Ile mandatów za smog wlepiła już Straż Miejska? Sprawdziliśmy w gminach, które na mapach smogowych świecą na czerwono
Przeczytałem jak koleżanka redakcyjna ze Spider’s Web Rozrywka walczy o czyste powietrze i skarży się na trujących sąsiadów. Sam mieszkam w otoczeniu domków jednorodzinnych, a wozu Straży Miejskiej nie widziałem ani razu. To jak to w końcu jest? Mandat za smog to rzeczywistość, czy raczej wydmuszka?
Legislacyjna walka ze smogiem w Polsce rozpoczęła się rok temu. Samorządy wojewódzkie (najpierw małopolski, potem śląski i inne) przyjęły w formie prawa miejscowego przepisy antysmogowe. Np. w Krakowie oprócz już obowiązujących obostrzeń (do końca 2022 roku konieczna była wymiana kotłów na węgiel lub drewno, które nie spełniają żadnych norm emisyjnych) od września 2019 r. w instalacjach spalania paliw (kotły, piece, kominki) dopuszczone jest stosowanie wyłącznie gazu ziemnego lub lekkiego oleju opałowego. Zakaz obejmuje wszystkie paliwa stałe.
Mandat za smog był pilnie wyczekiwany.
Ale po paru miesiącach od uchwalenia regulacji mających zadbać o czyste powietrze, ci sami samorządowcy zaczęli narzekać. M.in. na brak przepisów umożliwiających nakładanie mandatów karnych przez strażników gminnych w przypadku naruszania przepisów antysmogowych. Ze związanych tak rąk nie mogli cieszyć się sami strażnicy. Mandat za smog miał im ułatwić pracę.
Zmienili przepisy i strażnik może już karać.
W końcu nadeszła długo oczekiwana nowelizacja przepisów. Mandat za smog stał się jak najbardziej realny. Bez tego strażnicy gminni mogli jedynie trującego delikwenta pozywać do sądu; na sprawę czekało się spokojnie pół roku, jak nie dłużej. Jedyną zaś konsekwencją - jak już trucie wszystkich dookoła się udowodni, co tak prostą sprawą nie jest - była grzywna w wysokości 500 zł.
Dzięki rozporządzeniu zmieniającemu Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji z 11 października 2018 roku, straż gminna może wystawiać mandaty karne za:
- stosowanie jednego z paliw wymienionych w wojewódzkich uchwałach antysmogowych, czyli najczęściej mułów i flotokoncentratów, węgla brunatnego, niskiej jakości miału, mokrego drewna;
- ogrzewanie budynku urządzeniem niespełniającym wymogów uchwał antysmogowych;
- palenie odpadów w kominku, piecu, kotle;
- palenie odpadów na powierzchni ziemi.
Skoro strażnicy gminni mogą już realnie walczyć z trucicielami, to z tygodnia na tydzień, z miesiąca na miesiąc powinno być z kondycją powietrza lepiej. Skąd taki wniosek? Przecież, jak podaje Polski Alarm Smogowy, niska emisja odpowiada w 52 proc. za pyły PM10. Na drugim miejscu plasuje się przemysł (17 proc.), a na trzecim - transport drogowy - 10 proc. A z kolei za niską emisją stoją przede wszystkim paleniska w gospodarstwach domowych (87 proc.), które biją pod tym względem na łeb przemysł (11 proc.) i energetykę (2 proc.).
Strażnicy gminni dwoją się i troją na przeróżnych szkoleniach, żeby potem umieli właściwie kontrolować domowe piece i to co do tych pieców ludzie wrzucają. Powinno być więc lepiej, prawda?
Sprawdzamy, jak strażnicy walczą ze smogiem.
Najpierw zadzwoniliśmy do Straży Miejskiej w Krakowie. Wszak tam powstaje pierwsza uchwała antysmogowa. W walce o czyste powietrze w Małopolsce muszą więc być już wprawieni, a do tego jako tako skuteczni.
Udało nam się uzyskać dane za październik, te za listopad ciągle „spływają”. W pierwszym miesiącu ostatniego kwartału roku krakowscy strażnicy przeprowadzili w sumie 413 kontroli antysmogowych. Odliczając soboty i niedziele, daje prawie 18 kontroli każdego dnia. Ale mandatami w kwocie 400 zł ukarano tylko 4 (słownie: cztery) osoby. Czyli mniej niż jeden procent kontrolowanych. W 19 przypadkach pouczono o braku certyfikatu potwierdzającego. I tyle. Tak Kraków walczył mandatami z domowym smogiem w październiku.
Sprawdzamy w Rybniku. Tam powinno być lepiej.
Rybnik to czerwona latarnia na polskiej mapie smogu. Ludzie tutaj nie liczą przekroczenia norm jakości powietrza w dziesiątkach, czy nawet setkach proc. Ostatnio było 1000 proc. i nikt się jakoś szczególnie nie zdziwił. Może trochę oburzyła wypowiedź matki małego dziecka, która w domu miała normy przekroczone o 200 proc. Ale to nie znieczulica. Raczej przykre przyzwyczajenie. Rok temu normy w Rybniku przekroczone były przecież o ponad 3000 proc.
