego systemu internetowych transmisji Onet przerasta czy po prostu nie interesuje. Nie znam drugiego systemu, który notoryczne, raz za razem zaliczałby tyle wpadek. Tym bardziej, że przecież w transmisjach na żywo chodzi właśnie o tę niezawodność. Obejrzenie sobie meczu po meczu, gdy powszechnie znany jest wszystkim wynik, to żadna atrakcja. Oczywiście, przy założeniu, że swoje kody w ogóle dostaniemy - ja, moi koledzy i te setki czytelników szturmujących w ostatnich minutach nasz serwis. Pewnie, jak na ironię, akurat na ostatnie kilka minut meczu.
A reklamacja? Tradycyjnie już w przypadku Ligi Mistrzów w Onecie - jaka reklamacja?!