iRobot zmienił swoją politykę cenową. To świetna wiadomość dla oszczędnych
Roboty sprzątające cieszą się coraz większą popularnością. Jest to spowodowane nie tylko coraz większą świadomością ludzi, ale też spadającymi cenami tych urządzeń. Dzisiaj za model wyposażony we wszystkie niezbędne funkcje zapłacisz mniej niż 2000 zł. I nie mówię tu o sprzęcie nieznanego producenta, sprowadzanym z Chin, ale o iRobotach.
Robotami sprzątającymi zajmuję się od niemal dekady i z fascynacją obserwuję ich rozwój. Gdy zaczynałem swoją przygodę z tymi sprzętami, na rynek akurat wchodziła Roomba 780. Był to wówczas najlepszy robot sprzątający na rynku, który… dziś technologicznie jest odpowiednikiem najtańszych urządzeń iRobota na rynku, często kosztujących około 1000 zł.
A wtedy? Wtedy to było coś.
W dniu premiery Roomba 780 kosztowała niemal 2500 zł i jej najciekawszą w mojej opinii funkcją był harmonogram pracy, dzięki któremu odkurzacz o zadanej godzinie uruchamiał się sam, rozpoczynał sprzątanie, a gdy kończyła mu się energia wracał do stacji dokującej, gdzie czekał na kolejny cykl sprzątania. Harmonogram był dostępny już w poprzednich modelach, ale to była pierwsza Roomba, z którą się zetknąłem. Urządzenie miało też kilka wyróżników, takich jak podwójne szczotki oraz technologia wykrywania zabrudzeń. Robił niemałe poruszenie wśród moich znajomych.
Niedługo później na rynku pojawiły się masowo produkowane chińskie roboty, które miały naśladować Roombę. Przyciągały klienta głównie ceną i sam się na taki model skusiłem. iLife A4, bo na taki sprzęt się zdecydowałem, sprawdzał się znośnie jak na urządzenie kosztujące wówczas kilka razy mniej od Roomby, ale jego jakość wykonania oraz system sprzątania były znacznie gorsze niż w droższym odpowiedniku. O znaczeniu tego pierwszego przekonałem się dopiero po niecałym roku, gdy robot po prostu odmówił współpracy.
Wtedy zrozumiałem, że to musiało się tak skończyć. W końcu odkurzacz to nie laptop, który grzecznie siedzi na biurku. To urządzenie jeżdżące po naszym domu, wciągające nieczystości, niekiedy obijające się o meble. Szybko przekonałem się, że lepiej raz wydać kilka tysięcy złotych na sprzęt, który wytrzyma lata, a nie wymieniać co rok lub dwa urządzenie na nowe. Nie dość że w ten sposób płacę finalnie więcej, to mam jeszcze gorszy sprzęt i przyczyniam się do zaśmiecania planety, bo ciągle kupuję badziew.
Dlatego kiedy wychodziła Roomba 880, niemal od razu kupiłem nowy odkurzacz.
A konkretnie nieco niższy model Roomba 870 za 2699 zł. Wysoka cena robotów Roomba 800 wynikała głównie z zastosowania zupełnie nowej technologii AeroForce, czyli dwóch przeciwstawnie pracujących gumowych wałków, które w połączeniu z silnikiem, świetnie zbierają brud. Jest to w mojej opinii jeden z najważniejszych wyróżników sprzętów iRobota. Dziś jest ona standardem w zdecydowanej większości modeli Roomba, nawet w kosztującym nieco ponad 1000 zł modelu e5 i… tylko w nich, bo amerykańska firma zabezpieczyła swój pomysł odpowiednimi patentami.
Wróćmy jednak do mojego odkurzacza, który działa do dziś w moim domu rodzinnym. Sprzęt ten przez 6 lat wymagał wyłącznie wymiany akumulatora, szczotki bocznej i wałków na nowe. Jako że części zamienny do Roomby są bardzo popularne, całe przedsięwzięcie nie kosztowało wiele. Poza tym robot działa jak nowy i to jest najlepszy dowód na solidność iRobotów.
iRobot dalej rozwijał swoje roboty. W serii 900 zostało dodane mapowanie przestrzeni, zaś w jeszcze lepszym modelu i7 rozwinięto tę funkcję, dzięki czemu robot może sprzątać nie tylko całe mieszkanie, ale też konkretne, wskazane przez nas pomieszczenia. Za pomocą Asystenta Google (bo współpracująca z większością modeli aplikacja iRobota go wspiera) można zatem poprosić Roombę o sprzątnięcie kuchni, co zresztą sam robię. Możliwości modelu i7 można też rozszerzyć, dokupując stację dokującą CleanBase, lub kupić model Roomba i7+ (w zestawie ze stacją CleanBase), by robot sam opróżniał pojemnik na brud. Użytkownik musi zatem pamiętać tylko o wymianie worka raz na kilka miesięcy.
Niestety, premiery nowych, droższych modeli nie sprawiały, że starsze taniały, a dodatkowo konkurencja ze strony chińskich marek robiła się coraz większa. Wśród części użytkowników pojawiło się przekonanie, że nie warto kupować sprzętów iRobota, bo są one przepłacone. Nie zwracano tu uwagi na takie niuanse jak jakość wykonania, system sprzątania czy serwis. Trudno było z tym walczyć, bo dla przeciętnego odbiorcy każdy robot to Roomba, tak jak każde sportowe buty to Adidasy.
iRobot był zmuszony zmienić swoją politykę cenową.
I to się udało, co widać gołym okiem. Szczególnie po modelach Roomba 960-970, które mają gumowe wałki AeroForce, system mapowania i można je obsługiwać za pomocą aplikacji. Krótko mówiąc - mają najbardziej potrzebne dla użytkownika funkcje i kosztują przy tym mniej niż 2000 zł. W elektromarketach widuję Roomby 960 w cenie 1800-1900 zł, a ostatnio w promocji widziałem jedną za mniej niż 1700 zł.
Jest to koszt porównywalny chociażby z popularnymi chińskimi modelami Roborock S50 i S6, które Roomba w mojej opinii bije na głowę systemem sprzątania, jakością wykonania oraz aplikacją (zarówno obsługą jak i bezpieczeństwem danych). Oznacza to, że kupowanie chińskich odkurzaczy niespecjalnie się opłaca, skoro w tej samej cenie możemy mieć sprzęt nie tylko lepszy, ale też bardziej renomowany. Warto jednak pamiętać o tym, że nowy cennik iRobota to pochodna pojawienia się konkurencji. To kolejny dowód na to, że nic nie wpływa na rynek tak dobrze, jak właśnie zdrowa rywalizacja.