Czyli w Rybniku nikt nie kopci, a i tak przekroczenia norm idą w tysiące procent. Mandat za smog jest praktycznie bezużyteczny. Rzecznik rybnickich strażników dopowiada, że w całym 2018 r. ujawniono tylko 9 przypadków nieprzestrzegania zapisów antysmogowych i w tych sprawach skierowano wnioski o ukaranie do sądu. Na wszystkie 1563 kontrole przypadające na 2018 r. w 125 przypadkach stwierdzono spalanie niewłaściwych substancji. Czyli w Rybniku ta niska emisja nie jest aż takim problemem - z tego wynika. To skąd ten rekordowy smog?
W Katowicach mandat smogowy też nie za bardzo działa.
No to może w Katowicach? Przecież właśnie w stolicy województwa śląskiego już z powodzeniem testowano drony do walki ze smogiem. A mieszczący się w Katowicach Główny Instytut Górnictwa wymyślił Eko Patrol. Wreszcie sam słyszałem katowickich strażników miejskich, którzy narzekali na brak możliwości egzekucji.
Więc jak owa możliwość w końcu się pojawiła, strażnicy z Katowic pewnie wypisują mandat za mandatem i krok po kroku uczą mieszkańców jak nie truć się wzajemnie, prawda? Niestety, nic z tych rzeczy. Owszem, kontroli jest nawet sporo. Ale od października wystawiono tylko sześć mandatów antysmogowych na łączną kwotę 650 zł. Jeżeli myślimy, że kogoś nauczymy dbania o czyste powietrze mandatem rzędu 100–200 zł, to chyba lepiej dać sobie spokój z tym kontrolami. One też kosztują, a efekt nawet statystycznie jest mizerny.
No to dzwonimy do najbardziej zanieczyszczonych miast.
Opoczno, Żywiec, Wodzisław Śl. - między innymi te miasta pojawiają się we wszelkich rankingach dotyczących najbardziej zanieczyszczonych miast Europy, zazwyczaj w ścisłej czołówce. Tylko w Opocznie odnotowuje się 150 dni w roku z przekroczonymi normami powietrza. Unijne normy mówią, że pyłów PM10 może być więcej niż powinno tylko przez 35 dni w ciągu 12 miesięcy. I niektórym miastom w Polsce to się udaje. Np. w Białymstoku (2 dni w roku z przekroczonymi normami), Sopocie, Suwałkach (po 3 dni), czy w Słupsku (6 dni).
Ale w takich miastach jak właśnie Opoczno, Żywiec, czy Wodzisław Śl. doskonale wiedzą co to smog. Odczuwają go co najmniej raz w tygodniu. Czy w walce o czyste powietrze pomagają im mandaty smogowe?
Wodzisław Śląski? Zero mandatów za naruszanie przepisów uchwały antysmogowej. Żywiec? Od momentu rozszerzenia kompetencji strażom gminnym przeprowadzono tutaj 27 kontroli. I też nie nałożono żadnego mandatu za smog.
Stolica nadrabia: dwa mandaty dziennie.
Warszawski Alarm Smogowy uważa, że Warszawa jest europejską stolicą smogu. Wg ich danych oddychający miejskim powietrzem Warszawiak przez dwie godziny wprowadzi do organizmu taki poziom zatrucia jak po 1200 wypalonych papierosów. Koszty leczenia z tym związane tylko w stolicy Polski wycenia się na 6 mld zł. Rocznie smog w Warszawie ma zabijać ok. 3 tys. osób.
I chyba w Warszawie bój o czyste powietrze traktują jak najpoważniej. Mandat za smog tutejsi strażnicy miejscy wypisują średnio dwa razy dziennie.
Walka ze smogiem? Nie ma co się oszukiwać - to prowizorka.
Aktywność strażników gminnych na froncie walki o czyste powietrze nie napawa optymizmem. Naiwnie sądziłem, że gdy sami strażnicy nawołują do takiej nowelizacji prawa, która pozwoliłaby im efektywnie zwalczać smog, to im samym po prostu musi na tym zależeć. Ale chyba nic z tych rzeczy.
Mamy już przepisy, odpowiednie służby mundurowe wyposażono w możliwości ich egzekwowania. I ciągle się dziwimy, że mimo wszystko smog nie odpuszcza. A może to tylko udawana wojna? Że niby jest sprzęt, logistyka i żołnierze w gotowości, a tak naprawdę nikt za bardzo nie chce wystrzelić pierwszego naboju?
Można byłoby na tę prowizorkę spuścić zasłonę milczenia. To przecież nie pierwszy raz, gdy ktoś nie wykorzystuje przepisów i swoich kompetencji. Ale tutaj jest nieco inaczej: owa bierność kosztuje. I to konkretnie: dziesiątki tysięcy ludzkich żyć rocznie. To może przestaniemy w końcu udawać?