REKLAMA

Oddała telefon do naprawy i straciła 87 tys. euro. Nie popełnij tego błędu

Policja zaznacza, że właśnie podczas serwisowania najprawdopodobniej doszło do włamania i kradzieży, ale stuprocentowej pewności nie ma. Nie oznacza to jednak, że oddając sprzęt do naprawy można ignorować kwestie związane z bezpieczeństwem.

kradzież
REKLAMA

O nietypowej kradzieży pisze policja w Nysie. Na początku maja do komendy zgłosiła się kobieta, która na terytorium Włoch oddała telefon do naprawy. Po tym straciła 87 tys. euro. Nie, nie dlatego, że miała aż tak zniszczony smartfon. Pracownicy najprawdopodobniej musieli grzebać nie tylko w zepsutych częściach.

REKLAMA

Jak doszło do kradzieży?

Serwis Sekurak spekuluje, że być może kod PIN, który służył do odblokowania telefonu, wykorzystywany był też do logowania w bankowości. To całkiem prawdopodobny scenariusz, biorąc pod uwagę fakt, że niestety często się zdarza, że osoby mają to samo hasło w wielu miejscach. Niewykluczone, że doszło do instalacji programów, które pozwalały kontrolować lub podglądać go na odległość.

Przykład poszkodowanej kobiety to cenna lekcja dla innych. Przed oddaniem sprzętu do naprawy warto dodatkowo się zabezpieczyć. Sekurak radzi, aby wykonać kopię zapasową i przywrócić ustawienia fabryczne w telefonie – nawet, gdy idzie na teoretycznie krótką reperację. Nie powinno się również podawać kodów do logowania czy haseł do kont. A najlepiej by było, gdyby cały proces obserwować, choć w przypadku bardziej skomplikowanych napraw będzie to niemożliwe.

Co ciekawe, o hasło bądź kod poprosić mogą nawet przedstawiciele serwisu dużych sieci handlowych. W 2018 roku Niebezpiecznik opisywał taki przypadek. Sklepy tłumaczyły się, że bez wpisania zabezpieczenia nie są w stanie przeprowadzić testów gwarantujących, że naprawa się udała. Z komentarzy na Facebooku pod wpisem Sekuraka wynika, że niestety taka praktyka wciąż w wielu serwisach w Polsce obowiązuje – a tak nie powinno być.

Twoje dane mogą wyciec w hotelu

Skoro zbliżają się wakacyjne wyjazdy, warto przypomnieć o innym zagrożeniu, jakim jest wyciek danych osobowych. Zdarza się, że niektóre miejsca – hotele czy wypożyczalnie aut – proszą swoich klientów o przekazanie dowodów osobistych lub innych dokumentów potwierdzających ich tożsamość. Bywa, że te są później skanowane i przechowywane – nie do końca wiadomo gdzie, jak długo i kto ma dostęp do tych danych.

Tymczasem przetrzymywanie cudzego dowodu osobistego może być nie tylko dla nas ryzykowne, ale też jest niezgodne z prawem. Nie powinniśmy więc się na to godzić. Również kopiowanie przez hotel dowodu osobistego lub paszportu jest nieuprawnione, bowiem dokumenty te zawierają więcej danych, niż jest to niezbędne do świadczenia i rozliczenia usługi. (…) Częstą, niezgodną z prawem praktyką jest żądanie pozostawienia dowodu osobistego w zastaw za wypożyczany sprzęt sportowy czy też inne, udostępniane nam przedmioty, jak np. audioprzewodniki w muzeum. GIODO radzi, by się na to nie godzić. Przetrzymywanie bowiem cudzego dowodu osobistego jest wykroczeniem, i zgodnie z ustawą o dowodach osobistych, zagrożone karą ograniczenia wolności do 1 miesiąca albo karą grzywny – brzmiało stanowisko Urzędu Ochrony Danych Osobowych.

REKLAMA

Słowem: jeżeli ktoś realizujący usługę wymaga od nas podania poufnych danych, musimy zachować czujność i nie zgadzać się na każdą prośbę.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA