Newsweek: Jabłko dla pracoholika
W poniedziałek 2 lutego 2009 roku w "Newsweeku" opublikowany został mój kolejny artykuł. Oto jego treść:
Jego poprzednika - Steve'a Jobsa - zna cały świat. O nowym szefie Apple a Timie Cooku mało kto słyszał, chociaż jego udział w sukcesie firmy jest nie mniejszy. Przez pół roku Tim Cook będzie prowadził Apple'a w kierunku wytyczonym przez Steve'a Jobsa. Jeśli Jobs nie wróci, Cook będzie musiał stworzyć wlasną wizję.
Mało mówi. Nie podnosi głosu. Nigdy nie traci głowy. Ciągle zajada batony energetyczne i jest zapalonym kolarzem. Kto taki? Tim Cook, nowy prezes jednej z najbardziej znanych firm z branży nowych technologii - Apple. Miła odmiana dla pracowników po ekscentrycznym, wybuchowym i nieprzewidywalnym Jobsie? Skądże. Bardziej upartego menedżera od Cooka w Apple'u nie ma.
14 stycznia 2009 roku Steve Jobs w otwartym liście do pracowników Apple'a poinformował, że udaje się na półroczny urlop zdrowotny. "Sprawy związane z moim zdrowiem są bardziej skomplikowane, niż pierwotnie myślałem" - napisał Jobs i przekazał stery w ręce Tima Cooka, dotychczasowego szefa operacyjnego, który faktycznie zarządza.} biznesem Apple'a w ostatnich latach. - Steve Jobs jest publiczną twarzą Apple'a - opowiada w wywiadzie dla Bloomberga Mike Janes, były dyrektor firmy odpowiedzialny za biznes online. - Ale na koniec dnia ktoś musi zebrać te wszystkie wspaniałe projekty i zamienić je w furę pieniędzy na kontach bankowych. Tym kimś jest Cook.
Dzięki jego niewidocznej dla fanów pracy Apple skutecznie opiera się skutkom kryzysu ekonomicznego. Microsoft właśnie zwalnia 5 tysięcy pracowników, Intel zamyka cztery fabryki, kwartalny zysk Nokii i Google'a spadł o prawie 70 proc., Sony ma 3 mld dol. straty rocznej. A Apple 21 stycznia zaraportował po raz kolejny z rzędu najlepszy kwartał w historii. Przychody ze sprzedaży przekroczyły w IV kwartale 2008 roku 10 mld dol. przy 1,5 mld dol. zysku. Na kontach bankowych firma zarządzana dziś przez Cooka ma już 28 mld dol. gotówki. Analitycy żartują, że Apple mogłoby otworzyć własny bank i pożyczać pieniądze konkurentom borykającym się z kłopotami finansowymi.
Nie zawsze w Apple'u było tak kolorowo. Cook trafił do firmy w 1998 roku ł objął stanowisko jednego z wiceprezesów firmy, kiedy miała ogromne problemy finansowe i szukała swojej niszy na rynku nowych technologii. Podczas pierwszej rozmowy ze Steve'em Jobsem Cook nie dał się wyprowadzić z równowagi, czego nie potrafiło wielu z testowanych menedżerów, i spokojnie odpowiadał na każde pytanie szefa Apple'a. W końcu zgodził się na propozycję Jobsa - miał uporać się z przerostem kosztów w produkcji i dystrybucji produktów Apple'a na świecie. Wywiązał się z tego zadania wyśmienicie, wykazując świetną umiejętność redukcji kosztów. Ostatnio Cook prowadził negocjacje z telekomami w sprawie sprzedaży przez nich iPhone'a. Większość nieoficjalnie donosiła, że negocjacje z firmą należą do najtrudniejszych, w jakich kiedykolwiek brali udział.
W 2004 roku Tim Cook po raz pierwszy zastępował Steve'a Jobsa na stanowisku prezesa firmy, gdy przez miesiąc Jobs dochodził do siebie po operacji usunięcia raka trzustki. W następnym roku został mianowany szefem operacyjnym Apple'a (COO), stając się numerem dwa w firmie. Cook i Jobs mają zupełnie odmienne charaktery: Jobs jest wybuchowy, porywczy i nieokiełznany, Cook - wyważony, metodyczny i zawsze spokojny. Poza tym wiele ich łączy. Tak jak Jobs, Cook jest pracoholikiem - Apple to całe jego życie. Cook podobnie jak Jobs ubiera się zawsze tak samo: niebieskie dżinsy i buty Nike'a. Jest niezwykle przenikliwy i nigdy nie umykają mu detale. Nie toleruje sprzeciwu, choć nigdy nie wybucha w sytuacjach spornych, które i tak zdarzają się rzadko. Potrafi bowiem tak zarządzać pracownikami, że ci nie mają żadnych wątpliwości.
