Xbox z obowiązkowym kontrolerem Kinect? Nie chcę…
Pojawia się coraz więcej plotek na temat następcy konsoli Xbox 360. Według jednej z nich, Kinect nie będzie opcjonalnym bajerem wbudowanym w konsolę, a czymś, co trzeba będzie obowiązkowo skalibrować. A to budzi moje obawy co do samych gier.
Tak jak uwielbiam mojego Xboxa 360, tak do Kinecta nigdy nie mogłem się przekonać. Próbowałem, serio. Zawsze jednak kończył podobnie, jak Guitar Hero. Urządzenie na zakrapiane imprezy, coby wprowadzić element „gier towarzyskich”.
Problemów z Kinectem jest kilka. Pierwszy, najważniejszy… mój pokój dla gracza jest dość wąski. Co oznacza, że kontroler ten ma duże problemy z kalibracją. Tyle że to nie jest tak do końca wina Kinecta (aczkolwiek mechanizm, jak widać, jest niedoskonały), więc możemy to pominąć. Po drugie, jestem leniuch. Jak już uprawiam jakiś sport, to poza konsolą. W domu, po ciężkiej pracy i innych obowiązkach, mam ochotę zalec na kanapie i wykonywać tylko ruchy dłońmi na padzie. Nie chcę machać rękoma i podskakiwać. Nie mam na to ochoty.
Po trzecie, Kinect tak po prostu, w moim odczuciu, sprawdza się kiepsko w grach dla pojedynczego gracza. Przyznaję, że ta opinia może być nieaktualna. Kinecta wypożyczonego miałem dawno temu i niewykluczone, że od tej pory sporo się na plus zmieniło. Swoją drogą, chyba znów go wypożyczę do testów. Tym niemniej cała ta wartość ruchowa w grach wydaje się dodana na siłę. Obracanie głową, by rozglądać się po kabinie samochodu? Super, ale wtedy muszę nadrabiać gałkami ocznymi, bo przecież telewizor się nie porusza.
Kinect dawał dużo frajdy tylko w momencie, kiedy wpadali znajomi bliżsi i dalsi i chcieli się pobawić w Dance Central czy jakąś skoczną „arkadówką”. Samemu jednak zawsze wolałem mieć gamepada w ręku. I nie miałem z tym problemu, jeżeli chodzi o gry. Kinect jest opcjonalną zabawką, więc większość gier dla Xboxa 360 traktuje go tylko jako dodatek. Bardzo niewiele tytułów go wymaga. Kinect, tak jak SmartGlass, jest czymś, z czego mogę, ale nie muszę korzystać.
Tymczasem, jak donoszą poważne serwisy zajmujące się elektroniczną rozrywką, Kinect nie tylko będzie integralną częścią nowego Xboxa, o czym już zresztą „wiedzieliśmy” z innych plotek. Ma być, tu cytuję, „skalibrowany i włączony, by konsola się uruchomiła”. Oznacza to, że twórcy gier mają absolutną pewność, że każdy posiadacz konsoli Microsoftu może z niego skorzystać. To sytuacja zupełnie odmienna od dotychczasowej. I obawiam się, że pęd ku innowacyjności może zepsuć mi krew.
Co bowiem stoi na przeszkodzie twórcom nowego Mass Effecta, by wprowadzić zagadkę, do której należy odstawić pada, wstać z kanapy i za pomocą ruchu coś wykonać? A może „precyzyjne sterowanie” w nowej Forzy ma się odbywać za pomocą rąk? Zmyślam i fantazjuję, ale deweloperzy mogą robić dokładnie to samo. I, o zgrozo, swoje pomysły wdrażać do swoich superprodukcji.
Mam nadzieję, że tak się nie stanie. Mam nadzieję, że e-sport dalej nie będzie wymagał tych prawdziwych mięśni. Może zbyt surowo oceniam Kinecta, może gry obecnie mu dedykowane są dużo lepsze niż te, które widziałem kilka miesięcy po premierze. Ale tak, czy inaczej, chcę móc dalej siedzieć z padem na kanapie, a ruchu zażywać przy innej okazji. Gry wideo to dla mnie interaktywne filmy. Moment na relaks. A nie na wyzwanie ruchowe. Fajnie, że z nowym Xboxem dostanę Kinecta. Ale nie dajmy się zwariować, proszę…
Maciek Gajewski jest dziennikarzem, współprowadzi dział aktualności na Chip.pl, gdzie również prowadzi swojego autorskiego bloga.