REKLAMA

Teraz już wiem, dlaczego pokochałem Chromebooka

Coraz rzadziej pobieram nowe aplikacje. Kilka miesięcy temu pisałem o tym w kontekście smartfona. Rzecz dotyczy również peceta, ma też ciekawą konsekwencję w przypadku Chromebooka.

chromebook
REKLAMA
REKLAMA

Już się tym kiedyś chwaliłem, ale powtórzę. Na swoim komputerze z Windows 10 nie zainstalowałem żadnej aplikacji ze sklepu Microsoftu. Nie korzystam też z wielu programów spoza niego. Używam kilku przeglądarek, odtwarzacza VLC, prostych i darmowych programów do obróbki grafiki, Skype’a i pakietu biurowego. Interesujące, że do tego ostatniego również zaglądam coraz rzadziej. Z prostego powodu. Wybieram do pisania Worda Online lub Dokumenty Google. Od czasu do czasu  korzystam z programu Switch Hitter. To aplikacja diagnostyczna służąca do sprawdzania czasu reakcji klawiszy w klawiaturze mechanicznej.

Dostęp do większości usług daje mi przeglądarka. Na szczycie zestawienia znajdują się oczywiście usługi Google. Od lat nie obsługuję poczty inaczej, niż z poziomu aplikacji webowej. Tak jest też choćby z Deezerem. W tym ostatnim przypadku modlę się, by po ostatniej aktualizacji Chrome’a nie okazało się, że webowa wersja serwisu przejdzie do historii. Deezer bowiem upiera się przy flashu, co zresztą nadal potwierdza strona pomocy serwisu.

Co jeszcze? Mój pasek zakładek w Chrome to licząca ponad 80 pozycji lista faviconów. Nie wyobrażam sobie używania osobnych aplikacji Messengera czy Facebooka. Filmy na Netfliksie też oglądam przez przeglądarkę, podobnie jest z HBO GO (zresztą w tym przypadku nie ma nawet odpowiednika na Windowsa). Zupełnie nie czuję potrzeby instalacji aplikacji z newsami, pogodą itp.

Już wiem, dlaczego pokochałem Chromebooka

Mam to szczęście, że nie muszę korzystać ze specjalistycznego oprogramowania, dlatego w większości przypadków wystarcza mi Chrome. Zapewne właśnie dlatego tak bardzo zachwyciłem się Chromebookiem. Na pewno zaś z tego powodu nie miałem pokusy, by zmienić na tym urządzeniu wersji kanału ze stabilnej na deweloperską, by umożliwić instalację Google Play i zapewnić sobie dostęp do androidowych aplikacji. Mój Chromebook znajduje się na liście urządzeń, które uzyskają taką możliwość.

Może inaczej. Pokusę oczywiście miałem, ale szybko mi minęła. Najpierw przejrzałem listę aplikacji, których używam na smartfonie z nadzieją, że przydadzą się na Chromebooku. Oprócz tych od Google'a czy kalkulatora korzystam z Instagrama, Facebooka, Messenegera, Kindle’a, Trello i Slacka, Deezera, Goodreads, SkyCasha, Flipboarda, mobileMPK, WhatsAppa, Skype'a, menadżera plików, aplikacji Filmwebu, Allegro, oraz banku, w którym mam konto.

Co wynika z powyższego zestawiania? Poza aplikacją Kindle i może Instagramem nie znalazłem żadnej usługi czy programu, z których nie można wygodnie korzystać w przeglądarce. Książki czytam jednak na czytniku, a zdjęcia robię smartfonem. Tym samym nie mam już żadnego powodu, by instalować Google Play.

Mam bardzo niewielkie potrzeby. Osiągnąłem nirwanę

REKLAMA

Gdy irytuję się z powodu Windowsa, a zdarza mi się to dość często, myślę czasem o przesiadce na Maca. Pokusa szybko mija, bo przy moim sposobie korzystania z komputera nie ma ona większego sensu. Mam dokładnie odwrotnie niż Przemysław Śmit, który opisując czasową przesiadkę z komputera Apple na peceta z Windowsem za minus uznał konieczność korzystania z usług w przeglądarce.

Po kilku miesiącach używania Chromebooka wiem jedno. Dziś bez wahania zdecydowałbym się na droższy model z lepszą konfiguracją. Dlaczego? Bo "przeglądarkowy system" jest jakby stworzony dla mnie.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA