Przeglądarka, w której możesz otworzyć tylko jedną kartę? Poznajcie Colibri
Colibri to nowa i nietypowa przeglądarka internetowa, ale trudno traktować ją inaczej, niż jak ciekawostkę. Jej twórcom zamarzył się powrót w czasie do ery Internet Explorera z ubiegłego wieku.
Na smartfonach królują aplikacje, ale w komputerach osobistych przeglądarka internetowa to wciąż jeden z najważniejszych programów. Idealny program tego typu powinien dawać kompromis pomiędzy liczbą funkcji i dodatków, a szybkością działania.
Kastrowanie przeglądarki z jej najważniejszej funkcji nie jest jednak dobrą drogą.
Jeszcze w ubiegłej dekadzie na rynku przeglądarek internetowych dokonał się przełom. Dzisiaj to może się wydać śmieszne, ale kiedyś nie dało się przeglądać więcej, niż jednej strony w jednym oknie. Przez lata naśmiewano się z Internet Explorera, który nie wprowadził mechanizmu kart - ten był na tamte czasy rewolucyjny, ale najpierw pojawił się u konkurencji.
To jednak prehistoria. Spośród dziesiątek przeglądarek internetowych liczy się tak naprawdę tylko kilka programów. Są to rozwijane od lat Google Chrome, Mozilla Firefox i Internet Explorer, a gdzieś tam w ogonie ciągnie się jeszcze mająca swoich fanów Opera, Safari na komputerach Apple'a i niemogący się przebić Edge od Microsoftu.
Czasem różne inne twory na chwilę zainteresują publikę, znajdą niszę i nieznaczącą zbyt wiele statystycznie grupę użytkowników. Jeszcze niedawno internet zachwycał się Vivaldi - ale to akurat jestem w stanie zrozumieć. Twórcy tej przeglądarki akurat mieli na nią pomysł, ich produkt faktycznie mógł się podobać i mimo pewnych ograniczeń znaleźć fanów.
Pomysł twórców Colibri jest za to po prostu chybiony.
To przeglądarka internetowa, której wyróżnikiem jest to, że... nie pozwala pracować w kartach. Można wyświetlić wyłącznie jedną stronę internetową naraz, a by przejść do kolejnej jesteśmy zmuszeni, by zamknąć poprzednią. Przebłysk geniuszu? Jak tylko trafiłem na opis Colibri to wiedziałem, że to coś zupełnie innego.
To rozwiązanie jest, tak po prostu, niepraktyczne. Nie wszyscy używają kart w przeglądarce jak schowka na zakładki i mało kto otwiera 100 kart z YouTube'a w tle, bo nie umie zrobić playlisty (znam takie osoby, ale nie mogę powiedzieć o kogo mi tutaj chodzi, bo pewnie będzie czytać ten tekst przed publikacją).
Przykładów nawet nie chce mi się wymieniać, ale chociażby wyszukanie śmiesznego obrazka z kotem podczas odpowiadania na komentarz na Facebooku wymaga otworzenia dwóch stron internetowych jednocześnie.
Twórcy Colibri są tym jednak niezrażeni, a ich przeglądarkę w wersji beta można pobrać już na komputery z systemem macOS. Owszem, program wygląda minimalistycznie i schludnie, ale to trochę za mało. Nic, no po prostu nic nie jest w stanie mnie tutaj przekonać do porzucenia Safari.
Nie wspominam nawet o tym, że aplikacja dostępna jest tylko na macOS (chociaż edycja na Windows, iOS i Androida jest podobno w drodze). Codziennie korzystam przecież z podglądu otwartych kart z jednego urządzenia na innym... chociaż w tym kontekście nawet myślenie o synchronizacji kart jest kuriozalne.
W Colibri tych kart po prostu nie ma.
Jak myślę o tym dalej dalej, to nie chciałbym też porzucać swojej listy Czytelnia i listy kanałów RSS do szybkiego podglądu newsów, które oferuje mi Safari. To wszystko jednak blednie przy tym, że twórcy Colibri chcą w 2016 roku za przeglądarkę bez kart, po upłynięciu testów beta, pobierać opłaty.
Nawet na urządzeniach mobilnych przeglądarka internetowa pozwala otwierać wiele kart. Owszem, aplikacje mają tylko jeden ekran, ale aplikacja to w mobilnym świecie odpowiednik jednej witryny internetowej. Przeglądarka - czy to Chrome na Androida, czy to Safari na iOS-a - pozwala tych kart otwierać wiele.
Absurdalne w Colibri jest zresztą to, że przecież nic nie przeszkadza w tym, żeby używać tylko jednej karty w klasycznej przeglądarce - a takie preinstalowane Safari pozwala nawet ukryć przyciski i cały pasek kart...