Poczta Polska nie chce uzależniać się od państwowej kroplówki. Szykują się spore podwyżki cen usług
Pomoc państwa pomocą państwa, ale pora zacząć zarabiać (albo na początek chociaż mniej tracić) na swoich usługach – wyszli z założenia w Poczcie Polskiej. Od kwietnia szykują nam się więc konkretne podwyżki.
Kiedy wysyłaliście ostatnio list za pośrednictwem Poczty Polskiej? Zgaduję, że część czytelników może mieć problem z określeniem daty – w dobie komunikacji przez internet przesyłki pocztowe zostały zepchnięte na margines, dzisiaj posługują się nimi najczęściej państwowe urzędy.
Sytuacji PP nie poprawia też konkurencja ze strony prywatnych operatorów, ale mam wrażenie, że jednym z jej większych wrogów Poczty Polskiej jest...ona sama. A dokładniej standard usług, jakie oferuje. Sam nierzadko znajduje w swojej skrzynce awiza z datą sprzed tygodnia, choć zaglądam do niej średnio raz na dwa dni.
O dostarczenie przesyłki pod same drzwi nawet nie marzę.
Nie wiem zresztą, czy ktokolwiek w moim bloku dostępuje takiego zaszczytu. I jasne – wszyscy wiemy, że Poczta Polska zmaga się z potężnym brakiem rąk do pracy, a listonosze deklarują nawet, że lepsze warunki znajdą w pierwszej lepszej Biedronce. Z punktu widzenia klienta przyzwyczajonego do jako takich standardów, poziom usług świadczonych dzisiaj przez naszego narodowego operatora jawi się jako relikt nieomal z poprzedniej epoki.
To będzie musiało szybko się zmienić, bo jak podaje „Rzeczpospolita”, poczta szykuje się do największych modyfikacji od 1989 roku. Ale po kolei.
Zacznijmy od tego, że operator przytnie liczbę wariantów wagowych z 6 do 3 (S, M i L) Dzięki temu dopuszczalna waga najtańszego listu wzrośnie z 350 do 500 gramów, ale jednocześnie zapłacimy za niego nie 2,60 a 3,30. W ten sam sposób pozmieniają się też ceny większych formatów.
Nowy cennik został już zatwierdzony przez Urząd Komunikacji Elektronicznej. W rozmowie z „Rz” jeden z menedżerów przyznaje, że podwyżki to próba ratowania finansów spółki.
Straty poczty na usługach powszechnych sięgnęłyby 350 mln zł.
I to tylko w tym roku. Dzięki nowym cenom PP a nadzieję zejść do poziomu 70 mln zł strat, a to już ma szansę wyprowadzić spółkę na prostą. Ostatni raport finansowy z 2017 wskazywał, że poczta była 1,2 mln zł na plusie, po uwzględnieniu podatków zjechała jednak 20 mln pod kreskę.
Biorąc pod uwagę olbrzymie nakłady, jakie PP ponosi w ostatnich latach w związku z podwyżkami wynagrodzeń (a te stanowią lwią część budżetu, bo jakieś 70 proc.), trudno się tym ruchom dziwić. Spółka należy, co prawda w 100 proc. do Skarbu Państwa i chętnie korzysta np. z monopolu na dostarczanie przesyłek sądowych (podnosząc ceny trzykrotnie), ale jeśli chce poważnie myśleć o rentowności musi mocniej zaglądać do kieszeni klientów. I właśnie to robi.