Kupiłem konsolę dla jednej gry. A potem przyszło rozczarowanie
Pamiętam moment, w którym konsola od Sony po raz pierwszy pojawiła się w moim domu. Co to były za emocje. Wspaniałe chwile i wielka radość. Ale to było dawno, przy okazji premiery PlayStation 3...
Nie jestem graczem. Kiedyś nim byłem, ale to było w czasach, gdy gdy konsola o możliwościach PlayStation 4 była w sferze marzeń.
Moją pierwszą konsolą kupioną za własne pieniądze było PlayStation 3. Dbałem o nią, zabierałem ze sobą przy okazji każdej przeprowadzki, aż w końcu powiedziałem pas.
Konsola zaczęła być zbędna. Od lat grałem tylko w dwie gry, obydwie piłkarskie. W zależności od edycji wybierałem albo Fifę, albo PES-a. Nie grałem w nic ponad to. Raz, że brakowało czasu, a dwa, że gdy chciałem w coś pograć, to właśnie w symulator futbolu.
Dopiero gdy rok rok temu kolega mimochodem rzucił, że posiada PlayStation 4, ale konsola leży u niego w domu i się kurzy, pomyślałem - być może to pora, by wrócić do grania?
Kolega konsoli nie potrzebował, ale sam nie był pewny, czy zamierza się jej pozbyć. Pomogłem mu zatem w podjęciu decyzji i po krótkim namyślę wyszedłem z propozycją. Udało nam się dojść do porozumienia. Kupiłem PS4 i czułem się jakbym... przestrzelił.
Na początku byłem podekscytowany faktem posiadania nowej konsoli. Moja wysłużona PlayStation 3 leżała w garażu i kurzyła się, zapomniana.
Nowa konsola dawała nowe możliwości. Chciałem pograć w najnowsze gry, ale szybko złapałem się na tym, że nie mam pojęcia, w co warto grać. Stojąc przed sporym dylematem, czym prędzej zwróciłem się o pomoc do redakcyjnego specjalisty od gier.
Szymon polecił mi kilka produkcji, a ja rozpocząłem testy. Na pierwszy ogień poszły Resident Evil, UFC, Battlefield, Batman, Metal Gear Solid i Destiny.
Nim stałem się posiadaczem PS4, sądziłem, że po zakupie wejdę do jakiegoś innego świata. Wydawało mi się, że znów wróci chęć w grania w każdą nowość - jakże wielkie było moje rozczarowanie.
Wyszło na to, że pograłem w dwie części Battlefielda i było świetnie, ale krótko. Ta gra ma w sobie magię, która mogła mnie zatrzymać na dłużej, ale absolutnie i w żaden sposób rozgrywka on-line nie zatrzymała mnie na dłużej.
Dużo bardziej wolę rozgrywkę w formie kampanii i fabuły, w którą mogę wsiąknąć w stu procentach. W Battlefieldzie kampanie są świetne, ale za krótkie.
Później zmiotłem kilku przeciwników w UFC, spróbowałem potyczek przez internet, zagrałem kilka turniejów, a teraz... żałuję każdej złotówki wydanej na tę grę. Na początku było fajnie, podobało mi się, ale im dalej w las tym mniejsze było moje zainteresowanie tą grą.
Czy grałem w cokolwiek innego?
No jasne! Przetestowałem kilka gier i koniec końców uznałem, że to jednak nie dla mnie. Żadna platformówka, przygodówka, gra sportowa, czy cokolwiek innego. Nic nie mogło mnie przytrzymać przy konsoli dłużej, niż przez godzinę.
Nie zrozumcie mnie źle. Gry dostarczają sporej dawki rozrywki, ale jest w nich coś - sam nie wiem co - co nie dostarcza mi już euforii. Kiedyś, gdy grałem na konsoli, czułem, że nie mogę się oderwać. Miałem wrażenie, że dopóki nie skończę gry, dopóty nie pójdę spać.
Dzisiaj jedyne co mi zostaje, to podziwianie tego, jak rozwija się branża gier i czytanie o tym, jak gry wchodzą do mainstreamu, i przestają być tylko i wyłącznie rozrywką dla małolatów.
PS. Sprzedam Opla PlayStation 4. Tylko poważne propozycje.