Tę zmianę na Facebooku polubią trolle, żartownisie i mistrzowie manipulacji. I tylko oni
Facebook zmienił działanie mechanizmu edytowania postów. Ułatwił tym samym życie wszystkim żartownisiom i oszustom, których na największym portalu społecznościowym świata nie brakuje.
Na Facebooku zrobienie literówki to nie koniec świata tak jak np. na Twitterze, gdzie o możliwość edycję tweetów użytkownicy błagają od lat. Po opublikowaniu posta na portalu Zuckerberga można wprowadzić w nim zmiany i szybko ukryć przed wścibskimi oczami kompromitującego byka.
Od teraz można to zrobić szybciej niż kiedykolwiek!
Do tej pory Facebook przypominał wszystkim o każdej naszej pomyłce skutkującej edycją wpisu. Posty na Facebooku, które doczekały się nowej wersji, były stosownie oznaczone. Teraz to oznaczenie jednak zniknęło.
Facebook najwyraźniej nie chce już tego faktu eksponować - czy to by budować wrażenie, jakoby wszyscy na portalu byli nieomylni, czy też po to, by nie zakłócać nam przeglądania feedu. To fatalna decyzja.
Od niedawna informacja o edycji postu jest schowana w rozwijanym menu. Dopiero po kliknięciu w strzałkę w prawym górnym rogu można przejść do historii edycji danego posta, ale brakuje komunikatu informującego o edycji, który był widoczny wcześniej.
Jestem z tej zmiany niezmiernie niezadowolony.
Tutaj od razu przyznam się, że sam widząc podczas przeglądania swojego walla podpis "post edytowany" wielokrotnie z ciekawości sprawdzałem, co się w nim dokładnie zmieniło. Czasem były to poprawione literówki, a czasem znajomy po publikacji wiadomości ochłonął i sformułował myśl w bardziej wyważony sposób.
Nie to jest jednak przyczyną mojego rozczarowania. Informacja o edycji była bardzo dobrym sposobem, by chronić osoby postronne przed wszelkimi żartownisiami i oszołomami. Nietrudno sobie wyobrazić sytuację, w której ktoś wykorzysta nowy mechanizm by narobić zamieszania.
Jestem pewien, że zaraz znajdą się dowcipnisie albo, co gorsza, polityczne oszołomy, którzy mówiąc po internetowemu chcą po prostu patrzeć, jak świat płonie. Wystarczy, że wrzucą status "partia XXX jest do kitu" a po zebraniu głosów poparcia zmienią nazwę formacji politycznej na inną.
Gównoburza gotowa.
Jasne, tylko dwa kliknięcia dzielą nas od odkrycia pierwotnej wersji takiego posta - ale to o dwa kliknięcia za dużo. Osoby, które przyzwyczaiły się do podpisu "post edytowany" nie widząc go mogą założyć, że faktycznie komentarz czy też nawet głupie polubienie odnosi się do takiej spreparowanej wiadomości.
Najgorsze jest to, że jeśli ktoś dokona edycji posta, który uprzednio skomentowaliśmy, to się o tym nigdy nie dowiemy. Myślałem, że Facebook wdrożył chociaż taki mechanizm obronny przed manipulacją, ale nic z tego. Powiadomień o tym, że ktoś majstruje przy poście pod którym się wypowiedzieliśmy w przeszłości, nie przewidziano.
Domyślam się, że zmiana funkcji edycji posta może wywołać sporo napięć, dlatego z tego miejsca apeluję: widząc na Facebooku komentarze znajomych pod kontrowersyjnym statusem, wyrażające aprobatę dla jakiejś porąbanej idei, sprawdźcie dokładnie, czy ktoś przypadkiem nie edytował pierwotnego posta.
Teraz jest prawdopodobne, że to wcale nie ukrywający się przez całe życie oszołom tylko znajomy, którego ktoś inny perfidnie zrobił w konia.
PS Szkoda, że nikt ekipie Marka Zuckerberga nie sprzedał pewnej złotej myśli: "jak działa to nie rusz"...