Z pamiętnika młodego technika - grudzień 1986
Zapraszam do przeczytania pierwszego tekstu z cyklu „Z archiwum Młodego Technika” autorstwa Tomasza Wawrzyczka. Na początek Tomek zabiera nas w sentymentalną podróż do 1986 r., gdzie świat, a przede wszystkim Polska, wyglądał zupełnie inaczej niż dziś.
Druga połowa lat osiemdziesiątych nieletnim mieszkańcom kraju nad Wisłą przynosiła hasła i slogany o tym, że Kraj Rad jest rajem na ziemi z perspektywą na dużo więcej, w przeciwieństwie do “zgniłego Zachodu, że Lenin i jego idee są wiecznie żywe, że “Polska gospodarka stoi na krawędzi, ale robimy zdecydowany krok naprzód” oraz to, że informatyka ma przyszłość. Z tym ostatnim, z osobistej perspektywy, akurat się zgadzam. Resztę haseł, jak pokazała historia, można było włożyć sobie gdzieś między baśnie Andersena i bajki braci Grimm. Ewentualnie użyć jako rozpałki do grilla, jeśli ktoś posiadał te hasła spisane na łatwopalnym papierze.
W tamtych czasach dzieciaki na “zgniłym Zachodzie” bawiły się “komodorkami” i “atarikami”, czytały “Bravo”, słuchały A-ha i Alphaville. A wszechmłodzież wszechpolska? Cóż, jak ktoś miał rodzinę w “erefenie”, a rodzina była hojna, to miał “komodorka”, a jak nie, to mógł co najwyżej grać w warcaby, a programy komputerowe pisać na kartce papieru, tamże je kompilować, debagować i odpalać. Wiem, co piszę, bo sam tak miałem. Na sprawdzenie, czy mój pierwszy program działa faktycznie poprawnie na komputerze, przyszło mi czekać pół roku, aż do kolegi dotarło “user unfriendly” cudo o nazwie Laser 2000.
Wypatrujący pozytywnego światełka w tunelu kolorowej przyszłości zerojedynkowej mieli wtedy Młodego Technika. Bajtków i PC Kurierów wtedy jeszcze nie było. No... może nie dokładnie. Bajtek miał swój debiut w końcówce tamtych lat. Czerpałem z niego to i owo i testowałem publikowane tam programy, uprzednio wklepując megaciągi znaków alfanumerycznych z cierpliwością benedyktyńską do mojej “atarynki”, którą po odejmowaniu sobie od rodzinnych ust ojciec kupił w Pewexie za abstrakcyjną wtedy kwotę 200 dolarów USA. Albo 300. Nie pamiętam. Dziś takie pieniądze zostawia się w supermarkecie kupując jedzenie na święta - wtedy to był majątek.
Swoją drogą, można zadać pytanie, dlaczego nie odświeżać artykułów z pierwszych numerów Bajtka i czymże jest lepszy Młody Technik od Bajtka. Po pierwsze: facet, który mi sprzedał karton Młodych Techników nie miał na sprzedaż kartonu Bajtków. Po drugie: Młody Technik był jednakoż pismem bardziej ogólnonaukowym, szerzej otwierającym oczy przyszłych inżynierów na świat techniki jako takiej. Owszem, Bajtek miał tą przewagę, że byl ukierunkowany zerojedynkowo na komputery. No i miał ten smaczek, że (choćby) w jednym z pierwszych numerów ukazał się artykuł wspomagany kodem źródłowym spłodzonym przez dzisiejszego Wicepremiera Pawlaka. Wie ktoś, że Waldemar Pawlak płodził kody źródłowe? Płodził. I to takie, że “ojej”. Klasyczny, onanistycznie wręcz prosty i trywialny kod, który generował (sięgam pamięcią do “tego” Bajtka) przeniesamowite fraktale. Dziś ten numer Bajtka mógłby osiągać solidne ceny sprzedaży na wszelakich serwisach ibejowopodobnych. Swoją drogą: ma może ktoś ten egzemplarz Bajtka?
Młody Technik był wielobranżowy. Otwierał oczy na świat nie tylko na świat informatyki, ale nauki i techniki jako takiej. Popularniej i, dla co niektórych szczelniejszych umysłów, całkiem niezrozumiałej. Dziś to niepojęte i niezrozumiałe, ale było to pismo, którego się pożądało, na które się czekało nerwowo gryząc paznokcie, którego jedynym sensownym źródłem była prenumerata, bo z kiosków, w sprzedaży otwartej, znikało szybciej, niż papier toaletowy z drogerii i masło ze sklepów “Społem”.
Kończąc ten przydługawy wstęp wejdźmy do świata komputerów, które miały pamięć RAM liczoną w bajtach bez magicznego “mega”, “giga” i “tera” na początku oraz grafikę opartą na pikselach o rozmiarach średniej wielkości pola golfowego. I, żeby było śmiesznie, nikomu wtedy to nie przeszkadzało. Fanbojów wtedy też było na kopy, a walki pomiędzy frakcją “atarowców” i “komodorowców” przeszły już dawno do historii. Nadgryzionych fanbojów uspokajam - Apple już istniało, ale ich produktów pod strzechami raczej się nie spotykało, w przeciwieństwie do amerykańskich uczelni, na których było ich pełno (powiedzmy).
Fanbojom “komodorka”, których rozpoznać można było po noszonym w kieszeni spodni śróbokręciku do regulowania położenia głowicy w komodorowym magnetofonie, fanbojom “atarika”, których z tłumu łatwo było wyłowić po nerwowych tikach na twarzy, spowodowanych czasem ładowania się im gier z kasety magnetofonowej, przekraczającym niekiedy kwadrans z okładem, oraz fanbojom informatyki w wydaniu sote, pozbawionych szczęścia posiadania w domu jakiegokolwiek komputera (ich liczba w latach osiemdziesiątych przewyższała liczbę aktywnych członków Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej), Młody Technik z grudnia 1986 roku przynosił, co następuje...
Socjalistyczna władza, z centrum zarządzania ulokowanym w jedynie słusznym Kraju Rad, podzieliła zadania rozwijania i krzewienia techniki po “demoludach” całkiem nierówno. Bułgarzy mieli zajmować się produkcją wirusów, a Niemcy ulokowani na wschodniej ścianie Muru Berlinskiego mieli zajmować się produkcją komputerów i innych cacek opartych na skradzionych “zgniłemu Zachodowi” planach konstrukcyjnych i kościach TTL. Reszta “obozu socjalistycznego” miała te cacka kupować. I tylko oni, bo nikt z mieszkańców “zgniłego Zachodu” przy zdrowych zmysłach nie wydałby na nie złamanej dojczmarki. Wstyd, ze Polsce przypadła rola konsumpcyjna, miast rozwojowej. Skoro wschodni Germanie mieli dźwigać na swoich barkach ciężar socjalistycznego postępu, nie dziwi, że wybrana na lokomotywę postępu zerojedynkowego NRD organizowała dla braci w krzewieniu myśli Lenina targi skradzionej myśli technicznej. W Lipsku.
Grudniowy Młody Technik przynosi relację z ów targów, na których zaprezentowano całą masę produktów opartych na kradzionych technologiach. Nie będe się tu rozpisywał, co to za technologie, i jak blisko stały koło Trabanta. Jeden z tych cudów, który grudniowy Młody Technik wspomniał, to kamera, która była osią systemu rozpoznawania obrazu i sterowania systemem produkcji przemysłowej. Kamera była wyposażona w przetwornik cyfrowy, matrycę znaczy, o rozdzielczości (uwaga - kładziemy się na łopatki pod wpływem technologicznego wstrząsu) 256 pikseli. Uwaga! Pikseli. Nie mega, nie giga - pikseli. Takich punkcików, których w kamerze było 256. I rozpoznawała obraz. Mało tego - sterowała procesami produkcji. Jak znam historie NRD, była to zapewne produkcja Trabanta.
Grudniowy Młody Technik z roku 1986 przesiąknięty był informatyką, jak wacik anestezjologa w XIX wieku chloroformem. Dla początkujących programistów był niemal rajskim numerem. Uczył programować w językach programowania, w których programowały już dinozaury: Basic i jego wszelakie mutacje, Pascal (ten jeszcze wtedy nie był zmutowany), Assembler (konia z rzędem temu, kto dziś wyczai, o co chodziło w tym języku, aczkolwiek działał i to szybko, bo programista rozmawiał z procesorem w jedynie słusznym i zrozumiałym przez procesor kodzie) i tym podobne. Młody Technik wprowadził “programowanie maszyn matematycznych” pod strzechy. Nawet pod te strzechy, które były pozbawione komputerów. Uczył, jak napisać program, który się zapętlał już w pierwszej linijce kodu (10 GOTO 10) i innych tajników zrobienia maszyny matematycznej w konia.
Grudniowy numer Młodego Technika z 1986 roku przynosił też obszerny opis komputera TIMEX 2048, czyli portugalskiego klona ZX Spectrum. Komputer był bomba! Procesor ZX-80 w roli mózgu tego cuda, całe i nie cyganione 48 KB pamięci RAM, 16 KB ROM dodawane gratis przy zakupie jednego egzemplarza. Przy takich parametrach każdy nieposiadacz komputera, o ile posiadał ustawowe prawo do nabywania napojów wyskokowych, czyli ukończył osiemaście lat, któremu się taki komputer trafił, leciał ze szczęścia do najbliższego monopolowego, bo taką petardę obliczeniową należało opić z rodziną, sąsiadami i nieznajomymi.
Redakcja Młodego Technika poszła na całość oceniając TIMEX-a. Poszła nawet dalej. Zachwalała go, cmokała, pieściła, ale nie szczędziła też ostrych słów krytyki, z których pozwoliłem sobie zacytować najlepsze: “...TIMEX 2048 jest, podobnie jak (ZX) Spectrum, jest z założenia typowym komputerem amatorskim. Trabant nie dorówna Porsche nawet po zainstalowaniu silnika odrzutowego...”.
Trzeba pogratulować odwagi redakcji Młodego Technika - w tamtych czasach zdobyć się na tak odważną szczerość i powiedzieć otwarcie, co jest wart przemysł motoryzacyjny NRD, to był wyczyn godny mistrza.
Tym żył młody technik w grudniu 1986.
Tomasz Wawrzyczek: Rocznik 69. Z wykształcenia programista o specjalizacji „programowanie maszyn matematycznych” (takie były kiedyś specjalizacje). Z pasji projektant i fotograf. Z zawodu: projektant wzornictwa przemysłowego w zakresie GUI. Z życia członek rodziny. Z mieszkania w Rybniku.