Jeden z jego byłych współpracowników tak wyjaśnia strategię zarządzania Cooka: - Zada ci 10 pytań. Jeśli odpowiesz poprawnie, zada ci kolejne 10. Jeśli przez rok będziesz odpowiadał poprawnie, wtedy zacznie zadawać ci ich 9. Odpowiedz na jedno źle, to zacznie ci zadawać ich 20.
Dzień pracy zaczyna zazwyczaj o 4.30, odpowiadając na e-maile od podwładnych menedżerów. Często zdarza mu się późno w nocy organizować telekonferencje z pracownikami Apple'a w Azji czy Europie. Od lat prowadzi także późnowieczorne niedzielne rozmowy telefoniczne z menedżerami poszczególnych dywizji, aby przygotować się do poniedziałkowych narad w biurze. Podczas nich Cook robi długie pauzy, jedynym dźwiękiem jest wtedy szelest kolejnego otwieranego opakowania batona energetycznego.
Tim Cook nie jest typem marketingowca w stylu Steve'a Jobsa. Próżno od niego oczekiwać kwiecistych przemówień, nie potrafi porywać tłumów i wydaje się, że wcale tego nie chce. Podczas prezentacji jest konkretny i uporządkowany. Nigdy nie improwizuje, wszystko ma zaplanowane co do sekundy.
Więcej wiadomo o jego stylu pracy niż o nim samym. Jest 48-letnim kawalerem. Mieszka w wynajętym mieszkaniu w Palto Alto. Wychował się w małym miasteczku Robertsdale w stanie Alabama, a studia ukończył na uniwersytecie w Auburn. 12 lat pracował w IBM, potem w jednej z mniejszych firm komputerowych, aż trafił do Compaqa. Ale tylko na pół roku, bo gdy head-hunter zadzwonił do niego z propozycją spotkania ze Steve'em Jobsem, Cook nie wahał się ani chwili. Wolny czas spędza jeżdżąc na rowerze lub wspinając się po górach. Zasiada również w radzie nadzorczej Nike'a i jest wielkim fanem słynnego kolarza Lance'a Armstronga. W 1996 roku fałszywie rozpoznano u niego stwardnienie rozsiane. Od tego czasu Cook uczestniczy w raj- dach rowerowych, podczas których są zbierane pieniądze na leczenie osób dotkniętych tą nieuleczalną chorobą. Spekuluje się, że jednym z najbardziej hojnych darczyńców jest sam Cook. Nie obnosi się z majątkiem. W 2008 roku został najlepiej opłacanym menedżerem Apple'a z podstawową pensją roczną w wysokości 800 tys. dol. Fortunę zdobył kilka lat temu, gdy dostał od Apple'a pokaźny pakiet akcji spółki, który sprzedał bez sentymentów, inkasując ponad 100 mln dol.
Przez sześć miesięcy nieobecności Jobsa w Apple'u rola Tima Cooka ograniczać się będzie do sprawnego zarządzania bieżącymi sprawami spółki. Jednak jeśli urlop Steve'a Jobsa się przedłuży, to rynek oczekiwać będzie od Tima Cooka nowych produktów. Najbardziej naturalne wydaje się poszerzenie portfolio iPhone'a o modele nano (malutki) i pro (dla menedżerów). Ten pierwszy mógłby przekonać niższą ceną wszystkich, którzy nie wierzą w siłę rozwiązań mobilnych Apple'a, ten drugi - nakręcić sprzedaż u klientów korporacyjnych. A co potem? Konsumenci będą oczekiwać od Cooka odpowiedzi na dynamicznie rozwijającą się niszę netbooków - małych, prostych i niedrogich komputerów, dobrych na czasy kryzysu, gdy kupujący trzymają się za kieszeń. Mógłby nią być tablet oparty na technologii multi-touch, czyli mały komputer bez klawiatury.
Zupełnie nowy produkt epoki Cooka bardzo przydałby się Apple'owi. Nie tylko z powodów finansowych. Bo choć firma notuje najwyższe w historii wyniki, to jednak jej notowania na giełdzie w ostatnim półroczu - m.in. w związku z obawami o stan zdrowia Jobsa - spadł)' o prawie 50 procent. Cook ma już pierwszy sukces za sobą: w dzień po jego nominacji cena akcji Apple'a wzrosła o prawe 10 proc. Jednak dopiero pierwszy innowacyjny hit przekona świat, że Cook potrafi skutecznie zmierzyć się z legendą założyciela firmy.