Monachium po 9 latach rozważa rezygnację z Linuksa. Ja wytrzymałem 9 godzin
Ręce mi się trzęsą na myśl, że zostałem oddelegowany do stworzenia kolejnego wpisu na temat Linuksa, bo już ja dobrze wiem jak to się kończy z pisaniem o tym systemie. Zaraz rozszarpią mnie w komentarzach jego fanatycy. Jest ich - jak to mówią - mało, ale za to wariaty.
Oczywiście chodzi mi o Linuksa w wersji konsumencko-pecetowej, bo jak powszechnie już przecież wiadomo - można sobie zakłamywać rzeczywistość i kpić do woli, ale pingwin generalnie rządzi światem, choćby na naszych smartfonach i rok Linuksa trwa nieustannie gdzieś tak od 2011. Ale z Linuksem jako alternatywą dla Windowsa na PC generalnie nie jest, przynajmniej opierając się na moich doświadczeniach, zbyt dobrze i do takiego wniosku doszli ostatnio między innymi urzędnicy w Monachium.
Linux Master Race
Ja jestem w stanie ich zrozumieć, ponieważ wszystkie moje przygody z Linuksem kończą się tragicznie, w ostatnim podejściu skapitulowałem już po 9 godzinach. No niby mógłbym przezwyciężyć te trudności, niby mógłbym nawet nauczyć się programować i niby mógłbym sam sobie pisać sterowniki do połowy podzespołów, których nie chcą wykrywać Mint i Ubuntu, ale po co? Jestem tylko jednym z miliardów użytkowników komputerów, dla których prymitywny, prostacki, archaiczny, uwłaczający inteligencji Windows jest rozwiązaniem w zupełności wystarczającym. Powiem wam więcej, ja te okienka nawet lubię.
I do tych miliardów zadowolonych ze swojego prymitywnego Windowsa jamochłonów zaliczają się także urzędnicy z Monachium. A to dlatego, że Linux, czy w zasadzie LiMux, z którego korzystają w Monachium nie przypadł do gustu pracującym w ratuszu urzędnikom. Co więcej, okazało się, że przejście na otwarte oprogramowanie wcale nie ograniczyło kosztów. Z jednej strony nie trzeba płacić doli Microsoftowi, z drugiej - systemowi brak ważnych dla urzędników opcji, ciągle coś trzeba konfigurować, a w związku z tym potrzebne jest utrzymywanie sztabu technicznego. No i wreszcie sedno sprawy, "it's political", czyli jeden z burmistrzów miasta to po prostu daleki krewny Maćka Gajewskiego i siłą rzeczy jest fanem Windowsa i pakietu Office.
Należy przy tym nadmienić, że Linux w tej monachijskiej debacie ma też swoich obrońców. Wskazują oni na ideologiczne uwiązanie do Microsoftu oraz konieczność wymiany sprzętu na o wiele nowszy, by sprostać wygórowanym wymaganiom kolejnych wersji Windowsa.
Linux w Monachium się nie sprawdza, ale to niekoniecznie wina Linuksa
Jakkolwiek z artykułu można wysnuć wniosek, iż nie jestem przesadnym fanem tego systemu operacyjnego - nic bardziej mylnego. Żartuję sobie, ale z sympatią. Decyzję na temat tego, czy dla urzędników lepszy jest Windows, czy jednak Linux, pozostawiam ekspertom. Natomiast niewątpliwie wdrażanie tego typu inicjatyw powinno mieć charakter kompleksowy - a więc na szczeblu krajowych, a w przypadku państwa takiego jak Polska - może nawet na szczeblu unijnym. Przy takiej skali projektu, taki Eurolux czy Polux (zwał jak zwał) prawdopodobnie wyzbyłby się wad, z którymi boryka się monachijska wersja tego eksperymentu - między innymi brakiem odpowiedniego oprogramowania oraz niekompatybilnością z innymi niemieckimi miastami.