Politycy chcą wiedzieć, jak działa Gmail. Wysłali do Google'a pięć prostych pytań
Sztuka epistemologiczna nie ginie w Stanach Zjednoczonych. Google dostał od senatorów list, w którym pytają o czytanie maili użytkowników Gmaila.
Prowadzenie korespondencji z przedstawicielami największych firm technologicznych, najwyraźniej przypadło do gustu amerykańskim senatorom. Nie tak dawno otrzymali solidną porcję środka nasennego w formie dwóch listów od Facebooka. Firma Marka Zuckerberga tłumaczyła w nich, jak działa i jak traktuje prywatność swoich użytkowników. Tym razem do pisania zaadresowanych do senackiej komisji listów został wezwany Larry Page.
Ludzie listy piszą nawet w dużych Stanach.
Członkowie Komisji Handlu, Nauki i Transportu wysłali list, w którym pytają CEO Alphabetu o to, jak Google, a konkretniej Gmail, chroni prywatność swoich użytkowników. List jest dostępny do przeczytania w sieci. Zawiera wstęp i tylko pięć pytań, ale za to bardzo konkretnych. Senatorowie chcą dokładnie poznać proces, podczas którego sprawdzane są aplikacje. Chcą wiedzieć, jakie Google narzuca ich twórcom zasady dotyczące zbierania i przetwarzania danych. Pytają, czy pracownicy Gmaila mają dostęp do maili jego użytkowników i jak Google zabezpiecza się przed wścibstwem z ich strony. Na liście znalazło się też pytanie, czy do nadużyć na polu prywatności maili już kiedyś doszło i czy Google zawiesił jakąkolwiek aplikację, za nieprzestrzeganie zasad. Na koniec zapytano, czy Google wie o tym, że jacyś twórcy aplikacji dzielą się z innymi pozyskanymi z Gmaila danymi.
Google broni się, że użytkownicy sami zgadzają się na czytanie maili.
Zaniepokojenie senatorów wywołały doniesienia medialne zapoczątkowane przez artykuł opublikowany w Wall Street Journal. To w nim dziennikarze ujawnili nadużycia prywatności, których ofiarą padają użytkownicy Gmaila.
Senatorowie przywołują w liście najbardziej jaskrawy przykład nadużyć opisany przez WSJ. Firma Return Path Inc. dała swoim analitykom dostęp do 8 tys. maili. Gmail tłumaczy, że użytkownik za każdym razem, kiedy zaczyna korzystać z nowej aplikacji, musi udzielić jej zgody na dostęp do swojej skrzynki mailowej. I ma rację. Problem polega na tym, że nikt o zdrowych zmysłach i dobrej woli nie zakłada, że ludzie czytają te wszystkie regulaminy.
Większość użytkowników myśli, że ich korespondencję będą przeczesywać wyprane neutralne i obojętne ich życiu algorytmu. Nikt nie spodziewa się pana Maćka z działu analiz, który popijając kawę w firmowym kubku, czyta o tym, jaką bieliznę ludzie kupują matkom, żonom i kochankom, albo na jakich zasadach chcą negocjować nową umowę z klientem. I nikt nie czuje się z wizją pana Maćka dobrze albo bezpiecznie.
Doceniam, że senatorowie ograniczyli się do konkretów i nie rozmyli istoty problemu, zahaczając o tematy pokrewne, a tych pewnie mogło być sporo. Pozostaje nam teraz tylko czekać na odpowiedź Google'a.